Wstyd

5.7K 310 21
                                    

Będzie mi bardzo miło jeśli polubisz mój profil na FB: WARTKA AKCJA i ZAOBSERWUJESZ NA INSTAGRAMIE: wartka_akcja Znajdziesz tam informacje o książkach, odnośniki do strony internetowej z moimi opowiadaniami, inspirujące cytaty... Jeśli lubisz czytać to co pisze na wattpad to serdecznie Cię zapraszam na moje profile :-)

***

Seth

Siedzieli w milczeniu, wsłuchując się w odgłosy nocy. Każdy temat wydawał im się zakazany. Seth chętnie zapytałby się co takiego się wydarzyło, ale patrząc na twarz przyjaciela odnosił wrażenie, że miał on  w tym swój udział. Na jego pociągłej twarzy, malowało się zmartwienie i żal. 

-Co Wam zajęło tak długo? - kiedy usłyszał pytanie, usztywnił się. Odpowiedź na nie, byłaby równoznaczna z przyznaniem się do tego, że tak do końca nie miał pojęcia co dzieje się w życiu jego luny.  

-Mógłbym zapytać co się tutaj stało, ale tego nie zrobię, ty też nie pytaj- odpowiedział, a Robin ze zrozumieniem pokiwał głową. 

Cara 

Była wściekła. Najchętniej złamałaby mu nos, albo obiła inną wrażliwą część ciała i uciekła do domu. Miała nadzieję, że jej gehenna skończy się po wyjściu z jaskini. Liczyła na to, że wróci do obozowiska, opatrzy swoje rany, a później położy się na materacu i chwilę odpocznie. Niestety tak się nie stało. Kiedy Mick wyniósł ją z jaskini i postawił na ziemi, rozkazał jej zostać przy ognisku. Była tak oszołomiona, że posłuchała. Dopiero gdy zobaczyła jak podjeżdża wanem i każe jej wsiadać, pomyślała, że ten dzień, nie skończy się dobrze.

-Gdzie jedziemy? - spytała podejrzliwie, kiedy pochylił się nad skrzynią biegów i otworzył drzwi od strony pasażera. 

-Wsiadaj. 

-Nie powiedziałeś mi dokąd jedziemy... 

-Wsiadaj i nie dyskutuj! 

-Kolejny rozkaz?- zapytała obejmując się ramionami.

-Cara, jesteś jedyną osobą, która kwestionuje każde moje polecenie... 

-Nie dziw się, skoro nie umiesz rozmawiać - odparła dopiero po chwili gryząc się w język. Takie słowa w stosunku do kogoś tak wysoko postawionego w watasze, były nierozważne. Mick był nie tylko przyjacielem Robina, ale również człowiekiem, który szkolił wilki i zapewniał im tym samym bezpieczeństwo. Zadrżała pod ciężarem jego spojrzenia.

-Za chwilę zmienisz się w sopel lodu, dziewczyno  - powiedział z trudem zachowując spokój. - Chcę cię zabrać w miejsce, w którym jest sucho, ciepło i w którym będę na spokojnie mógł opatrzyć ci rany. 

Przełknęła ślinę słysząc jego wytłumaczenie. Chciał się nią zająć? Dlaczego? 

-Czy jeśli wsiądę z tobą do samochodu to nie zaliczysz mi szkolenia? - spytała ostrożnie. Oddała by wszystko za ciepłą kąpiel i wygodne łóżko, ale wiedząc co może się z tym wiązać wolała  zapytać. - Muszę wiedzieć - dodała widząc szok malujący się na jego twarzy. 

-Jutro rano odstawię cię do obozowiska, a to co się wydarzyło nie będzie miało wpływu na twoje szkolenie. Może być?

-Dziękuję - powiedziała wsiadając do furgonetki i zamykając za sobą drzwi. - Znaleźliście Victorię? - spytała gdy przekręcił kluczyk w stacyjce. 

-Rozdzieliliśmy się. Robin po nią poszedł. 

-Mam nadzieję, że uda mu się ją szybko znaleźć. Gdyby nie moje oczy ...

-Wiedziałem, że nosisz okulary, ale nie sądziłem, że... 

-Nie widzę w ciemnościach.  Jestem też dalekowidzem. Normalnie w mojej pracy moja wada mi nie przeszkadza.

-A kiedy jesteś wilkiem?

-Ciemność dalej stanowi przeszkodę. 

-Przepraszam Cara - kiedy wypowiedział te słowa, spojrzała na niego zdziwiona. 

-To, że wydaję wam polecenia wcale nie znaczy, że nie umiem przyznać się do błędu. - burknął - Przyznaję, że nie przeczytałem twojego profilu. 

-Uznałeś, że migam się przed szkoleniem? - spytała. 

-Tak - odpowiedział, zjeżdżając na wąską ścieżkę prowadzącą w głąb lasu.

-Gdzie my jedziemy? - spytała rozglądając się na boki, bo kompletnie nie znała tego miejsca.

-Do mnie - odparł. 

-Ale... - nie wiedziała, czemu nagle zrobiło jej się jakoś dziwnie. Dotychczas jedynie słyszała o miejscu w którym mieszkał Mick. Nigdy tam jednak nie była. Nie obracali się w tych samych kręgach, mieli innych przyjaciół. Była bardziej mieszczuchem, a on żył w drewnianej chacie z dala od cywilizacji. 

-Jesteśmy - powiedział zatrzymując samochód - Zaczekaj na mnie... proszę - dodał po chwili.  

Ze zdziwieniem przyglądała się mu jak okrąża auto i otwiera jej drzwi. 

-Masz problemy w ciemnościach - powiedział podając jej rękę. 

-Dzięki - mruknęła czując jak ciepła, silna dłoń podtrzymuje jej ramię. 

Dom urządzony był w drewnie. Na środku pomieszczenia stała duża wygodna kanapa, a przy ścianie znajdował się kominek. Było czysto i przytulnie.  

-Siadaj, opatrzę Ci rany - powiedział kładąc kluczki do samochodu na parapecie. 

***

Mick 

-Ała... to boli! - jęknęła, gdy dezynfekował jej rany. Gdy tylko przyniósł wodę utlenioną i spirytus zwinęła się w kulkę na końcu kanapy najpierw uznając, że sama opatrzy zranienia. Gdy uznał ten pomysł, za bezsensowny, co chwila wyciągała dłoń uchylając się przeprowadzanym przez niego zabiegom. 

-Czy jesteś pewna, że jesteś wilkiem? - spytał, gdy kolejny raz syknęła z bólu. 

-Przykro mi, że nie jestem twardzielem jak wszyscy twoi znajomi. Może wy z radością obnosicie się swoimi szramami, ale ja... Ała! - krzyknęła, gdy zaczął smarować jej dłonie maścią. 

-Obnosimy się ze swoimi szramami? - spytał z niedowierzaniem.

-A nie to robią wszystkie mięśniaki w okolicy?- spytała spoglądając na niego spod rzęs. 

-Nie sądziłem, że mam taką ksywę, bibliotekareczko.

-Co proszę? - tym razem to ona się oburzyła. 

-Ksywa za ksywę - odparł uśmiechając się do niej. Pomyślała, że kiedy się śmieje, jego oczy zaczynają błyszczeć. 

-Czy... - zdziwiona swoimi odczuciami, zawiesiła na chwilę głos. 

-Tak? - podchwycił natychmiast

-Myślisz, że mogłabym wziąć kąpiel? 

-Właśnie zabandażowałem ci ręce. Nie ma mowy, żebyś się sama umyła. Chyba, że chcesz, żebym ci pomógł. 

-Chcesz mnie umyć? - jej twarz pokrył ciemny rumieniec. 

-Jesteśmy wilkami do cholery. Nie wstydzimy się swoich ciał. 

-W takim razie... - przygryzła mocno wargę - ja chyba nie jestem wilkiem. 

*** 

Alice

Była potwornie zmęczona. Oczyszczanie ran nieprzytomnej Victorii wymagało niemal nieludzkiej siły i skupienia. Dziewczyna rzucała się przy najmniejszym dotyku, kwiląc z bólu, a ona musiała zrobić wszystko, żeby ulżyć jej w cierpieniu. Odetchnęła dopiero kiedy gorączka zaczęła spadać. Nawet nie zarejestrowała kiedy czyjeś silne ręce uniosły ją z podłogi.




PrzeznaczonaWhere stories live. Discover now