7🎄

3.9K 574 224
                                    

Po całej awanturze wciąż wściekła Paola wróciła do kuchni, a Blaise poszedł za nią, w połowie zaskoczony, w połowie rozbawiony.

- Wody na uspokojenie? - zapytał jak na siebie niewiarygodnie grzecznie, bo nauczył się, że jakiekolwiek pewniejsze uwagi zazwyczaj skreślały go w kontaktach z kimkolwiek; przekonywał się o tym już od szkoły, gdy próbował zdobyć Aurorę. Paola jednak zdawała się być ogromnym wyjątkiem od tej zasady.

- Pieprzyć wodę, Zabini - syknęła w odpowiedzi, z całej siły otwierając dolną szafkę obok lodówki. - Ja się muszę napić czegoś mocniejszego.

Ku zdumieniu Blaise'a, postawiła ona sporą butelkę z bursztynowym trunkiem na blacie tak mocno, że chłopak spodziewał się, że się rozbije.

- Pijasz tequilę? - zapytała wprost, na co Zabini wzruszył ramionami.

- Mogę zacząć.

- Świetnie.

Paola zaczęła prędko przygotowywać szklankę dla niego i dla siebie, podczas gdy w głowie Blaise'a zaczęły przestawiać się trybiki. Tamto nazwisko, ten akcent, ta tequila... Alkohol musiał zaćmić mu mózg dwa dni wcześniej, gdy zobaczył flagę w jej pokoju, bo teraz wiedział, że na kilometr było widać, że dziewczyna była Hiszpanką.

Paola pchnęła szklankę tequili w kierunku Blaise'a, a ta gładko przesunęła się po blacie. Sama uniosła swoją i wypiła ją do dna za jednym zamachem, a następnie uderzyła szklanką o stół zanim Zabini mógł w ogóle zabrać się za własną porcję.

Paola westchnęła, czując, jak alkohol wypala jej gardło.

- Od razu lepiej - stwierdziła, zakręcając butelkę z powrotem bez zamiaru popicia czymkolwiek. Blaise zrobił łyk, po czym skrzywił się nieco.

- Mocne. - Odłożył szklankę.

- Inaczej nie ma sensu tego pić. - Paola schowała butelkę z powrotem do szafki, a następnie zamknęła ją nogą.

Blaise nie potrafił przestać nie uśmiechać się pod nosem. Zastanawiał się, gdzie ta dziewczyna była przez całe jego dotychczasowe życie, gdy tracił wiarę w to, że takie osoby jak ona w ogóle istniały?

Paola westchnęła ponownie, bo wizyta jej byłego narzeczonego przypomniała jej, że teraz nie miała nie tylko partnera na ślub Llian, ale i planów na spędzenie nadchodzącego niedługo sylwestra. Dziewczyna zmierzyła Blaise'a wzrokiem, decydując się na kolejny szalony krok - było jej już jednak wszystko jedno.

- Zabini, co robisz w sylwestra? - zapytała, opierając się o blat. - Nie, niech zgadnę, znowu zapijasz się w Świńskim Łbie - dodała, zakładając ręce.

- Możliwe - odparł Blaise, biorąc kolejny łyk tequili, która mu zasmakowała. - Nie mam planów.

Mówił to trochę z goryczą. On też miał dosyć tego, że został sam.

- No, to super. To teraz masz. Zamiast siedzieć tam, to przyjdziesz tu. Oszczędzimy sobie czasu na zaciąganie cię tutaj po raz drugi.

Choć kolejny raz Paola go pozytywnie zaskoczyła, jego męska duma została nieco urażona. Nie chciał być uznawany za pijaka, poza tym nie mógł sobie pozwolić na to, by to ona znowu go gdzieś zapraszała.

- Lepiej ty przyjdź do mnie. Mam większe mieszkanie - powiedział beznamiętnie.

- Ohoho, pan bogacz - mruknęła Paola kpiąco, po czym machnęła ręką. - Ale dobra, przynajmniej nie będę miała sprzątania.

- Szybko się jakoś zgadzasz na to wszystko - powiedział Blaise, ponownie przystawiając szklankę do ust. - Ledwo mnie znasz.

Paola wzruszyła ramionami, usadawiając się ponownie przy stole.

- Nie mam już nic do stracenia. Mój ślub odwołany, ojciec mnie zabije, zaraz zostanę sama na dobre... - Dziewczyna uderzyła głową o stół, łapiąc się dłońmi za kark. - Mam już w nosie to wszystko, możesz mnie nawet porwać.

Blaise nie potrafił pocieszać i nie zamierzał tego robić, ale nie zamierzał też Paoli porywać. Wolał spędzić sylwestra z nią i chwalić się, że była u niego jakaś dziewczyna niż kolejny raz znosić majaczone filozofie Notta. Wyjął różdżkę, wyczarował małą kartkę i zapisał na niej swój adres, a następnie przylepił go jej na lodówkę.

- Możesz przynieść tę tequilę. Całkiem dobra - stwierdził, co uraziło dziewczynę, która od razu uniosła głowę.

- Ja mam jeszcze przynosić alkohol?

- Nie to nie. - Wtedy to Blaise wzruszył  ramionami. - W takim razie moja kolekcja wystarczy.

- Kim ty w ogóle jesteś, co? Większe mieszkanie, kolekcja alkoholi, co jeszcze?

Zabini wzdrygnął się. Nie chciał brzmieć jak Draco, z którego często się naśmiewał za jego chwalenie się fortuną, choć z drugiej strony samo mu to jakoś wychodziło z ust.

- Powiedzmy, że... Dużo w życiu odziedziczyłem - powiedział, nie zamierzając chwalić się licznymi mężami swojej matki, którzy jej, a często też i jemu, zostawiali fortunę. Po jednym z nich odziedziczył właśnie naprawdę spore mieszkanie, a także wszystko co się w nim znajdowało, wliczając właśnie kolekcję alkoholi.

- Chętnie zobaczę - stwierdziła Paola. - W ogóle, co mam teraz do stracenia? Jestem wolna, mogę robić wszystko! Chcę iść do nieznajomego na sylwestra, to pójdę!

Wzrok Blaise'a skierował się na jego szklankę z końcówką tequili. Ona wypiła przecież tyle samo, więc nie mogła majaczyć od tak małej ilości, jemu nawet nie zakręciło się w głowie... Zdawało się, że mówiła więc poważnie i świadomie.

- Właściwie ty już w ogóle nie jesteś nieznajomy. Dwa dni, ale mam wrażenie, że znam cię lepiej niż tamtego pieprzonego... Ty w ogóle jesteś stąd, nie? - zapytała nagle.

- Z Southampton - odparł. - A ty?

- Z Toledo. Takie miasto w Hiszpanii, o ile kojarzysz Hiszpanię, bo z Brytyjczykami to różnie.

- Wypraszam sobie - powiedział Blaise już kolejny raz tamtego dnia.

- Dobra, dobra, to ja sobie wypraszam - odparła Paola, poprawiając włosy, które zaczynały wychodzić z jej kucyka. - Moja rodzina to największa czystokrwista rodzina w Hiszpanii. Szacunek mi się jakiś należy, choć za to fiasko z narzeczonym to mnie pewnie wydziedziczą, bo co to będzie, kto urodzi czystokrwiste dzieci...

Dopiero wtedy Blaise zauważył, że jak dotąd nie miał pojęcia o statusie krwi dziewczyny. Kiedyś zwracał na to ogromną uwagę, jednak w miarę upływu lat czyjaś krew zaczynała go obchodzić coraz mniej. Mimo tego, nie parał się żadnymi mugolskimi nowościami jak niektórzy jego znajomi, a to, że Paola była czystej krwi go zadowalało.

- No proszę. Ja też jestem czystej krwi.

- I co, zgłaszasz się na dawcę nasienia? - zapytała zirytowana, zaskakując go, bo przecież nie o to mu chodziło. - Nie no dobra, to było głupie... - Westchnęła. - Ale zagadałeś mnie, a obraz dla Llian sam się nie skończy, więc albo chodź ze mną, albo sobie poczekaj, nie wiem...

Blaise w zasadzie nie wiedział, co robić. Z jednej strony chciał z nią zostać, a z drugiej to wszystko było już tak absurdalne, że trochę marzyło mu się od tego odpocząć. Nie lubił podejmować decyzji, więc ostatecznie postanowił zwalić to na Paolę.

- Wolisz, żebym został, czy żebym sobie poszedł?

- Szczerze? - powiedziała dziewczyna, która już jednym krokiem była poza kuchnią. - Wolę mieć do kogo otworzyć usta - dodała cicho.

Blaise więc został.

Nadgryziony Pierniczek • Blaise ZabiniOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz