P. VI / POWRÓT DO MIESZKANIA

346 65 112
                                    

               Hewwow! Trochę mnie nie było, przepraszam za tak długi czas bez nowego rozdziału, ale nie będę obiecywać poprawy niestety :c Rozdziały będą dodawane mocno nieregularnie. Jestem ciekawa, ile z Was jeszcze w ogóle na nie czeka xD Tak czy siak, miłego czytania ♥


Wszechświat dosłownie zdawał się zatrzymać na chwilę, zupełnie jakby wyczuwał powagę sytuacji i stres, jaki wywoływała ona na trójce Nakaharów obecnych w salonie. Sachiko i Shuuji zdawali się wręcz wstrzymać oddechy, wskazówki starego zegara tykały, przerywając ciszę, choć działo się to w zdecydowanie zwolnionym tempie. Nie docierały do nich żadne odgłosy typowe dla miasta, żadnego trąbienia, żadnego szmeru aut czy rozmów ludzi, które powinni słyszeć w tle. Nawet pomieszczenie dookoła nich zdawało się znikać, a jego granice wyglądały Chuuyi na rozmazane, gdy całą swoją uwagę skupiał na tym jednym niewielkim pudełku, które stało naprzeciw niego. I w momencie, w którym już niemalże podniósł jego wieko, opuścił je na pierwotne miejsce, przełykając głośno ślinę i ściskając własne dłonie tak mocno, że z miejsca pobielały mu knykcie.

               — Nie potrafię — oznajmił tak słabo, że zagłuszyłby go najcichszy dźwięk wydany przez kogokolwiek w obrębie całego domu.

               Wiedział, że matka i brat czekają na jakiekolwiek wyjaśnienia. Na ochłapy informacji. Że teoretycznie próbują go nie pospieszać, choć pewne wyczekiwanie aż biło z ich postaw. Ale Chuuya nie potrafił przełamać się, by otworzyć to pudełko przy nich. Żadne z nich nie wiedziało, co znajdowało się w środku. Przynajmniej o ile Sachiko mówiła prawdę i rzeczywiście do niego nie zaglądała. To pudełko rudzielec spakował, będąc absolutnie samemu w mieszkaniu, nie będąc już w stanie płakać, bo zwyczajnie zabrakło mu łez. Na jego spodzie znajdowały się pierdoły. Ulubiona gra Osamu na konsolę. Jeden sezon Gry o Tron, bo durny serial przywodził na myśl wspomnienia o wspólnym oglądaniu, o poznawaniu się tak naprawdę, o burzeniu przed sobą nawzajem murów. Pulp Fiction, bo mimo że Dazai absolutnie nie znosił tego filmu, to zawsze tańczył z Nakaharą w salonie, gdy przychodziła scena tańca Umy i Johna. Nieco wyżej znajdowała się odpowiedź od Julii, która życzyła im szczęścia. Pocztówki z każdego miejsca, które odwiedzili w Stanach. Zdjęcia, które Osamu miał wydrukowane i powieszone u siebie w domu na korkowej tablicy, a które można było poznać po niewielkiej dziurce od pinezki. A wreszcie dysk z ich wspomnieniami, pożegnalny list Dazaia i klucze do jego mieszkania.
               Mieszkania, do którego Nakahara tak naprawdę nie zdążył przywyknąć. Wygodniej było im mieszkać u niego. Lepsze widoki, on czuł się tam pewniej, a i tak cały czas lądował ranny, więc bliskość szpitala swoje zrobiła. Lubił apartament Dazaia, przynajmniej dopóki nie został wysadzony przez Yakuzę, ale nie czuł się tam jak w domu. Choć bez bruneta tak naprawdę nigdzie się tak nie czuł. Nakahara pozwolił swoim myślom zejść trochę z odgórnie narzuconego toru, gdy delikatnie stukał palcem w bok pudełka, próbując zrozumieć samego siebie. Bo nie potrafił skoncentrować myśli na tym, że na stosie wszystkiego, co przypominało mu o ukochanym, którego do niedawna uważał za zmarłego, znajduje się pudełko po pierścionku zaręczynowym. Na samym wierzchu, nie musiałby nawet przeglądać pozostałych rzeczy. Mógłby szybko uchylić pokrywkę, wyciągnąć pudełeczko i zamknąć resztę wspomnień bez pokazywania ich rodzinie. Bez mierzenia się z nimi. Może dałby nawet radę odciąć się wystarczająco wcześnie, by uczucia nie zalały go niczym pieprzona fala i nie pociągnęły w otchłań, z której ledwo co się wyczłapywał.

               Rodzinie, która może teraz się starała, ale kiedyś przecież go zdradziła. I choć Chuuya robił wszystko, co mógł, by nie wypominać im tego i by nie pozwolić, aby jakkolwiek wpływało to na ich relację. I przez większość czasu nawet mu się udawało. Ale ta świadomość gdzieś w nim tkwiła i Chuuya wątpił, by kiedykolwiek poszła w zapomnienie. Bo jednak coś blokowało go przed wyjawieniem rodzinie najgłębszych sekretów. Coś sprawiało, że gdy się cieszył, gdy był smutny, gdy w jego życiu działo się dosłownie cokolwiek znaczącego, jego pierwszy wybór na kontakt padał zawsze na Adelaide. Dlatego otworzenia pudełka, które było dla niego praktycznie uosobieniem jego charakteru, duszy i osoby, a przede wszystkim najważniejszą fizyczną pamiątką jego relacji z Dazaiem, wydawało mu się po prostu niewłaściwe. Tak, jak otworzenie tego pudełka gdziekolwiek poza miejscem, w którym je zamknął.
               Nakahara może nie wiedział, co czuje. Może walczył z własnym mózgiem, by nazwać emocje, które nim zawładnęły. Może nie miał też pojęcia, jak powinien przedstawić obecną sytuację rodzinie, jak im powiedzieć, że nie może tego zrobić w ich obecności, bo miałby wrażenie, że zdradza samego siebie. A jednocześnie, jak zrobić to tak, by ich nie urazić i nie narazić ich delikatnej, dopiero będącej w trakcie odbudowy, relacji. W tamtej chwili miał wrażenie, że nie wiedział zupełnie niczego, a wypity alkohol zdecydowanie nie pomagał mu w zachowaniu trzeźwości myśli. Dlatego potrzebował czasu. Czasu, którego, jak wszyscy dookoła dobitnie go uświadamiali, wcale tak naprawdę nie miał i jechał na kredyt. Dlatego tylko stukał palcami w pudło, wpatrując się tępo w przestrzeń, jakby nawet maskowanie ludzkich relacji stanowiło dla niego zbyt duży wysiłek.
               — Mówiłem, że mogę otworzyć je za ciebie smarku — oznajmił spokojnie Shuuji i ewidentnie powtarzał to zdanie już któryś raz, tylko wcześniej nie docierało ono do otępiałego umysłu rudzielca.
                — Nie, nie. Wiesz, że nie możesz. To nie byłoby właściwe — odparł tylko z wybitnie nieszczęsną miną Chuuya. — Muszę to zrobić w mieszkaniu. Muszę tam wrócić. I muszę to zrobić sam.
                — Chuu, wszyscy już coś dziś wypiliśmy, jesteś absolutnie pewien, że to konieczne żebyś tam jechał? — spytała zmartwionym głosem Sachiko. — I wiesz, że ja naprawdę nie chcę ci tego wypominać, ale muszę przypomnieć ci, jak wyglądała twoja ostatnia wizyta tam? Nie poradzisz sobie sam. Po prostu sobie nie poradzisz.
               — Będę musiał — uciął krótko Nakahara takim tonem, po którym wszyscy zrozumieli, że to już przesądzone, że decyzja zapadła. — I nie oczekuję od was jazdy po pijaku, nie jestem idiotą. Zadzwonię po kogoś z Cuppoli, może akurat nie mają lepszych planów na wieczór niż wożenie mojej żałosnej dupy po mieście — dodał z taką dawką ironii, że nawet Shuuji spojrzał na niego z lekkim przerażeniem.
                Nawet pijanego Chuuyi nie dało się jednak powstrzymać, gdy już na coś się zdecydował. Dlatego chłopak tylko zestawił pudełko z własnych kolan, westchnął ciężko i zebrał swoje ostatnie, działające mimo procentów, szare komórki, by przejść się do zlewu znajdującego się w kuchni niedaleko i ochlapać twarz zimną wodą. Nie dało mu to fizycznie za wiele, może poza zamoczoną teraz górą koszulki, ale psychicznie Chuuya próbował wmawiać sobie, że ta prosta czynność pomogła mu zebrać się w sobie albo przynajmniej otrzeźwieć.
               I wcale nie zaciskał pięści, chowając dłonie w kieszeniach, bo sam nie chciał przyznawać się przed sobą do tego, że drżały mu palce. Że wcale nie musiał wystukiwać wiadomości kilkukrotnie, bogom dziękując za autokorektę w telefonie, bo żadnego słowa nie potrafił napisać w poprawny sposób. Że każda komórka w jego ciele mówiła mu, że to zły pomysł. Że się załamie. I że tym razem to nie będzie jeden z jego licznych dołków, z których zawsze ktoś go wyciągał. Że tym razem będzie to ten sam poziom, do którego zniżył się tuż po śmierci Dazaia. Tylko że tym razem nie będzie obok niego Rose, która da radę w jakiś niezrozumiały dla niego sposób go uratować. Nawet jeśli jego rodzina czy ktokolwiek z przyjaciół powiadomiłby Włoszkę, nim ta dotarłaby na miejsce, prawdopodobnie byłoby już za późno.
                A jednocześnie miał wrażenie, że musi to zrobić. Że musi się zmierzyć z tą nową rzeczywistością, na którą przecież w jakimś stopniu zawsze miał nadzieję, ale do której zupełnie nie czuł się przygotowany. Wiedział, że Dazai nie miałby mu tego za złe. Ba, ta gnida nawet cieszyłaby się, że Chuuya ogarnął własne życie. I pewnie nawet nie wymuszałby swojego powrotu do niego. Ale mimo tej świadomości, wyrzuty sumienia zżerały Nakaharę. Bo przecież mógł ogarnąć, że dostał plany na trzy lata, bo za trzy lata Dazai spodziewał się wrócić. Bo przecież tyle czasu mógł poczekać. Czekał na Osamu o wiele dłużej, gdy żaden z nich nie potrafił przyznać się do ich prawdziwych uczuć lub gdy ten odszedł, żeby pracować w Zbrojnej. Powinien był poczekać.
               Niemniej telefon Chuuyi zaczął wibrować, ściągając go z powrotem myślami na ziemię. Odprowadzany zmartwionymi spojrzeniami brata i matki, odebrał go, potwierdzając tylko szybko adres i rozłączając się. Nie chciał patrzeć na twarze rodziny. Wiedział, co na nich znajdzie, tak jak i wiedział, że wystarczy mu najmniejsza pierdoła, by dać sobie powód do stchórzenia. Dlatego tylko ścisnął dłonie ostatni raz, próbując zebrać się minimalnie w sobie i choć udawać, że ma wszystko pod kontrolą, co było prawdopodobnie największym kłamstwem i najgorszą grą aktorską całego roku.
               Chwycił tylko całe pudło z rzeczami, zaciskając na nim palce, jakby było ostatnią stałą rzeczą we wszechświecie i pożegnał się krótko z rodziną, ignorując ich palące spojrzenia, które wbijali w jego plecy z uporem istnych maniaków, nawet gdy wsiadał już do auta, które podjechało pod ich podjazd i z którego wyskoczył portowy kundel, żeby otworzyć mu drzwi. Nakahara znał ten typ. Znał go aż za dobrze. Każdy niższy rangą członek Portówki zachowywał się z wręcz przesadzoną usłużnością, która mogłaby być problematyczna, gdyby nie to, że trzymali cały kraj w garści. Z ludźmi, których Chuuya polubił, zaczynał żartować, że przecież ma ręce i może otworzyć sobie sam, ale tego wieczoru nie miał na to najmniejszej ochoty.
               Nie odzywał się do podwładnego przez całą drogę i mężczyzna chyba wyczuł iście grobową atmosferę, która wisiała w powietrzu, bo też nie próbował się odezwać czy zacząć jakiejkolwiek rozmowy sam z siebie. Nakahara siedział tylko na tylnym siedzeniu, zaciskając palce na pudełku, które trzymał na kolanach i patrzył tępo za okno, nawet nie rejestrując, którą drogą tak naprawdę jadą. Widział mijane przez nich domy, bloki czy parki, ale żadna zewnętrzna informacja nie znajdowała swojej drogi do jego mózgu. Przez chwilę Chuuya zastanawiał się czy nie powinien był zadzwonić do Rosalie. Z jednej strony z pewnością przydałoby mu się jej wsparcie. Z drugiej, wiedział, że nie miał prawa robić jej nadziei, że Dazai może jednak żyć dopóki nie będzie miał stuprocentowej pewności. A sam nie był nawet pewien, czy gdyby zobaczył Osamu na własne oczy, ba, czy by go nawet nie dotknął, czy by taką pewność zdobył.
               Dopiero, gdy auto zatrzymało się przed szlabanem prowadzącym na podziemny parking, dopiero wtedy Chuuya uświadomił sobie, że klucze od mieszkania może i ma w kieszeni, ale pilot od szlabanu został schowany w pudełku, którego nie był w stanie otworzyć. Nic zresztą dziwnego, skoro znajdowało się tam jedynie puste miejsce, które normalnie zajmowałby motor Dazaia i chevrolet Chuuyi. Nakahara wymamrotał więc tylko ciche przeprosiny za własne nieogarnięcie, podziękował za podwózkę i szybko wysiadł z auta. Teoretycznie powinien obejść cały budynek aż do głównego wejścia, ale wydawało mu się to zbyt dużą odległością. Nie wiedział, czy była to zasługa jego iście żałośnie wyglądającej postawy, faktu, że ochroniarz jakkolwiek go kojarzył z mieszkania w tym obiekcie albo Portowej Mafii, ale dzięki zrządzeniu losu starszy mężczyzna po prostu przepuścił go, żeby przeszedł przez budkę ochrony.
               Spacer przez parking nie należał do przyjemnych. Pod ziemią było chłodno, miało się wrażenie wciąż unoszącej się w powietrzu wilgoci, a ostre światło jarzeniówek sprawiało, że co rusz Nakahara musiał przymykać oczy, by nie dostać migreny. Niemniej chłopak stawiał krok za krokiem, próbując skupić się właśnie na tym. Na najprostszych czynnościach. Na tym, żeby iść do przodu. Na tym, żeby wyrównać oddech i zapanować nad nim na tyle, by przypadkiem nie miał problemów ze złapaniem tchu w przypadku ataku paniki, który mógł mu się zdarzyć w obliczu tak silnych emocji. Ale dalej nie było prościej. W windzie też nie czuł się komfortowo; korytarz prowadzący do jego apartamentu zdawał się być kilkukilometrowej długości.
               A na końcu tej drogi Chuuya zawahał się z ręką dosłownie parę centymetrów nad klamką. Nie musiał szukać kluczy, nie miał jak odwlekać tego, że za chwilę będzie musiał skonfrontować się z tym, co przerażało go najbardziej. On zostawił mieszkanie otwarte, uznając je za w jakiś sposób zbeszczeszczone, ale na wszelki wypadek, gdyby może ktoś z jego przyjaciół wykazał się działającym mózgiem i zamknął mieszkanie, miał klucze w kieszeni. Na wszelki wypadek przejechał po materiale dłonią, by to powtórnie sprawdzić po czym wziął głębszy oddech i nacisnął klamkę, która ustąpiła bez problemu.
               Z miejsca uderzyło go zimno tego miejsca. Nie żeby sam świetnie radził sobie, gdy jeszcze przebywał w tym mieszkaniu już po odejściu Dazaia, ale nawet krótki czas, gdy apartament był całkowicie pusty, wystarczył, by Nakahara ponownie miał wrażenie, że wchodzi do pomieszczenia z salonu meblowego, a nie do przestrzeni, w której żyją ludzie. Chuuya zdawał sobie sprawę z tego, że to wszystko tkwiło jedynie w jego głowie. Przecież układ mebli się nie zmienił. Nawet szafy zostały nieruszone z rzeczami wciąż równo ułożonymi w środku, mimo że Dazai absolutnie tego nie znosił. Nie poddawał się jednak. Wiedział, że nie miał do tego prawa. Nie po tym wszystkim, co w jego życiu poszło ostatnimi czasy zdecydowanie nie tak.
               — Hej, kochanie... wróciłem — oznajmił w końcu cicho Nakahara, gdy zamknął za sobą drzwi i z nawyku przekręcił zamek. Zaśmiał się słabo i zupełnie nieszczerze. — „Kochanie", ta? Ładne mi „kochanie" po tym jak cię zdradziłem.
               Chuuya zdjął buty i odwiesił wierzchnie ubrania na wieszaczku w przedpokoju, by przejść na boso przez sporą część apartamentu i odstawiwszy pudełko na ziemię, usiąść na takim skraju kanapy, że siedział na niej bardziej siłą woli i uporu niż realnie fizycznie.
               — Naprawdę oddałbym absolutnie wszystko, żeby móc z tobą porozmawiać. Wiara w to, że w tym pudełeczku rzeczywiście jest jakiś pendrive i że rzeczywiście zostawiłeś mi jakiś plan jest z jednej strony zbawienna, a z drugiej zabójcza. Bo wierzyłeś we mnie, a ja zawiodłem. Po prostu potrzebuję przegadać z tobą ostatnich parę lat, wiesz? — spytał cicho Chuuya, doskonale zdając sobie sprawę z tego, że odpowie mu cisza, a on robi z siebie idiotę. — Bo jakby nie patrzeć dużo się wydarzyło. I część z tych pytań byłaby absolutnie samolubna. W sumie większość. Wiedziałeś, że tak potoczy się misja w Anglii? Wiedziałeś, że nie umrzesz? Co Agata ci zrobiła? Jak bardzo i jak długo cierpiałeś? Czy dalej cierpisz? Czy teraz służysz pod nią z własnej nieprzymuszonej woli? Czy w ogóle jej służysz? Bo niby Akiko wspomniała o tatuażu w kształcie zegara, ale już niczego nie jestem pewien. Czy jesteś na mnie wściekły, że ułożyłem sobie życie? Chociaż, to stwierdzenie jest tak bardzo na wyrost, że brzuch rozbolałby cię ze śmiechu gdybyś je usłyszał. Trzymam się na powierzchni, ale próba nieutonięcia pochłania całe moje siły. Większość ludzi chce, żebym działał, prowadził mafię, uśmiechał się i żył, ale większość ludzi gówno wie o tym, co nas łączyło i co razem przeszliśmy. Byłbyś zły za to, że związałem się z Rinem? Byłbyś zły, gdybyś dowiedział się, że traktuję go jak opcję zapasową, która czasami pozwala mi zapomnieć o bólu, ale nie jest miłością mojego życia? Oceniłbyś mnie jako człowieka? Nazwał w końcu potworem? Chciałbym cię uratować, chciałbym żebyś był bezpieczny, ale pod koniec dnia chciałbym tez poznać jakiekolwiek odpowiedzi, bo te pytania naprawdę dręczą. Ta niewiadoma. Nie wiem, jakim cudem miałbyś przewidzieć wszystko, co się stało, ale przekraczanie ludzkich norm było dla ciebie jak chleb powszedni. 

               Nakahara uśmiechnął się smutno, podnosząc w końcu wieko pudełka. Niewielki, czarny, zamszowy prostopadłościan, z którego zdawać by się mogło wieki wcześniej wyjął pierścionek zaręczynowy na Empire State. Leżał wśród wszystkich rzeczy, które były najbliższe sercu Chuuyi. Na zdjęciu w ramce, na której szkło Nakahara nakleił karteczki samoprzylepne z kuchni, na których Dazai zapisał drobne wiadomości, tuż obok wciśnięta była cała koperta z niewielkimi liścikami, które wymieniali między sobą ukradkiem na co nudniejszych spotkaniach Cuppoli. Sam widok tych drobnych pierdół, które, obiektywnie patrząc, były bezwartościowe, ale wartość nadawał im sentyment, związane z nimi uczucia i wspomnienia, sam ich widok sprawił, że Chuuya poczuł się, jakby ktoś uderzył go pięścią w brzuch. Wiedział, że zobaczenie tego będzie go bolało. Dlatego unikał tego pudełka przez ostatnich kilkanaście miesięcy.

               Chuuya potrzebował chwili przerwy. Wiedział jednak, że zawartość pudełka nie miała nigdzie uciec, bo jak mogłaby? To wszystko były przedmioty nieożywione, kot wylegiwał się u Sachiko w domu, a Nakahara był jedyną osobą, która znajdowała się w mieszkaniu, więc co mogło pójść nie tak? A Chuuya nie chciał witać wspomnień w pośpiechu. Chciał wyjąć wszystko, co znajdowało się w pudełku z należytą temu czułością i delikatnością, rozłożyć te drobiazgi na szklanym stoliku przed nim, nacieszyć się każdą chwilą. I dopiero wtedy, na sam koniec, otworzyć pudełko po pierścionku. Ale żeby być na to gotowym musiał odetchnąć, uspokoić się. Dlatego uznał herbatę za najlepsze możliwe wyjście. Czekając, aż woda się zagotuje, trzymał w dłoni zablokowany telefon, wciąż zastanawiając się, czy może nie dałby rady przedstawić Rose sytuacji w taki sposób, jakby potrzebował wsparcia, bez zdradzania jej zbyt wiele. Miał dłuższą chwilę na przemyślenie takiego rozwiązania, bo nie chciał zabierać kubka z herbatą na stolik. Wystarczył przecież jeden niewłaściwy ruch i nie daj bogowie naczynie przewróciłoby się, a jedyne, co zostało mu po ukochanym, zostałoby zalane i uległoby bezpowrotnemu zniszczeniu. Nie chciał ryzykować, dlatego opierając się plecami o blat kuchennej wyspy, powoli pił napój, patrząc z rozczuleniem na jedno ze zdjęć jego i Dazaia, które miał zapisane na telefonie.

               I może właśnie dlatego, że był tak pochłonięty we własnych myślach, nie zauważył postaci, która niczym cień spłynęła z antresoli, by zabrać niewielkie, czarne pudełeczko ze stołu i wrócić na swoje pierwotne miejsce. Chłopak, który to zrobił, usiadł z powrotem, ukryty w absolutnym cieniu, opierając się plecami o znajdującą się za nim ścianę i obserwował rudzielca stojącego w kuchni z nieprzyjemnym uśmiechem. Dazai naprawdę nie rozumiał, dlaczego Christie kazała mu przyjrzeć się dziecinadzie, jaką była Portowa Mafia, dlaczego nazywała to „jego testem", zwłaszcza zbliżenie się do pewnego rudowłosego szefa. Agatka opowiadała mu, że kiedyś przyjaźnił się z tymi ludźmi, ale Dazaiowi wydawało się, jakby było to istne wieki temu. Zaakceptował to jako fakt, skoro tak powiedziała Agata, ale sam nijak tego nie pamiętał. Bo Christie by go nie okłamała. I nie chodziło o jej wrodzoną prawdomówność. Co to, to nie. Kobieta zdawała sobie po prostu sprawę z tego, ile mogłoby ją kosztować, gdyby Dazai przyłapał ją na kłamstwie.

               Osamu wykreował jednak zamieszanie, które pozwoliło mu się przyjrzeć kilku osobom i śmiało mógł założyć, że tym frajerom z jakiegoś powodu na nim zależało. I mógł to wykorzystać przeciwko nim. Nie rozumiał tylko, dlaczego Christie poddawała jego lojalność w wątpliwość w kwestii byle mafii z Japonii. Znaczy, oczywiście, rozumiał. Christie nie była głupia. Wiedziała, że Osamu służy pod nią dopóty, dopóki ona będzie zapewniała mu rozrywkę i wyzwania. Że jeśli znajdzie się ktoś silniejszy, Dazai nawet się nie zawaha przed wbiciem jej noża w plecy. Póki było jednak zabawnie, póty Osamu nie zamierzał narzekać, nawet jeśli najnowsza misja początkowo wydawała mu się wybitnie nudna. Początkowo, bo miał przecież pozwolenie na zrobienie, co mu się żywnie podobało, a nagłe złamanie do końca tego zrozpaczonego, biednego rudzielca jawiło mu się jako interesująca możliwość.

               Dazai podrzucił pudełeczko w dłoni i złapał je bezgłośnie. Zabawne czy nie, jeśli na tym pendrivie były jakieś jego plany, musiał obejrzeć je przed kimkolwiek innym. Choć o tym aspekcie Agatka już niekoniecznie miała się dowiedzieć.

Bungou Stray Dogs II - Miłość silniejsza niż czasWhere stories live. Discover now