P. XXX / ROZMOWA PRZY NAGROBKU

236 36 22
                                    

Krótkie odautorskie: mega, mega, mega Was przepraszam za tak długi brak rozdziału! Studia za bardzo mnie wciągają i jak próbuję znaleźć równowagę w czasie dla hobby to nagle brakuje mi godzin w dobie. Niemniej, rozdział już jest! Miłego czytania ♥


Nakahara nie pamiętał za wiele z tamtego wieczoru. Pamiętał za to absolutną bezsilność, która zawładnęła nim, gdy siostry de Luca walczyły ze swoimi uczuciami. Nie miał pojęcia, jak powinien był zareagować. Nie miał pojęcia, czy w ogóle miał prawo żeby jakkolwiek spróbować się obronić w ich oczach. Czy miał prawo przedstawić im jego własny punkt widzenia. To, czego był natomiast więcej, niż pewny, to był fakt, że widok pełnej zranienia, smutku i zdradzenia twarzy Rosalie, która mimo wszystko próbowała się uśmiechać i zachować ten spokojny ton, mimo że drżał jej głos przy każdym słowie, tak jak widok Adelaide, która ukryła twarz w dłoniach i tylko nieznacznie kręciła głową, jakby do samego końca nie chciała uwierzyć w całą tę sytuację, wryły się w pamięć Chuuyi aż po jego ostatnie dni. Nakahara pamiętał, jak stał z opuszczoną głową i zaciśniętymi pięściami, gdy siostry mijały go w stronę wyjścia, a on nie ruszył się nawet o centymetr żeby je zatrzymać. Jeśli wypowiedziały wtedy jakiekolwiek słowa to nie dotarły one do jego przyćmionego emocjami umysłu. Tak jak wątpił, że jego cicha mantra składająca się z prostego słowa "przepraszam" dotarła do świadomości sióstr.

Chuuya nie pamiętał przepraszania wszystkich obecnych za zamieszanie, choć ostatecznie był pewien, że to zrobił. To zwyczajnie leżało w jego naturze. Tak, jak nie pamiętał płacenia za posiłek, zahaczenia o monopolowy, podróży na cmentarz i obalenia butelki taniej i cholernie niesmacznej wódki. A jednak każdego z tych wydarzeń musiał być pewnym, bo obudził się oparty o płytę grobową, na której wyryte było imię i nazwisko jego ukochanego, a w zasięgu wzroku zobaczył prawie pustą butelkę, której etykieta nie mówiła mu absolutnie niczego. W tamtym momencie Nakahara miał ochotę podziękować bogom za to, że na miejsce nagrobku Dazaia wybrali przestrzeń niedaleko dość starego drzewa, które było ostatnim bastionem chroniącym zmęczone oczy Chuuyi przed światłem nowego dnia. Światłem, którego nie witał zbyt radośnie, mrużąc powieki i już mentalnie witając się z migreną i kacem. O tyle dobrze, że tym razem nie miał przy sobie broni, bo wszechświat jeden raczy wiedzieć, co mogłoby się wtedy stać. W końcu jakby nie patrzeć, gdy ostatnio miał aż tak ciężki dołek, Rosalie znalazła go w pięknej scenerii, na którą składała się kula, która utkwiła w suficie i rozlana butelka czerwonego wina na podłodze. 

Nakahara doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że takie przeholowanie z alkoholem nie było dla niego typowe. Jasne, żarty z jego słabej głowy były zabawne, ale wiedział, kiedy przestać. Rzadko pił tak żeby choć na chwilę uciec od wszechświata. Ale w tamtym momencie, gdy siedział plecami oparty o nagrobek, luźno trzymając w dłoni butelkę i przymykając oczy, miał wrażenie, że w pełni zasłużył sobie na tę chwilę zapomnienia. Przecież wszechświat nie przestał się bez niego kręcić, a on miał wrażenie, że jego rzeczywistość znowu legła w gruzach. Wytrzymał. Kazali mu, więc wytrzymał. Przetrzymał całą akcję z łapaniem Dazaia, z uwięzieniem go. Przetrzymał, gdy wymagali od niego zbyt szybkiego pozbierania się po śmierci ukochanego. Spychał emocje na tak daleki tor, że prędzej czy później to musiało wybuchnąć. I przy tej ilości tłumionych uczuć musiało mieć to siłę pieprzonej atomówki. A najwidoczniej zapalnikiem do tego miała być utrata tej resztki rodziny, która mu na świecie pozostała.

Wiedział, że był winien de Lukom jakieś wyjaśnienie. Że któregoś dnia, któraś z nich, choć Chuuya prędzej obstawiałby Rose, odezwie się do niego żądając przedstawienia tej kwestii. Tylko, że ta rozmowa w żaden sposób nie będzie przyjemna. Będzie opatrzona chłodnym głosem, niechęcią i poczuciem zdrady. Emocjami, do których obie siostry miały pełne prawo. Nakahara był natomiast więcej, niż pewien, że to, do czego on nie będzie miał prawa, to proszenie Włoszek, by mu wybaczyły. Oznajmianie, że poczeka tyle, ile będzie trzeba. Będzie mógł tylko przedstawić im sytuację, wyjaśnić niektóre kwestie, wytłumaczyć swoje motywy i na tym rozmowa się skończy. Nie będzie mógł dodać niczego od siebie. Nie będzie mógł się bronić. A potem pewnie na linii zapadnie cisza. I może któregoś dnia któraś z sióstr spróbowałaby powoli i niezdarnie wyciągnąć do niego rękę, ale Chuuya nie był gotowy na to stawiać. Gdyby był Dazaiem? Jasne, że by mu wybaczyły prędzej czy później. W końcu dla niego były prawdziwą rodziną, którą znali większość życia. On był tylko przypadkowym przybłędą, którą pokochała niewłaściwa osoba.

Bungou Stray Dogs II - Miłość silniejsza niż czasWhere stories live. Discover now