2🎄

7.2K 915 292
                                    

- Co ty robisz, idiotko? - szeptała do siebie Paola, bo tak miała na imię dziewczyna, która wpadła na Blaise'a w barze.

Chłopak był kompletnie pijany i przepełniony piernikami, a Paola, jakoś poruszona rozmową z nim, chcąca zrobić na złość narzeczonemu, który kilka godzin temu ją rzucił (nawet jeśli tego nie widział), a także pewnie przytłoczona świąteczną atmosferą nie potrafiła go po prostu zostawić w tamtym barze.

Hałasy związane z wprowadzaniem jedynie połowicznie przytomnego Blaise'a wywabiły ze środka zaciemnionego mieszkania współlokatorkę Paoli.

- Paola? To ty? Co tu się... - zapytała wysoka szatynka, wyłaniając się z kuchni ubrana już w piżamę i zastygła na widok przyjaciółki oraz niespodziewanego gościa. - O kurczę.

- Zamknij się. Zamknij się. Po prostu nic nie mów - powtarzała Paola, patrząc na współlokatorkę błagalnym wzrokiem.

- Mogłaś mówić, zostałabym na noc u Cedrika - odparła jej rozbawiona szatynka, opierając się o ścianę i zakładając ręce.

- Zamknij się, Llian - wycedziła Paola, w głowie rezygnując z cucenia Blaise'a. - Madre de Dios. Pomóż mi go wepchać do gościnnego, bo nie mogę nawet wyciągnąć różdżki.

Llian sięgnęła w tej sytuacju po swoją różdżkę i prędko uporały się z wyższym od nich obu chłopakiem. Blaise zasnął niemal od razu - Paola przykryła go kocem i zostawiła w pokoju. Zaraz po tym wróciła do Llian, która patrzyła na nią z niedowierzaniem.

- To powiesz mi, co się stało? - zapytała dziewczyna, śmiejąc się pod nosem. - Nie codziennie widzi się Paolę Del Toro przyprowadzającą jakiegoś faceta do mieszkania w środku nocy.

Paola westchnęła, przejechała dłonią przez swoje czarne, gęste włosy i ruszyła w stronę kuchni, a Llian zaraz za nią. Pierwsza z dziewcząt usiadła przy wysokim, dwuosobowym stoliku i ukryła twarz w dłoniach, podczas gdy druga podeszła do ciemnego blatu i podniosła z niego filiżankę z różą. Pomieszczenie oświetlone było jedynie przez światła z niewielkiej choinki stojącej przy kranie, tworząc idealną atmosferę do zwierzeń.

- Chcesz herbaty? - zapytała Llian.

- Chcę się zakopać za mój idiotyzm - odparła wściekła na siebie Paola. - Ojciec by mnie wydziedziczył, gdyby wiedział, że to zrobiłam.

- Ale od początku. Kim jest ten chłopak? - zapytała Llian spokojnie, siadając naprzeciwko przyjaciółki.

- No zacznijmy od tego, że ten dupek mnie rzucił - powiedziała, patrząc na ścianę obok siebie tak, jakby mogła ją zabić wzrokiem.

Llian nie wyglądała na zaskoczoną te wiadomością.

- I nie płaczesz, to dobrze.

- Po nim? Ani łzy nie uronię - syknęła Paola, choć Llian wiedziała, że przyjaciółka przeżywała to wewnętrznie, bo naprawdę była zakochana w swoim narzeczonym. - Maria była lepsza, to niech sobie z nią siedzi, droga wolna.

- No ale co dalej? - pytała zaciekawiona Llian, chcąc też odwrócić uwagę Paoli od rozstania.

- No nic no! - zawołała brunetka. - Wylądowałam w barze, zaczęłam z nim gadać, on za dużo wypił i nie chciałam go tam zostawić, no i...

- Świąteczna dobroć czy coś większego? - zapytała od razu Llian, na co Paola zmrużyła oczy.

- Przestań - syknęła. - Ugh, idę spać. Jutro go już stąd wywalę, obiecuję.

- Spokojnie, spokojnie, ja i tak spędzam resztę świąt u Ceda. Powodzenia i dobranoc - odparła jej Llian, śmiejąc się pod nosem i wychodząc z kuchni.

- Dobranoc, dobranoc... - odparła zrezygnowana Paola, uderzając się znowu ręką w głowę.

Blaise obudził się rano zupełnie zdezorientowany i czując się tak, jakby wcale nie spał. Zdziwił się bardzo, że leżał w nie swoim łóżku, w pełni ubrany, pod jakimś kocem. Otarł oczy i gdy przyzwyczaił się do jasności, zrozumiał, że nie miał pojęcia, gdzie był.

Na czerwonej szafce obok siebie znalazł Wyjca, który gotowy był zaraz wybuchnąć. Wtedy zastanawianie się na temat tego, co się stało, że tam wylądował, zeszło na drugi plan. Wiedział, że musi go otworzyć, inaczej nie będzie przyjemnie, zatem Ślizgon bez namysłu to zrobił. Ku jego zaskoczeniu, nie usłyszał krzyku, ale głos, piękny głos, który zaczynał kojarzyć:

- Hej. Pewnie nic nie pamiętasz z wczoraj, bo za dużo wypiłeś. Nie porwałam cię, tylko nie dałam ci zasnąć w barze jak pijakowi. To moje mieszkanie. Mnie już nie ma, wyjdź sobie, chyba już sobie poradzisz. Nie dziękuj. Pozdrawiam, dziewczyna, którą poznałeś wczoraj.

Dopiero wtedy Blaise'owi zaświtało i przypomniał sobie, że poprzedniej nocy był w barze. Podniósł się z łóżka ociężale i wyszedł z pokoju - zrozumiał wtedy, że w mieszkaniu był zupełnie sam. Postanowił, że prędko się stamtąd wyniesie i położy się już u siebie w domu, tylko musiał koniecznie skorzystać przed tym z toalety.

Poszedł do przedpokoju i tam stanął nagle, bo zainteresowało go pomieszczenie po lewej, do którego drzwi były otwarte na oścież.

Pokój był urządzony głównie na czerwono i pomarańczowo, a niemal wszędzie rozstawione były farby. Na środku stała ogromna sztaluga, na której widniał połowicznie ukończony obraz przedstawiający jakieś zabytkowe miasto. W tle były okna zakryte pomarańczowymi zasłonami, a na parapecie, pośród kolejnych tubek, puszek i pojemników z farbami, leżała paleta. Na jednej z trzech szafek znajdujących się po prawej znajdowały się rozrzucone pędzle, a nad nimi wisiał ogromny obraz, portret jakiegoś małżeństwa: oboje mieli czarne włosy, mężczyzna był nieco pulchny i miał niewielkiego wąsa, a piękna kobieta po lewej koka, w którego wpięty był jakiś czerwony kwiat. Po lewej znajdowało się zakryte kolorową narzutą łóżko, nad którym wisiała flaga Hiszpanii.

Blaise'a z jakiegoś powodu to wszystko zafascynowało. Przypomniał sobie dziewczynę z wczoraj, choć zupełnie nie pamiętał, o czym rozmawiali. Chciał poznać tę dziewczynę, która go tam przyprowadziła, albo chociaż jej jakoś podziękować - sam nie wiedział, dlaczego. Nie wiedział też, jak długo stał wpatrzony w pokój, aż wyrwał się z transu i wreszcie poszedł do toalety.

Sprawdził, czy nigdzie nie zostawił żadnych swoich rzeczy, a później postanowił już wyjść. Po drodze nie potrafił oprzeć się jednak pokusie i ugryzł kawałek jednego piernika z wielu, które leżały na złotej tacce przy szafce na buty.

Dopiero gdy Blaise deportował się do swojego domu, ogarnął się i położył do własnego łóżka (nieustannie myśląc o poznanej dziewczynie), wybudził się z alkoholowej głupoty i zdał sobie sprawę, że...

- Cholera. Ja nawet nie wiem, jak ona ma na imię.

Nadgryziony Pierniczek • Blaise ZabiniWhere stories live. Discover now