27🎄

2.5K 422 51
                                    

Blaise nie zamierzał przepuścić okazji, które stwarzało dla niego tamto wesele. Zawsze o siebie dbał, to wyniósł z domu, bo matka nie dopuszczała, by wyglądał mniej niż perfekcyjnie - kiedyś zresztą miał na tym punkcie niezdrową obsesję. Wzdrygał się na wspomnienie mieszkania w jednym dormitorium z Crabbem i Goylem, którzy byli raczej na bakier z higieną czy manierami. Nott był umiarkowany, tylko Draco jeszcze coś ze sobą robił i, chociażby, miał czyste łóżko.

Teraz, gdy Blaise miał mieć przy boku taką dziewczynę, jak Paola, ta obsesja powracała. Wreszcie spotkał kogoś, kto też wyraźnie o siebie dbał, a do tego był obiektywnie atrakcyjny, pomijając to, że odpowiadał mu też jej charakter.

Były walentynki i choć normalnie nie zajmował się takim nonsensem, tamtego dnia liczył, że jednak może coś z tego wyniknie. Powstrzymał się od całowania jej już wielokrotnie, wygrał ten jej pijacki zakład... Tym razem chciałby wreszcie to zrobić. Tylko czy ona będzie tego chciała?

Wziął prysznic, ogolił się, ubrał swoją najlepszą koszulę - jedną z niewielu białych, gdyż preferował czarne - a potem użył perfum, które podarował mu poprzedni ojczym, niezwykle drogich, których butelka kosztowała więcej niż dobra miotła. Wyglądał dobrze, wiedział to. Najbardziej nie mógł się jednak doczekać, aż zobaczy wyszykowaną Paolę, bo nie wątpił, że to będzie widok cieszący oczy.

Miał dla niej kwiaty, a to też był dla niego wyjątek od reguły. Kwiaty nie były w jego stylu, bardziej wino, bardziej jakiś inny drogi prezent... Wiedział też, że Paola alkoholem by nie pogardziła, jednak chciał ją zaskocztć. Był sprytny; uznał, że jeżeli ona go wyśmieje, to powie, że to kwiaty na ślub. Nie miał pojęcia, czego się po niej spodziewać, ale to w niej uwielbiał, bo nie było czasu się nudzić.

Kiedy usłyszał pukanie do drzwi, był już gotowy. Pierwszy raz poszedł otworzyć je bez zdenerwowania na Notta... Ale jednak z lekkim stresem, bo tam czekała dziewczyna, która przyprawiała go o wyższe ciśnienie w całym ciele.

- Cześć - powiedział, uśmiechając się na jej widok.

Wyglądała obłędnie, tak jak się spodziewał. Miała na sobie pudroworóżową sukienkę, a choć to zdecydowanie czerwony był jej kolorem, i tak lśniła. Strój nie posiadał ramiączek i sięgał tuż nad jej kolana, a wyeksponowany dekolt dziewczyny zdobił srebrny naszyjnik. Czarne włosy Paoli po raz pierwszy były upięte z tyłu w coś, co Blaise nazwałby wyjątkowo niskim kokiem, choć dwa niesforne loki wydostały się z przodu na jej twarz - jednak one tylko dodawały temu wszystkiemu uroku.

- Cześć, Zabini - odparła, uśmiechając. - Cholera, cieszę się, że cię widzę - dodała, poprawiając chwyt na białej torebce, którą trzymała.

- Wzajemnie. - Blaise odsunął się, by wpuścić ją do środka.

Wtedy to ona mu się przyglądała i też wyjątkowo podobało jej się to, co widziała. Blaise niby wyglądał tak, jak zawsze, a jednak... Przy tym wszystkim pachniał obłędnie, poczuła to nawet tylko obok niego przechodząc. Poza tym, niezwykle cieszyła się, że to nie był jej dawny narzeczony.

- Llian już jest prawie gotowa, została teraz tylko z rodzicami na chwilę, więc zaraz wychodzimy. Mamy tak z maksymalnie dwadzieścia minut.

- Wiele rzeczy można zrobić w dwadzieścia minut - powiedział Blaise, na co Paola posłała mu szelmowski uśmieszek.

- Coś sugerujesz?

- Wiele - odpowiedział i ruszył do kuchni, po czym prędko do niej wrócił z niewielkim bukietem róż, i to czerwonych nie przez ich romantyczność; po prostu nie istniały inne kwiaty, które bardziej mu się z nią kojarzyły. Była piękna jak one, definitywnie miała kolce, a czerwony po prostu był jej kolorem.

- To dla mnie? - zapytała zdumiona, a Blaise nie odpowiedział, bo jeszcze nie był pewien, czy to była pozytywna reakcja. Nieznacznie skinął głową, a ona przyjęła bukiet, uśmiechając się szczerze.

Serce jej drgnęło. Może Llian miała rację, że w te walentynki wszystko się wyjaśni?

- Cholera, przestań, bo jeszcze naprawdę przyjmę tę propozycję wesela... - powiedziała, patrząc na nie z niedowierzaniem. - Dziękuję. Już dawno... Kurczę, nie pamiętam nawet, kiedy ostatni raz dostałam kwiaty.

- Zapamiętam - odparł Blaise, a Paola pierwszy raz zobaczyła, że uśmiechnął się naprawdę szczerze.

- Do twarzy ci z tym uśmiechem. - Paola wyciągnęła dłoń w jego kierunku, by dotknąć jego policzek.

- Dawno nie miałem po co, ale... - Urwał, bo nie wiedział nawet, co jej powiedzieć. Było mu po prostu dobrze, tam, wtedy, nawet zwyczajnie stojąc z nią w przedpokoju.

Paola nieco spoważniała, wycofując swoją rękę.

- Słuchaj, jestem świadkową, więc w czasie ślubu będę stać przy Llian z druhnami. Poradzisz sobie chwilę beze mnie, co? Nie rozwalisz nic ani nikogo?

- Czy ty mnie nie mylisz z Nottem? - zapytał oburzony.

- Oj, po prostu się upewniam.

- Mówisz to, jakbyś ty też nie siała chaosu.

- Dziś nie mogę. Dziś jestem grzeczna.

Blaise zmierzył ją zirytowanym wzrokiem. Grzeczna było ostatnim słowem, które mu się z nią kojarzyło.

- Jasne.

- Nie patrz tak na mnie, jestem aniołkiem dzisiaj na potrzeby tego ślubu - powiedziała Paola, próbując brzmieć niewinnie, jednak wcale tak nie wyglądała. - Mogę te kwiaty tu zostawić? Żeby nie zwiędły?

- Od kiedy mnie pytasz, czy możesz tu coś zrobić?

- Też racja - przyznała, śmiejąc się, a następnie poszła do kuchni, by znaleźć jakiś wazon. Gdy to zrobiła, wróciła do niego znowu tylko z torebką.

- Dobra, w sumie może już pójdziemy? Lepiej tam postać niż się spóźnić.

Blaise'owi zapaliła się wtedy w głowie jakaś czerwona lampka. Pomyślał, że to był ostatni moment, w którym byli sami - kilkanaście następnych godzin mieli spędzić w otoczeniu ponad setki gości weselnych. Chciał jej coś powiedzieć... Ale czy to był ten moment...?

- Paola, czekaj - powiedział, zanim w ogóle się nad tym zastanowił. Przeklnął się za to w myślach; co teraz miał jej powiedzieć? Prawdę?

- Tak?

Chwilę milczał, zbierając dobre słowa. Nie mógł zaczynać rozmowy w tamtej chwili - co, gdyby poszła marnie? Zresztą, stali po prostu w przedpokoju, nie było żadnej atmosfery, niczego...

- Zostaniesz tu po weselu? - zapytał, bo to było pierwsze, co wpadło mu do głowy.

- Ale że zrobimy własne after party? - odparła Paola, uśmiechając się wymownie. Wtedy Blaise już nie żałował tego pytania.

- Jeśli chcesz.

- O ile nie padniemy ze zmęczenia... Z tobą zawsze chętnie - przyznała zgodnie z prawdą. - Wiesz, tam będzie sporo jedzenia i alkoholu...

- I spęd ludzi - zauważył natychmiast.

- A wolisz być tylko ze mną?

Blaise przełknął ślinę, otwierając drzwi.

- A dziwisz mi się?

Paola wzięła głęboki wdech. Poczuła motyle w brzuchu, wtedy była tego pewna - dlatego nie chciała rezygnować z rozmowy, która mogła wywołać ich więcej.

- W sumie... Ja też nie lubię tłumów, wiesz?

Nadgryziony Pierniczek • Blaise ZabiniWhere stories live. Discover now