17🎄

2.3K 401 97
                                    

Kilka kolejnych dni Paola poświęciła na dokończenie i dostarczenie swoich zleceń, za które wkrótce miała otrzymać pieniądze. Praca na jakąś chwilę zajęła jej myśli, jednak dwudziesty czwarty stycznia przyszedł szybciej niż się spodziewała.

Dzień tamtego przeklętego wieczoru panieńskiego - przeklętego, bo natychmiast przypomniał Paoli, że Llian już praktycznie się wyprowadziła, że ślub za równe trzy tygodnie, i że mijał miesiąc od tego, jak została zdradzona. Wcale nie uśmiechało jej się świętować; ale nie zamierzała zawieść swojej przyjaciółki, poza tym nie mogła przepuścić okazji na upicie się tequilą - to znaczy, wyzbyciu się smutków naturalną metodą.

Była szósta rano tamtego dnia, gdy Blaise, śpiący w swoim o wiele za dużym na jedną osobę łóżku i satynowej pościeli, usłyszał walenie do swoich frontowych drzwi. Zerwał się, a zaraz po tym natychmiast ogarnęła go wściekłość, jaka nigdy wcześniej. Odyspiał poprzedni wieczór; jak nigdy był w pracy do późna, bo musiał zająć się jakimś czarodziejem, który twierdził, że jego skrytkę okradziono, choć ta była nienaruszona - a Zabini musiał jeszcze z tego wszystkiego napisać raport.

- Zajebię cię, Nott, tym razem to po prostu zrobię - burknął Blaise, a następnie agresywnie odrzucił kołdrę.

Nie zważając nawet na to, że był w samych bokserkach, złapał za różdżkę i w bojowym nastroju ruszył do drzwi. Otworzył je, już gotów krzyknąć, gdy... Kolejny raz nie zobaczył tam swojego uciążliwego przyjaciela.

To Paola stała przed nim w grubym, czarnym płaszczu, trzymając dwie duże torby.

- O... To ty. - Blaise wycofał się nagle, podczas gdy równie zaskoczona dziewczyna zmierzyła go wzrokiem.

Nie podobało się jej, że wyglądał tak dobrze.

- A masz jeszcze jakieś inne dziewczyny, które wziąłeś "na jedzenie"? - zapytała, odrywając wzrok od jego ciała, by spojrzeć mu w oczy. - Przyszłam wywiązać się z umowy, słowna jestem.

Blaise potarł oko wnętrzem swojej dłoni. Chciał być wściekły, bo się nie wyspał, ale na Paolę przecież chciał patrzeć.

- Jest szósta rano - stwierdził, wzdychając.

- Idealna godzina, byś na siódmą miał śniadanie - odparła Paola i bez zaproszenia weszła do środka. - Dałbyś mi klucz, tobym ci przyniosła nawet do łóżka, a tak co?

- Dam ci klucz, jak się zgodzisz tu zamieszkać - odpowiedział Blaise oczywistym tonem, zamykając za nią drzwi. - A tak to ja jestem niewyspany, a ty nie zrobiłaś niespodzianki.

- Nie próbuj wprowadzić mnie w poczucie winy, Zabini, bo ci się nie uda. - Paola zrzuciła torby, a następnie płaszcz. - Ja też w nocy nie spałam. Nic ci nie będzie, bądź mężczyzną. - Podniosła torby z powrotem i ruszyła do kuchni bez pytania.

Blaise wiedział, że już nie zaśnie; zresztą nawet nie chciał. Podążył więc za Paolą, obserwując, jak rządziła się w jego kuchni.

- Czemu nie spałaś? - zapytał podejrzliwie, opierając się łokciami o wyspę kuchenną. Napierał na nią nieco za mocno, co napięło jego mięśnie i spowodowało, że Paola znowu zaczęła mu się przyglądać, jednak natychmiast się ogarnęła i odwróciła przodem do blatu.

- Płakałam sobie, a co? - odpowiedziała Paola zgodnie z prawdą; było jej wtedy już wszystko jedno.

- Co? Przez tego palanta dalej? - zapytał zdezorientowany. - Mówiłem ci, że to jego strata.

- A myślisz, że ja płaczę, bo chcę? - syknęła w odpowiedzi, czując, że znowu zbiera się jej na łzy. - Dziś mam świętować to, co sama miałam niedługo świętować, a tu dupa.

Blaise westchnął, zły tym razem sam na siebie. Chciał ją jakoś pocieszyć, lecz marnie mu to wychodziło, zresztą nigdy nie był w tym dobry.

- Zrobić ci kawy? - zaproponował, na co Paola przełkna ślinę.

- Chyba to ja powinnam pytać o to ciebie.

- Przestań - mruknął, podchodząc do niej. - Dobrze wiesz, że dałbym ci tu miejsce nawet, jakbyś się nie zgodziła.

Blaise, wciąż tylko w bokserkach, stanął tuż przy niej, a Paola poczuła, że jej beżowy sweter był w tamtej chwili bezużyteczny.

- Poważnie? - zapytała szczerze zdziwiona, a Blaise wzruszył ramionami.

- Chyba zauważyłaś już, że cię dość bardzo... - Zawahał się, szukając w głowie odpowiedniego słowa. - Polubiłem.

Chłopak w pewnym sensie obawiał się jej reakcji, bo nauczył się już, że była nieprzewidywalna. Jednak w tamtej chwili wyglądała na szczerze poruszoną.

- Ja ciebie też, Zabini - przyznała po chwili, wyciągając kilka produktów z torby, by nie spojrzeć mu w oczy. - Dlatego robię ci to śniadanie mimo wszystko.

Po tym wzięła głęboki wdech, a następnie otarła oczy.

- I wiem, że często się drę, ale jestem ci wdzięczna za to wszystko. Dzięki, że.. Jest mi trochę lżej. - Wypowiadając ostatnie słowa, na kilka sekund oparła swoją głowę o jego nagie, wciąż ciepłe ramię, zupełnie jakby się do niego łasiła.

Gdy to zrobiła, Blaise uśmiechnął się sam do siebie z satysfakcją.

Punkt dla ciebie, Zabini.

- To napijesz się tej kawy? - zapytał, nie chcąc tracić dobrej passy, na co Paola westchnęła.

- A zrób. I tak dziś mam długo nie spać, nie?

- Bez mleka i bez cukru? - zapytał Blaise, od razu podchodząc do kuchenki. Paola posłała mu zaskoczone spojrzenie, bo nie spodziewała się, że zapamiętał jej preferencje.

- No, jesteś pierwszym przypadkiem mężczyzny, który słucha, co do niego mówię. Mama cię tego nauczyła? - zapytała, odkładając opróżnioną torbę na podłogę.

- Moja matka to ostatnia osoba, która słucha tego, co się do niej mówi - mruknął Blaise, nalewając wody do czajnika.

- Dziwne, nie wyglądała na taką - przyznała Paola od niechcenia, na co chłopak o mało nie upuścił czajnika.

- Co takiego? - zapytał, zakręcając kran, by na pewno dobrze ją usłyszeć.

- No, o ile Amanda Zabini to twoja matka? - zapytała Paola, patrząc mu w oczy. - Wysoka, dużo biżuterii?

- To ona, ale... Skąd ty ją znasz? - zapytał Blaise z nutą przerażenia w głosie. - Cholera, nie mów, że do ciebie przyszła.

- A ona w ogóle wie o moim istnieniu?

- No... Nie - przyznał Blaise. - Ale nie zdziwiłbym się, gdyby cię jakoś znalazła, ona jest zdolna do wszystkiego. Skąd ją znasz?

- Spotkałam ją w sklepie mojej przyjaciółki, tylko tyle. Mówiła mi, że to prawdziwa dama...

- Dama to jest ostatnie słowo, którym bym ją określił - wycedził Blaise, stawiając czajnik na kuchenkę.

- Jak mnie, co?

- Ciebie? - Zabini uśmiechnął się szelmowsko. - Zależy, ile wypijesz.

- Dziś piję bez oporów - stwierdziła dumnie. - Wszystko, oczywiście, za zdrowie panny młodej, powodzenie w małżeństwie i inne takie...

- I będę cię musiał jutro zbierać?

- No ja cię już zbierałam, i to z baru - zauważyła Paola.

- Ja ciebie też, z mojego salonu.

Przygryzła wargę - miał rację, ale nie zamiarzała dać za wygraną.

- No to teraz pozbierasz mnie, a ja pozbieram ciebie przy następnej okazji i znowu będziemy kwita.

- Układ - zgodził się Blaise.

Oboje uśmiechnęli się sami do siebie, zajmując się swoimi rzeczami, nie wiedząc, że plany Paoli wkrótce spłoną na panewce.

Nadgryziony Pierniczek • Blaise ZabiniWhere stories live. Discover now