Nieznajomy

7.5K 343 28
                                    


Będzie mi bardzo miło jeśli polubisz mój profil na FB: WARTKA AKCJA i ZAOBSERWUJESZ NA INSTAGRAMIE: wartka_akcja Znajdziesz tam informacje o książkach, odnośniki do strony internetowej z moimi opowiadaniami, inspirujące cytaty... Jeśli lubisz czytać to co pisze na wattpad to serdecznie Cię zapraszam na moje profile :-)

***

Biegła przed siebie dopóki starczyło jej tchu, myśląc tylko o tym, żeby dotrzeć do miejsca, z którego mogłaby zadzwonić po pomoc.  Nie wiedziała gdzie się znajduje, ani w którą stronę powinna się udać.  Była na pustkowiu, a w zasięgu wzroku nie było nic, co  stanowiłoby jakikolwiek punkt odniesienia. W końcu zabrakło jej tchu, a drżące nogi odmówiły posłuszeństwa. Z głuchym łoskotem opadła na ziemię i zwinęła się w kłębek. Łzy obficie pociekły jej po policzkach. Otarła je rękawem, ale na ich miejsce  pojawiły się nowe. Weź się w garść, wstań, oddychaj,  powtarzała sobie w myślach gdy jej ciałem wstrząsały kolejne  spazmy. Zdawała sobie sprawę, że powinna wrócić i sprawdzić co się stało z jej ojcem, ale na samą myśl o ponownym zetknięciu się z tym chorym człowiekiem robiło jej się nie dobrze. Miała tylko nadzieję, że go nie zabiła. Przecież nie chciała  zrobić mu krzywdy. Broniła się ... Boże, czyż nie tak tłumaczą się wszyscy oskarżeni? Chwyciła kamień wiszący na jej piersi i ściskała tak długo, aż  ogarnął ją względny spokój. Może Jess ma rację i jej świecidełka faktycznie mają jakieś moce? Nie chcąc nad tym rozmyślać, zebrała się i ruszyła przed siebie. Nie mogła pozostać na pustkowiu. Jeśli Moses przeżył, to wkrótce zaczną jej szukać. 

*** 

Nie wiedziała jak długo wędruje. Nie miała orientacji przestrzennej, a wszystko w około wydawało jej się takie samo. Pustkowia Arizony nie były miastem, które dobrze znała i po którym umiała poruszać się po omacku. Ponadto zrobiło się ciemno, a temperatura spadła  o kilka stopni tak, że oddech zamieniał się w parę. Victoria przystanęła na chwilę i zadarła głowę do góry zachwycona widokiem nocnego nieba. Gdyby nie sytuacja w jakiej się znalazła, to usiadłaby na ziemi i zaczęła podziwiać gwiazdy. Niestety nie mogła sobie na to pozwolić. Musiała  uciekać. W pewnym momencie, gdzieś w oddali dostrzegła wątły płomień. Zupełnie tak, jakby ktoś w oddali rozpalał ognisko. Poczuła  jak wielki kamień spada jej z serca  i pognała w tamtym kierunku. 

*** 

Robin 

Ludzki strach był łatwo wyczuwalny. Szczególnie jeśli mieszał się z przerażeniem. Robin wyczuwał jego mieszankę już od dłuższego czasu, ale nie miał zamiaru wstępować na terytorium Mosesa, żeby sprawdzić co się tam dzieje. Wątły pokój, który zawarli między watahami mógłby runąć, a na to nie miał na razie zamiaru pozwolić. Zbliżały się igrzyska i dopóki watahy nie wybiorą nowego przywódcy całej sfory, nie zamierzał zaogniać i tak już nieciekawej sytuacji, która panowała między nimi. Postanowił rozpalić ognisko. Jeśli ktoś zabłądził, to sam do niego przyjdzie. 

Gdy zapach strachu zmieszał się z zapachem ekscytacji, Robin wiedział już, że miał rację i ktoś  zabłądził. Kobieta, skonstatował po chwili, gdy doleciała do niego ulotna woń cytrusowego szamponu.  Co raz bardziej zaintrygowany zmienił postać na ludzką i nałożył na siebie spodnie i koszulę, które zostawił wcześniej na ziemi. 

- Jest tu ktoś? - pytanie dopadło go, gdy zapinał ostatnie guziki.

Nie jest głupia i trzyma się na odległość, pomyślał obracając się w jej kierunku. 

-Tutaj! - zawołał, a wtedy dziewczyna rzuciła się w jego kierunku tak szybko, jakby gonił ją sam diabeł. Zmrużył źrenice, chcąc przyjrzeć jej się dokładniej.  Była mniej więcej w jego wieku, miała długie rude włosy i była bardzo przerażona. Jej makijaż był rozmazany, ubranie brudne, a włosy potargane. Czyżby ktoś ją napadł? Gdy do jego nozdrzy doleciał  ulotny zapach watahy Mosesa, zwinął dłonie w pięści. 

- Proszę, pomóż mi - powiedziała błagalnym tonem chwytając go za ręce. Jej dłonie były lodowato zimne. 

-Co się stało? - spytał podtrzymując ją za ramie i sadzając na powalonym pniu. 

-Porwali mnie! - wydusiła z siebie i schowała twarz w dłoniach. 

Nie mógł uwierzyć w to co słyszy. Jakiś czas temu, jego szpiedzy donieśli mu, że Moses będzie chciał  sprowadzić córkę  z Nowego Jorku. Nie wiedział jednak, czemu dziewczyna uciekła na wrogie terytorium i pogwałciła święte prawo. 

- Zabiłam go! - wychrypiała, gdy w końcu udało jej się opanować. 

- Kogo? - spytał zdziwiony, bo oprócz strachu i chwilowej ekscytacji, nie wyczuł od niej zapachu śmierci. 

- Mosesa. Ja... ja zabiłam mojego ojca! - wyrzuciła z siebie, patrząc na niego swoimi dużymi, srebrzystymi oczyma. 

Robi się ciekawie, pomyślał siadając obok niej i wyciągając z torby termos z herbatą. 

- Zabierzesz mnie stąd? - poprosiła, gdy podał jej kubek z gorącym napojem. 

Skinął głową i narzucił na nią swoją kurtkę. Oczywiście, że ją zabierze. Najpierw ją zabierze, a potem rozpęta piekło. 



PrzeznaczonaWhere stories live. Discover now