51🎄

1.4K 238 19
                                    

Przez kilka kolejnych dni Blaise i Paola żyli w swoim upojeniu miłością, ale i w celibacie, bo ją dopadły kobiece dni. Gdy tylko odeszły, chciała mu dać o tym znać, prędko wracając do chodzenia tak, jak lubiła najbardziej: w sukience, i bez bielizny.

- Co chcesz dziś na kolację? - zapytała Paola, przychodząc do Blaise'a ze swojej pracowni. On akurat sprzątał wszystkie papiery, którymi się zajmował i zdał sobie sprawę, że nie powiedział jej o swoich planach.

- O... Ja w zasadzie wychodzę - odparł, odesławszy różdżką papiery do teczki. - Umówiłem się z Draco i Nottem... Wrócę późno.

Było mu głupio, że dopiero wtedy jej o tym mówił, ale za bardzo przyzwyczaił się do życia, w którym przed nikim nie odpowiadał, i nikt się o niego nie martwił... To nie tak, że dałby Paoli zakazać mu gdzieś pójść, a z drugiej strony zaczynał mieć to poczucie obowiązku wobec niej. Zaczynał się zastanawiać, czy ją to zdenerwuje, gdy ona tylko przewróciła oczami.

- Ej, to mogłeś mi powiedzieć - powiedziała z pewną pretensją w głosie. - Też bym wyszła do dziewczyn, albo chociaż zaprosiła je tutaj.

Blaise nie miał na to argumentu. Bycia w związku - poważnym, znaczy - musiało być jednak troszkę trudniejsze niż mu się wydawało.

Na szczęście Paola tylko westchnęła, podchodząc do niego.

- No nic, poczekam na ciebie sama, pomaluję sobie dalej... - Od niechcenia poprawiła mu koszulę, choć ta wcale tego nie wymagała. - Tylko mi tam nikogo nie podrywaj.

- Kogo miałbym, jeśli mam ciebie? - odparł w pełni szczerze, nachylając się, by ją pocałować, ale Paola zatrzymała go dłonią.

- Nie takich znałam - powiedziała, a wtedy Blaise zauważył szczery smutek w jej oczach... I zrozumiał, co robił, a przynajmniej to, co ona mogła czuć. Nie mogła mieć dobrych wspomnień związanych z jej ukochanym wychodzącym z domu bez zapowiedzi; widział, że rany po zdradzie wciąż były u niej świeże.

- Paola, wiem, czego się boisz, ale nie musisz, naprawdę. - Ujął jej twarz swoją ręką, widząc, że wcale już nie żartowała.

- Nie no, ja tak tylko...

- Ja tylko idę posiedzieć z tymi dwoma kretynami. Odmóżdżyć się - przekonywał, tym razem składając pocałunek na jej czole.

- Blaise, ja nic nie mówię, idź, baw się, przecież rozumiem - mówiła Paola i starała się naprawdę tak uważać, ale żołądek wciąż jeszcze ściskał jej strach, wspomnienia o tym, jak Felipe tak wychodził, najczęściej bez słowa... I teraz wiedziała już, do kogo.

- Ale widzę, że jesteś smutna - powiedział Blaise, nie puszczając jej twarzy.

Paola spuściła wzrok, wiedząc, że nie będzie w stanie już tego smutku ukryć. Denerwowało ją to; nie chciała wyjść na cierpiętnicę, a z drugiej strony nie potrafiła udawać, że już w pełni się wyleczyła.

- Po prostu to wszystko do mnie jeszcze wraca. Ja ci ufam, tylko...

- Wrócę szybko - przerwał jej, pod wpływem chwili zmieniając plan, który miał wcześniej.

- Nie musisz - przekonywała Paola, ale on był już zbyt zdeterminowany.

- Ale taki mam kaprys - oznajmił, wycofując się i zakładając ręce na piersi. - I jakby co, to będę w Irlandii. Tam jest jeden czarodziejski bar.

- Nie będę ci przecież robić siary przy kolegach. - Zaśmiała się, choć trochę niewesoło. - Nie przyjdę tam.

- Ja tylko mówię, żebyś nie musiała się denerwować. Któregoś dnia w ogóle pójdziemy tam razem - zapowiedział, po czym ruszył do łazienki, by się przygotować.

Tak też kilkanaście minut później Paola została sama, a choć dzięki zapewnieniom Blaise'a czuła się lepiej, ten głupi strach pozostawał. Uświadomiło jej to, że gdyby jeszcze on ją zdradził, to zwyczajnie już by się z tego nie podniosła.

Wróciła do malowania, ale szło jej to już znacznie gorzej niż wcześniej, bo głowę zalewały jej najczarniejsze scenariusze, choć zupełnie niepotrzebnie. Blaise też ciągle o niej myślał i ani przez moment nie zamierzał zrobić niczego, co mogłoby ją skrzywdzić, ale dopiero tam, w barze, dobitnie docierało do niego, jak bardzo mogła się tego obawiać.

Paola w końcu porzuciła malowanie. Poszła pod prysznic, a po nim przebrała się już tylko w koszulę nocną. Choć była zmęczona po niemalże całym dniu spędzonym przy sztaludze, nie chciała iść spać, zanim nie wróci Blaise. Wybrawszy książkę z jego obszernej biblioteczki (rozmachem dorównującej kolekcji alkoholi), usiadła na kanapie i zaczęła czytać, nawet jeśli oczy już same się jej zamykały.

Blaise wrócił do domu ni późno, ni wcześnie, tylko po kilku piwach, więc jak na siebie był, można powiedzieć, zupełnie trzeźwy. Mieszkanie było przerażająco ciche, ale nie zdziwiłby się (ani nie rozczarował), gdyby Paola miała zaraz gdzieś skądś wyskoczyć, prawdopodobnie z jakąś niespodziamką. Gdy zdejmował buty, już z przedpokoju zauważył malutkie światełko, które dochodziło z zaciemnionego salonu.

Ruszył za nim chętnie, zastanawiając się, co przygotowała jego dziewczyna, gdy zauważył obraz, jakiego w ogóle się nie spodziewał.

Światełko było malutkie i wciąż lewitowało nad książką, która leżała porzcona na podłodze. Paola zaś spała na kanapie, tylko w białej koszuli nocnej, co stanowiło miłą odmianę od dresów - jego dresów - w których sypiała przez ostatni tydzień.

Blaise podszedł bliżej, by móc się jej przyjrzeć, jednocześnie nie mogąc przestać się uśmiechać. Jedna ręka spadała z kanapy tak, jak noga po tej samej stronie, a twarz miała częściowo przykrytą rozwalonymi włosami. Wyglądała tak pięknie, tak niewinnie jak na siebie, aż chciało się na to patrzeć bez końca... Pierwszym jego pomysłem było wziąć ją na ręce i zanieść do sypialni, ale gdy już miał ustawić się tak, by to zrobić, zauważył, że znowu... Nie miała bielizny.

Jego wyobraźnia zadziałała natychmiast. Pożałował wtedy, że nie przyszedł jeszcze wcześniej, skoro ona czekała na niego tak...

- Ona to jest niemożliwa... - szepnął sam do siebie, klękając tuż przy kanapie.

Pomyślał, że mógłby odwdzięczyć się jej za to, jak pomogła mu się odstresować nie tak dawno temu... Ale najpierw musiał ją obudzić.

Ucałował wnętrze jej uda, a to wystarczyło, by się zerwała.

- Och, to ty... - powiedziała, wyraźnie odetchnąwszy z ulgą.

- Pewnie, że ja - odparł, patrząc na nią z nieznikającym uśmiechem.

Paola potarła oczy, po czym oparła się na przedramionach.

- Długo spałam?

- Nie wiem, dopiero przyszedłem. Jest pierwsza.

- Pierwsza? To niedługo... Szybko wróciłeś.

- Dotrzymuję obietnic - odparł, po czym nastała chwila ciszy, w czasie której uśmiechali się do siebie szczerze, czując wirującą w powietrzu miłość.

- I za to cię cenię, Zabini. - Zaśmiała sie cicho. - A co ty tam kombinujesz? - dodała, wskazując na jego głowę, która, chcąc nie chcąc, wciąż znajdowała się pomiędzy jej nogami.

- Chciałem cię zanieść do łóżka, ale zanim to... Skoro masz taki fajny strój... To może wynagrodzę ci to wyjście.

Paola uśmiechnęła się szelmowsko, czując jego gorący oddech na swoim udzie. Skoro tak, to chyba mógł częściej jednak wychodzić...

- Jak tak, to nie odmawiam.

Wtem twarz Blaise'a zniknęła pod materiałem koszuli, a ona wygięła się z rozkoszy.

Nadgryziony Pierniczek • Blaise ZabiniWhere stories live. Discover now