26.

3.4K 59 18
                                    

4 Kwietnia.

Jestem w pracy już od kilku godzin, nie mogłam się skupić na niczym. Chloe za tydzień ma ślub,  ma już widoczny mały brzuszek, uroczo wygląda. Właśnie robię sobie przerwę żeby odebrać telefon w sprawie tortu, wzięłam na siebie dużą odpowiedzialność, żeby Chloe się nie stresowała. 

-Tak słucham?- wstałam i podeszłam do okna- CO? Nie proszę Pani, żadnych jagód! Umawiałyśmy się na truskawki! Tak!- Z tego stresu nie spostrzegłam osoby która weszła do biura- Yhm, świetnie. Przyjadę o 16 po próbkę! Do widzenia!

Nagle silne ramiona oplotły mnie od tyłu. Czułam się bezpiecznie, oparłam głowę o jego torsi zamknęłam oczy nie witając się z nim.

-Spokojnie, wszystko pójdzie po Twojej myśli. Chloe docenia co dla niej robisz, nie krzycz na tą biedną panią hahah

-Stresuję się, mam tyle na głowie, jeszcze ta ciąża, cały czas musimy sprawdzać wymiary sukienki..

-Mało śpisz ostatnio, Claire, jesteś naprawdę świetną organizatorką, jesteś rekinem biznesu, nie martw się, masz sukienkę?- pocałował mnie w kark

-Tak, czerwona, będę pięknie wyglądać- uśmiechnęłam się gdy przypomniałam sobie widok mojej sukienki

-Najpiękniej, zobaczysz, wszystko będzie dobrze, w maju pojedziemy na wakacje, będziemy się świetnie bawić, o której zamierzasz wrócić do domu?

-Ehh a firma? Jesteś pewien, że wszystko będzie na tik-tok? W końcu najlepsi pracownicy będą bawić się na wakacjach..- Nie chciałam żeby Alex miał przeze mnie jakiekolwiek kłopoty- Będę w domu koło 18..

-Żaden problem! Wszystko mam dopracowane. Chętnie kochałbym się z Tobą na tym biurku- pocałował mnie w szyję- ale widzę jak zmęczona jesteś, więc zajmę się Tobą w domu, nie spóźnij się mała- pocałował mnie w czoło i poszedł. 

Tak. Mieszkam z Alexem. Zgodziłam się tydzień temu, nie była to łatwa decyzja ale kocham go. Chloe może bez problemu założyć rodzinę ponieważ mój były dom jest bardzo duży a ona wynajmowała wcześniej kawalerkę.. 

Skończyłam pracę równo o 15. Zbierałam się do wyjścia, ubrałam płaszcz i wyszłam kierując się do samochodu. Droga zajęła mi 40 minut, zaparkowałam przed najlepszą cukiernią w Paryżu i wyszłam z samochodu. Od razu lunęło deszczem, tia, Paryż i szczęście Panny Lacroix  jednym. Wbiegłam do środka witając się z szefową całej działalności. Po krótce opowiedziała mi szczegóły oraz pokazała projekt tortu. Zaufałam Pani, która piekła to wszystko że ciasta będą fantastyczne, zależało mi więc jedynie na próbce tortu, która znalazła się w moich ustach. 

-I jak, jest panienka zadowolona? Truskawki... Tak jak Panienka sobie życzyła!- Stresowała się moją odpowiedzią a mnie na studiach uczono aby zachować poker face. Taka sztuczka. 

-Cóż... Truskawki są bardzo dobre.. jak cały kawałek!- Uśmiechnęłam się w końcu. Pani od razu ulżyło i odwzajemniła uśmiech. Omówiłam jeszcze szczegóły dotyczące godzin i adresu i pożegnałam się z Paniami w dobrym humorze. 

Wyszłam na zewnątrz gdzie padało jeszcze bardziej niż wcześniej. Zaczęłam żałować że nie zaopatrzyłam się dzisiaj w parasol. Przebiegłam na parking i od razu wsiadłam do mojej Lucy- tak, mój samochód ma imię. Kiedy próbowałam odpalić coś nie wychodziło. Telefon mi się rozładował.. JAK!  Pięć minut później wściekła wyszłam z samochodu i zajrzałam pod maskę. 

-Świetnie Claire, i co zamierzasz z tym zrobić, nie znasz się na tym- pomyślałam

-Dzień dobry! ma Pani problem?- usłyszałam męski głos, nawet się nie odwróciłam- nie sądzi Pani że nie poradzi sobie?- zdenerwował mnie, byłam już cała mokra włosy kręciły mi się. 

Sinful LoveWhere stories live. Discover now