Uzdrowienie

5.6K 318 12
                                    

Będzie mi bardzo miło jeśli polubisz mój profil na FB: WARTKA AKCJA i ZAOBSERWUJESZ NA INSTAGRAMIE: wartka_akcja Znajdziesz tam informacje o książkach, odnośniki do strony internetowej z moimi opowiadaniami, inspirujące cytaty... Jeśli lubisz czytać to co pisze na wattpad to serdecznie Cię zapraszam na moje profile :-)

***

Robin

Nerwowo krążył po pokoju, co chwilę spoglądając w stronę łóżka, na którym leżała  nieprzytomna Victoria. Morag uwijała się przy niej jak w ukropie, co chwila obrzucając go ponurym spojrzeniem. 

-I jak? - spytał, gdy dziewczyną wstrząsnął kolejny spazm.

-A jak ma być? Zdejmij z niej te brudne szmaty i osusz ręcznikiem, a ja w tym czasie przygotuję coś ciepłego - powiedziała gospodyni idąc w stronę kuchni. 

Natychmiast zabrał się do działania. Wolał to, niż bezczynne siedzenie. Widok siniaków i opatrunków, przeraził go. Zaklął szpetnie i pobiegł do łazienki. Zmoczył ręcznik pod ciepłą wodą, po czym wrócił do Victorii. Nieprzytomna dziewczyna wzdrygnęła się, kiedy zaczął obmywać jej ciało. 

-Spokojnie - mruknął przewracając ją na bok, tak by dotrzeć do pleców. Dopiero wtedy zauważył dużą, sączącą się ranę. 

-Mój Boże, to zakażenie! - powiedziała cichym głosem Morag stając w drzwiach - Musisz zawieźć ją do szpitala! 

-Jeśli to zrobię... 

Nie chciał nawet myśleć, jak rada odbierze to, co się tutaj stało, ani jaka kara go czeka. Był głupcem. Dumnym głupcem. Pozwolił, żeby niezaznajomiona z dziką przyrodą dziewczyna, brała udział w szkoleniu razem z wilkami. 

-Alice! Dzwoń po Alice - Morag przerwała jego rozmyślania. 

*** 

Alice 

Podeszła do okna i zaczęła wpatrywać się w ciemne niebo, osrebrzone gwiazdami.  Było piękne. Kiedy była młodsza myślała o tym, że takie wieczory jak ten, będzie spędzać otoczona swoją rodziną. Ale to było kiedyś. Dziś nie miała już żadnych złudzeń. Rodzina, o której marzyła nie istniała. Seth żył własnym życiem, a ona swoim. Nie wiedziała gdzie aktualnie podziewa się jej partner, ale nie obchodziło jej to. Miała swój gabinet i leczyła ludzi. Przynajmniej mogła spełniać się zawodowo.  Seth  nie wiedział o jej działalności, albo udawał, że tego nie zauważa.  Nie bolało jej to. Przestało jej zależeć kiedy zdecydował, że nie powinna pracować. Na początku walczyła. Prosiła, żeby udostępnił jej jedno z pomieszczeń znajdujących się w domu, ale wraz ze swoją kochanką stwierdził, że nie ma potrzeby otwierać gabinetu. To wtedy zaczęła wychodzić z domu na długie spacery. Podczas jednej z wędrówek,  zauważyła opuszczoną przyczepę. Kiedy zapytała Beth do kogo należy, gospodyni odpowiedziała jej, że już od dawna nikt w niej nie mieszka. Ucieszyło ją to. Razem z jej pomocą odświeżyła ją i tak powstał niewielki gabinet.  Ściany pomalowała na ciepły żółty kolor, a wytarte obicie mebli wymieniła na ciepły brąz. Z początku wilki nieufnie podchodziły do jej działalności, ale kiedy zaczęła nastawiać kości, leczyć przeziębienia i zszywać rany, co raz chętniej ją odwiedzali. Spojrzała na zegarek. Robiło się późno i powinna wrócić do domu, ale nie spieszyło się jej. Zostanę jeszcze chwilę i poopisuję maści, zdecydowała biorąc do ręki ciemny słój. 

Seth 

Przeczesał palcami włosy i zerknął znad papierów na Ruth. Rozmawiała przez telefon załatwiając jakieś sprawy i trajkocząc głośno.  Przymknął na chwilę zmęczone oczy i zatkał uszy rękami. Miał dość. Cały dzień siedział w papierach, dokonując obliczeń i planów. Spojrzał na zegar. Było dobrze po dziesiątej, więc postanowił się zbierać. Jeśli Ruth chciała zostać to niech zostanie. On wróci do domu. Alice pewnie będzie już spała, jak zwykle obrócona do niego plecami. Nie mógł porozumieć się z tą dziewczyną.  Unikała go, wstając gdy on jeszcze spał i kładąc się zanim on przychodził do mieszkania.  Beth mówiła, że chodzi na długie spacery. Z jednej strony powinien się cieszyć. Nie przeszkadzała mu. Mógł żyć jak wcześniej. Niczym się nie przejmując, ani z nikim nie licząc. Z drugiej zaś czuł, że coś mu umyka. Wstał od stołu i ruszył do wyjścia gdy zadzwonił telefon. Spojrzał na wyświetlacz. Dzwonił Robin, a to oznaczało tylko jedno. Coś musiało się stać. 

*** 

Robin

Nerwowo krążył po pokoju raz po raz kładąc dłoń na rozpalonym czole Victorii. Miał wrażenie, że gorączka wciąż wzrasta, a on już dawno powinien był jechać z nią do szpitala. Seth obiecał mu co prawda, że zaraz przyjedzie z Alice, ale po jego głosie wyczuł, że coś jest nie w porządku. Oby tylko się pospieszyli. 

*** 

Seth 

Nigdzie nie mógł jej znaleźć. Nie było jej w mieszkaniu, ani na werandzie. Cholera, gdzie ona była. Jeśli zaraz jej nie znajdzie będzie musiał zadzwonić do Robina i powiedzieć mu, żeby brał Victorię i jechał z dziewczyną do szpitala. 

-Beth! Dobrze, że cię widzę - natychmiast poczuł ulgę, widząc jak gospodyni wciąż krząta się po wspólnej kuchni. 

-O co chodzi? - spytała otrzepując ręce z mąki i wycierając je o kraciasty fartuch. 

-Szukam Alice. To pilne, wiesz gdzie jest? 

-Ja... - na pomarszczone policzki Beth wypłynął rumieniec. - Musi gdzieś spacerować. 

-Spacerować? O tej porze? - nie mógł uwierzyć w to co słyszy. 

-No cóż... Co innego mogłaby robić?  

Udawszy, że nie słyszy przytyku w jej głosie chwycił nerwowo za słuchawkę. 

-Robin pilnie jej potrzebuje. Coś stało się Victorii - powiedział, bo odniósł wrażenie, że tylko w ten sposób Beth będzie skłonna mu pomóc. 

-W takim razie poczekaj tu na mnie!- Beth natychmiast żwawym krokiem ruszyła w stronę wyjścia.

-Poczekaj, będzie szybciej jak sam po nią pójdę. Powiedz mi gdzie jest.

-W starej przyczepie Joego- powiedziała gospodyni, ale on nie wdając się w dalsze dyskusje przemienił się w wilka i ruszył w ciemną noc. 

Beth miała race. W starej przyczepie Joego paliło się światło. Nie wiedział co dziewczyna tam robi, ale gdy z impetem otworzył drzwi, zaniemówił. Pamiętał to miejsce jako starą ruderę, a dziś? Dziś było schludnym i czystym gabinetem, a jego partnerka stała przy stole i mieszała jakieś maści.

-Chwileczkę!- zawołała słysząc jak ktoś wchodzi do środka.

-Obawiam się, że nie mam chwili - odparł, a ona zamarła słysząc jego głos. 

-Co ty tu robisz ?- zapytała odwracając się na pięcie i czerwieniejąc lekko pod jego badawczym spojrzeniem. 

-O tym porozmawiamy później - powiedział omiatając wzrokiem jej gabinet -Daj mi lekarstwa, idziemy.

-Gdzie? 

-Robin nas potrzebuje. Coś stało się Victorii. 

-Co jej jest?- spytała.

-Gorączka, dreszcze, jakieś rany. Nie wiem, nie chciał mówić. 

Słysząc w głosie Setha zdenerwowanie, natychmiast zaczęła wkładać lekarstwa do torby. Kiedy skończyła, bez słowa wziął od niej torbę i pognali do wyjścia. 

*** 

Alice 

Już dawno nie widziała nikogo w tak opłakanym stanie jak Victoria. Przyjaciółka drżała w gorączce, a jej ciało było strasznie poharatane. 

- Co wyście jej zrobili? - spytała wyciągając z torby medykamenty. -Ile ma gorączki?

-39,5 stopnia - odpowiedziała Morag.

-Zrób proszę zimny okład i połóż jej na czole - poprosiła gospodynię. 

-Czy mogę coś zrobić? - w głosie brata usłyszała troskę.

-Najlepiej stąd wyjdźcie - odparła. Wciąż czuła w sobie złość na Robina, a myśl o tym, że doprowadził Victorię do takiego stanu, wcale nie polepszała jej nastroju - Obaj! - dodała, rzucając w stronę Setha znaczące spojrzenie. 


PrzeznaczonaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz