Cześć Tato!

7.9K 400 9
                                    

Będzie mi bardzo miło jeśli polubisz mój profil na FB: WARTKA AKCJA i ZAOBSERWUJESZ NA INSTAGRAMIE: wartka_akcja Znajdziesz tam informacje o książkach, odnośniki do strony internetowej z moimi opowiadaniami, inspirujące cytaty... Jeśli lubisz czytać to co pisze na wattpad to serdecznie Cię zapraszam na moje profile :-)

***

Zadali sobie bardzo dużo trudu, żeby mnie tu ściągnąć, pomyślała Victoria, kiedy mięli znak powitalny stanu Arizona. Widoki za oknem robiły się co raz bardziej surowe, a w oddali widać było prerie. Kamień, który miała na szyi zadrżał. Wzięła go do ręki, ale nie przestawał wibrować. Chyba mam omamy, stwierdziła. 

- Już niedługo będziemy w domu - w głosie Zacha usłyszała ulgę. 

- Nie powiem, żebym się cieszyła - mruknęła, ale kierowca wzruszył tylko ramionami i pogłośnił radio. Spokojny głos w radio zapowiadał upalny tydzień. 

- Nie jesteś go ciekawa? Twojego taty? - spytał Keith. 

- Do dnia wczorajszego nawet nie wiedziałam, że istnieje.

- To wszystko przez... 

- Odczep się od mojej matki! - warknęła w kierunku Zacha, nie pozwalając mu dokończyć. Miała dość tego, że wciąż ją oczernia. - Jeśli  o nim nie wspominała, to znaczy, że miała ku temu jakieś powody! 

- Nigdy o niego nie pytałaś? - Keith posłał przyjacielowi ostrzegawcze spojrzenie.

- Może raz - przyznała wracając myślami do wspomnień z dzieciństwa. - Miałam jakieś pięć lat i byłam w przedszkolu. Jedno z dzieci odebrał ojciec. Zapytałam się wtedy mamy, czemu nigdy nie obiera mnie tata. 

- I co ci powiedziała? 

- Że niektóre dzieci nie mają ojców, a niektóre mają ich dwoje. 

- Łyknęłaś to? 

- Nowy Jork to otwarte miasto, gdzie zdarzają się przecież różne konfiguracje. Miałam koleżankę, która miała dwie mamy... Inne dzieci, których rodzice się rozwiedli, żyły w ogromnych, patchworkowych rodzinach. Nikt się niczemu nie dziwił... Ojciec mieszka na ranczu? - spytała gdy zjechali z głównej drogi. 

- Wszyscy mieszkamy na ranczu - odparł Keith. - Tworzymy jedną wielką rodzinę. Jak to ładnie ujęłaś ... patchworkową. 

- Żyjecie w komunie? 

- Nie używamy tego słowa. Jesteśmy  watahą. 

- Nazwa to nazwa - odparła nie wdając się w dalszą dyskusję. Była co raz bardziej ciekawa tego miejsca.  Po drodze mijali mniejsze budynki mieszkalne i  gospodarcze. Gdzieniegdzie pasło się bydło. Sielskie klimaty, pomyślała wyglądając przez okno i przyglądając się ogromnemu, drewnianemu domostwu, zbudowanemu z bali. 

-Jesteśmy na miejscu! - mruknął Zach zatrzymując samochód na podjeździe. Dopiero teraz dostrzegła jak bardzo był zmęczony podróżą. Co chwila rozmasowywał kark i prostował ramiona. Keith wysiadł z drugiej strony i przytrzymał jej drzwi. Wysiadła powoli, ale skrępowane nogi odmówiły jej posłuszeństwa. Upadłaby, gdyby Keith nie złapał jej w pasie i nie przytrzymał. 

- W porządku? - zapytał spoglądając w jej oczy. 

Nie wiedziała. Jedyne, co czuła to jego zapach. Intensywny i mocny. 

- Tak... Tak, wszystko ok - powtórzyła, gdy pomógł jej oprzeć się o maskę samochodu i wyciągnął z kieszeni nóż. Jednym płynnym ruchem rozciął jej więzy na stopach i zaczął rozmasowywać kostki. Jego dłonie były duże i ciepłe. Victoria zadrżała. 

- Idziecie? - zawołał Zach, przystając na schodkach werandy. 

- Chwila! -  Keith  wstał i rozciął jej więzy na dłoniach. 

Po chwili była już wolna. Rozmasowywała sobie nadgarstki, ciesząc się  że odzyskała władzę w kończynach. Wciągnęła w płuca powietrze. Nagle drzwi do domu otworzyły się z hukiem i oczom Victorii ukazał się wysoki, postawny mężczyzna. Jego włosy związane były w warkocz, a ramiona zdobiły tatuaże. Zadrżała. 

- Witaj w domu Victorio - powiedział mocnym głosem. 

Jakaś jej część nie chciała w to uwierzyć. Zawsze sądziła, że jej ojciec był jednym z tych gładkich kolesi, którzy mając romans, uciekają wtedy gdy pojawiają się komplikacje. Wyobrażała sobie nawet, że był finansistą, który chodzi do pracy w prążkowanym garniturze i codziennie pastuje sobie buty. Nie spodziewała się, że może chodzić w skórzanych spodniach i spranej koszulce, jakby należał do gangu motocyklistów. 

- Ty... ja... - Victoria nie była w stanie powiedzieć nic sensownego. Wpatrywała się w jego oczy. Doskonale znała te srebrzyste tęczówki. Widziała je dzień w dzień, spoglądając w swoje lustrzane odbicie.  

- Nie przywitasz się? -  powoli schodził po schodach. 

-Cześć... tato - zdołała wydukać, po czym zemdlała.Czyjeś sile ręce pochwyciły ją i uniosły.


PrzeznaczonaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz