Obcy

5.5K 283 15
                                    

Będzie mi bardzo miło jeśli polubisz mój profil na FB: WARTKA AKCJA i ZAOBSERWUJESZ NA INSTAGRAMIE: wartka_akcja Znajdziesz tam informacje o książkach, odnośniki do strony internetowej z moimi opowiadaniami, inspirujące cytaty... Jeśli lubisz czytać to co pisze na wattpad to serdecznie Cię zapraszam na moje profile :-)

***

Victoria 

Siedzieli na tarasie popijając cierpkie wino. 

-Nie przemęczasz się? - spytał ją Keith opierając się o barierkę werandy. 

-Dużo zwiedzam i poznaję rancho- odparła. Było to kłamstwo, ale na szczęście  tylko w połowie. Owszem poznawała je, ale robiła to poprzez ciężką, fizyczną pracę. Kiedy razem z Walerie odstawiły chłopców na autobus, dopijała kawę, po czym szybko przebierała się w wygodny dres i udawała do domu Zacha. Brat zazwyczaj już na nią czekał. 

-Życie tutaj nie należy do prostych - stwierdzenie Keitha wyrwało ją z zamyślenia. 

Miała ochotę zapytać, czy życie gdziekolwiek należy do prostych, ale powstrzymała się. Keith uznał jej milczenie za potwierdzenie swoich słów po czym usiadł obok niej na drewnianej ławce. Oparła się o jego ramię, chłonąc ciepło i ciesząc się poczuciem bliskości. Keith ziewnął. Spojrzała na niego z ukosa. Był zmęczony. Wstawał bardzo wcześnie, a praca z końmi, która należała do jego obowiązków była ciężka i wyczerpująca.

-Jak chcesz, możesz iść się położyć - powiedziała.

-A ty?- czyżby w jego głosie usłyszała ulgę. 

-Ja jeszcze trochę tu posiedzę. Może poczekam na ojca.

-Serio?

-Tak, dawno go nie widziałam... 

-Ma dużo pracy. 

-Jak każdy alfa - mruknęła wzruszając ramionami.

-Nie mów mi, że Robin miał dla ciebie więcej czasu.

-Nie, nie miał. Ale przynajmniej nie wyglądało to tak, jakby przede mną uciekał. 

-Spędzałaś z nim dużo czasu? Z Robinem? Co tam w ogóle robiłaś?- zapytał, a Victoria zastanawiała się, czy to jeszcze zwykła ciekawość, czy przesłuchanie. Spojrzała w szczere oczy Keitha i i sklęła samą siebie za głupie podejrzenia. 

-Byłam w obozie dla rekrutów - odparła. - Dużo ćwiczyłam - uniosła dłoń i napięła mięśnie. Cieszyła się, że zarysowują się już pod skórą. Była wręcz z siebie dumna. 

-Musiało być ci ciężko. Wiem, jaki Robin potrafi być - mruknął Keith. - Chyba lepiej ci z nami, prawda? Może to nie Nowy Jork, ale i tak nasze rancho jest dla ciebie bardziej  przyjazne niż obóz rekrutów. Gdybyś miała wybierać, to zostałabyś z nami, prawda? 

Uśmiechnęła się pod nosem, bo nie wiedziała czy Keith faktycznie ją pyta, czy stwierdza fakt. 

-No i jeszcze ja tu jestem - wyszeptał całując ją delikatnie w policzek - a ze mnie byś chyba nie zrezygnowała, prawda? Nawet będąc w radzie...

-Co ma do tego rada? - spytała.

-No... nie zrezygnowałabyś chyba ze swojej rodziny, będąc w radzie? 

-Keith... proszę. Żeby dostać się do rady muszę się w ogóle przemienić. 

-Myślę, że rada przyjmie cię i bez przemiany - mruknął ziewając. 

A więc o to tu chodzi, pomyślała. Moses i jego wataha uważają, że zostanie przyjęta do rady bez względu na to, czy uda się jej przemienić. Ciekawa teoria.

PrzeznaczonaWaar verhalen tot leven komen. Ontdek het nu