53🎄

1.7K 262 19
                                    

Choć Blaise wciąż miał wiele obaw, to już pierwszy moment w Hiszpanii poprawił mu humor. Nie było tam jeszcze upalnie, ale już znacznie cieplej niż w Anglii, a popołudniowe słońce przyjemnie grzało twarze jego i Paoli, odkąd tylko stanęli w magicznej części Toledo.

- No to co. Witam w moim domu - powiedziała Paola, wskazując przed siebie na zabytkowe miasto, które Zabiniemu spodobało sie już na pierwszy rzut oka. - Ach, niczego mi tak nie brakuje jak jedzenia i tego powietrza, mówię ci - dodała, zaciągając się powietrzem tak, jakby już nigdy nie miała go poczuć.

- Nie powiem, już mi się tu podoba - przyznał, co bardzo ją ucieszyło.

- Poczekaj, ja cię wieczorem zabiorę tu na spacer, widoki są nie do opisania - mówiła Paola dumnie, wychodząc na przód, by prowadzić Blaise'a starą, kamienną uliczką pomiędzy kolorowymi budynkami. Wtedy Zabini zmierzył ją wzrokiem, a właściwie jej tył otulony jej ulubioną czerwoną sukienką.

- Ja już mam świetne widoki.

Paola zatrzymała się i odwróciła głowę, by posłać mu niedowierzające spojrzenie, podczas gdy on ją dogonił, by znowu iść z nią ramię w ramię.

- Oho, jaki komplemenciarz się znalazł. - Dziewczyna pacnęła go w ramię. - Pamiętaj, że moi rodzice całkiem rozumieją angielski, więc przy nich to się wstrzymaj od żarcików.

- Za kogo ty mnie masz?

- Za pijaka - odparła Paola bez mrugnięcia okiem, wyraźnie w żartach,  choć prędko po tym spoważniała. - I za jedynego mężczyznę, na którym mi tak cholernie zależy - dodała już ciszej, ale szczerze, co sprawiło, że Blaise przysunął się do niej i złapał ją za rękę, zastanawiając się, czemu nie zrobił tego od razu.

Był w obcym kraju... Nie musiał się przejmować, że spotka kogoś znajomego, kto pośle mu dziwne spojrzenia lub zada dziwne pytania (A od kiedy ty się taki kochaś zrobiłeś, Blaisik?), albo byłą... Mógł robić z Paolą wszystko, co tylko ich dusze zapragnęły.

- Mnie na tobie też - przyznał, ściskając ich złączone ręce i dając jej się prowadzić gdziekolwiek by chciała.

- Nie zniechęcaj się tylko moją rodziną.

- Przypomnę, że moja matka to moja matka, a Nott to Nott.

- Zostaw ty tego Notta, dobry z niego kumpel.

- Ale durny.

- Tak jak ty.

- Znalazła się inteligentka... - powiedział, za co został pacnięty w rękę. Odwdzięczył się jej za to lekkim uderzeniem swoim biodrem o jej, czym na dobre zaczął wojnę na droczenie, która skończyła się tym, że Blaise prawie wylądował twarzą na brukowanej ulicy. Oboje śmiali się przy tym jak dzieci, jakby na nowo wpadając w zachwyt tą drugą osobą.

- Dobra, uspokój się, cholero. - Paola ostatni raz zdzieliła go w ramię, śmiejąc się przy tym nieustannie. - Za tym zakrętem będziemy już na miejscu.

- Czyli mam jeszcze dwadzieścia metrów - odparł bez zawahania, z szelmowskim uśmieszkiem trącając ją biodrem po raz kolejny.

- Przestań! - zawołała z chichotem, po czym mimo wszystko zemściła się dźgnięciem go łokciem w żebra. - A co, jak moi rodzice wyszli sobie na spacerek? Zresztą niekoniecznie moi rodzice, w Toledo mieszka niewielu czarodziejów, tu wszyscy się znają.

- A mogę zrobić to? - zapytał niewzruszony, a następnie nachylił się, by złożyć pocałunek na jej szyi. Zrobił to tak, że Paola aż dostała gęsiej skórki, lecz musiała szybko spoważnieć.

- Ty z tym się też lepiej wstrzymaj... Przynajmniej przy moich rodzicach. - Uśmiechnęła się tak, że bez cienia wątpliwości dała mu do zrozumienia, że w innych sytuacjach mógł to robić.

Wreszcie więc oboje nieco spoważnieli, i skręcili w ten zapowiadany zakręt.

- Oto jesteśmy - powiedziała Paola, gdy wreszcie zatrzymali się przed sporą bramą. - Rezydencja rodu Del Toro w całej krasie.

Blaise zaczął przyglądać się nieznanemu budynkowi z niemałym zainteresowaniem. Był wielki, krwistoczerwony ze złotymi akcentami, a największą uwagę przyciągał byk zdobiący potężne, czarne drzwi, czy może nawet wrota do posiadłości. Wtedy zrozumiał, że nawet jego mieszkanie, które było naprawdę spore, Paoli mogło jawić się mimo wszystko jak schowek na miotły, skoro wychowała się w takim miejscu.

- No nieźle... Rozumiem teraz, czemu dwór Malfoyów nie zrobił na tobie wrażenia...

- Mówiłam - odparła dumnie. - Ale poczekaj, ogród z tyłu jest najlepszy... Zresztą, balkon mojego pokoju na niego wychodzi, więc ci pokażę.

- O, czyli będę spał w twoim pokoju? - zapytał, ponownie posyłając jej perfidny uśmieszek.

- Nie, odeślę cię grzecznie do gościnnego - odparła Paola, podchodząc bez zawahania do bramy, która natychmiast ją rozpoznała i pozwoliła przejść dalej. - A teraz uśmiech numer pięć, Blaise - dodała, a on rzeczywiscie spoważniał, w duchu nieco zestresowany, nie leżało jednak w jego naturze ani tego po sobie pokazywać, ani panikować w jakikolwiek inny sposób.

Paola puściła dłoń Zabiniego i zapukała kołatką w drzwi z ciężkim sercem. Zupełnie nie wiedziała, czego się spodziewać. Uprzedziła rodziców o tym, że nie przyjedzie sama, ale to wcale nie oznaczało, że wszystko pójdzie gładko.

Drzwi otworzyły się po chwili, która Blaise'owi wydawała się wiecznością, a jego oczom ukazała się elegancka, dojrzała kobieta... Jej włosy spięte były w koka, a ona sama miała na sobie czerwoną sukienkę do ziemi, podobną do tej, w której tuż obok stała Paola. To, że była to jej matka, dało się zauważyć z kilometra; zdecydowanie to po niej odziedziczyła urodę.

- Paola, jak dobrze, że jesteś - powiedziała po hiszpańsku, stresując Blaise'a jeszcze bardziej. Gdy kobieta skierowała na niego swoje spojrzenie, natychmiast skojarzyła mu się z jego matką: w oczach miały ten sam rodzaj dumy, tę samą przypadłość oceniania każdego, kogo widziały... On zdecydowanie taki się czuł.

- A ty... Zapewne jesteś Blaise - powiedziała już po angielsku, ze znacznie bardziej wyczuwalnym akcentem niż u córki, z pewnym zawahaniem, jakby nie chciała tego powiedzieć.

- Miło mi poznać - odparł od razu, choć wcale się tak nie czuł, po czym wymienił z kobietą uścisk dłoni, w czasie którego ona wręcz przeskanowała go wzrokiem od stóp do głów.

Ledwo zdążyli puścić ręce, gdy za kobietą pojawił się pulchniejszy mężczyzna z wąsem. Blaise zupełnie nie tak wyobrażał sobie ojca Paoli, ale oto był, pan Del Toro w kolorowej koszuli, ten, którego miał bać się najbardziej.

- Czy to nasza córka? - zapytał po hiszpańsku, po czym natychmiast spojrzał na Blaise'a, a mina mu zrzedła. - O. I on.

- Cudowne powitanie, tato - syknęła Paola, posyłając my mordercze spojrzenie. - To jest Blaise, pisałam o nim - dodała, a że wciąż mówiła po hiszpańsku, Zabini pozostawał zdezorientowany, ale na dźwięk swojego imienia zrozumiał, że musiał zostać przedstawiony. - Blaise, to jest właśnie mój tata - dodała Paola w próbie jakiegokolwiek rozluźnienia sytuacji.

Po spokojnej, choć niekoniecznie sympatycznej wymianie grzeczności pomiędzy Blaisem, a panem Del Toro, matka Paoli zaprosiła wszystkich do jadalni, gdzie, jak na złość, byli kolejni goście - dwaj kuzyni Paoli ze swoimi partnerkami, a jeden nawet z dzieckiem.

Dziewczyna miała rację, że lekko nie będzie... Ale Blaise gdzieś w środku cieszył się z tego, że tam z nią był i że była gotowa przedstawić go całej rodzinie jako swojego chłopaka.

Nadgryziony Pierniczek • Blaise ZabiniOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz