Rada

6.8K 348 11
                                    

Będzie mi bardzo miło jeśli polubisz mój profil na FB: WARTKA AKCJA i ZAOBSERWUJESZ NA INSTAGRAMIE: wartka_akcja Znajdziesz tam informacje o książkach, odnośniki do strony internetowej z moimi opowiadaniami, inspirujące cytaty... Jeśli lubisz czytać to co pisze na wattpad to serdecznie Cię zapraszam na moje profile :-)

***

Pamiętaj, że dałem ci wczoraj nóż - te słowa prześladowały Victorie, gdy podążała z Robinem na spotkanie Rady.  Nie do końca wiedziała, dlaczego wciąż przebywał w ludzkim wcieleniu, ale była mu za to wdzięczna. Szczególnie, że wszędzie wokół niej krążyły wilki. Spojrzała na nie z ukosa, ale gdy jeden z basiorów wyszczerzył kły w jej kierunku, wystraszona odwróciła wzrok. 

-Spokojnie, nic ci nie zrobią. To nasi -powiedział Robin, posyłając agresorowi spojrzenie po którym tamten podkulił ogon. 

Już chciała coś odpowiedzieć, ale słowa uwięzły jej w gardle. Na horyzoncie pojawiły się bowiem postacie,  które całym swoim jestestwem napawały ją lękiem. Moses i Zach. Szli ramię w ramię w i żywo o czymś dyskutowali. Zadrżała kiedy napotkała ich wzrok. 

-To tu - spokojny głos Robina wytrącił ją z zamyślenia. Rozejrzała się wkoło i zauważyła drewniany budynek.

-Stodoła? - spytała zdumiona faktem, że spotkania Rady nie obywają się w jakimś bardziej reprezentacyjnym miejscu. 

-Uwierz mi, nadaje się idealnie - mruknął, otwierając przed nią drzwi i wpuszczając do środka. 

Wewnątrz panował półmrok. Victoria zmrużyła oczy i rozejrzała się po wnętrzu. W środku było  wielkie klepisko z ubitej ziemi, drewniany pal, a gdzieś w rogu sali znajdował się długi stół i ława zbita z desek. Żadnych ornamentów. Zero przepychu. Jedyną dekoracją był wiszący na środku drewnianego sufitu żyrandol. 

-Victoria? - męski głos przerwał jej obserwacje. Uśmiechnęła widząc przed sobą Keitha. - Jak dobrze cię, widzieć!- powiedział podchodząc bliżej i łapiąc ją za ramiona. Odwzajemniła mu się tym samym, wspinając się na palce i oplatając jego szyje rękoma. Jakże dobrze było mieć przy sobie przyjaciela, pomyślała wciągając w nozdrza jego ciepły, słoneczny zapach. Głośne warknięcie, sprawiło, że straciła rezon. Spojrzała zdumiona na nieruchomą twarz Robina, ale ten nie zaszczycił jej nawet swoim spojrzeniem. Jego wzrok skupiony był na Keithcie. 

-Przepraszam - mruknął tamten, natychmiast zabierając z niej ręce i odchodząc.

-O co tu chodzi? - spytała. 

Robin nie odpowiedział. Chciała drążyć dalej, ale stodoła zaczęła zapełniać się wilkami. Victoria zauważyła, że te które wcześniej podążały za nimi w drodze, teraz otaczają ich szczelnym kołem. Po pewnym czasie zrozumiała, że w środku znajdują się cztery watahy, z których każda trzyma się pewnej, określonej przestrzeni. Wilki witały się machając ogonami i pomrukiwały cicho. Inne, te nastawione bardziej bojowo, szczerzyły kły.  Vi obracała się dokoła, próbując zrozumieć to, czego właśnie jest świadkiem, gdy drzwi do stodoły otworzyły się kolejny raz i do środka wszedł ktoś jeszcze. Mężczyzna, albo też wilk w ludzkiej postaci. Tego nie mogła wiedzieć. Mimo wszystko przyjrzała mu się dokładniej.  Był w kwiecie wieku, z dużym sumiastym wąsem, lekką nadwagą i gwiazdą szeryfa przypiętą do piersi. Przypominał jej postać z westernu, który kiedyś oglądała, tyle, że w jego dłoni, zamiast rewolweru znajdował się wiklinowy kosz. Przez chwilę spoglądał na sfory, po czym podszedł do zwisającego przy drzwiach włącznika i zapalił światło. Żyrandol rozświetlił się  przyjemnym ciepłym blaskiem, a panujący w środku gwar natychmiast ucichł. Widząc to, mężczyzna podszedł do drewnianego stołu i wyciągnął z niego butelkę z winem i jeden, dość sporych rozmiarów kieliszek. 

PrzeznaczonaHikayelerin yaşadığı yer. Şimdi keşfedin