P. XI / SALEM

235 48 46
                                    

Nakahara musiał przyznać, przynajmniej w głębi duszy, że każde wyjście z Akiko było przygodą. I to przygodą nie małą, bo może i dookoła ich głów nie świstały kule, nic nie wybuchało, a trup nie padał gęsto, to gdyby pewien rudzielec miał możliwość wyboru między wyżej opisanym typem przygody a byciem ciąganym przez miasto do najróżniejszych lokalizacji przez Yosano, która zapewniała go, że miała plan, to Chuuya zdecydowanie wybrałby tę pierwszą opcję. Wydawała się bezpieczniejsza. A jakby dodać do tego jeszcze fakt, że lekarka praktycznie wypchnęła go z własnego mieszkania, rzucając mu w twarz jego własnym płaszczem, twierdząc wszem i wobec, że ogarnęła wszystko w dwadzieścia minut i mają trzy miejsca, w których muszą się zjawić, to Nakahara po prostu zaczynał modlić się do bogów. Do wszystkich na raz, bo nie wiedział, który akurat siedzi na szybkim wybieraniu i go usłyszy. Akiko nie miała jednak litości. 

Ani wybitnie przerysowane miny Chuuyi, który wręcz błagał ją żeby opanowała swojego wewnętrznego demona chaosu, ani jego zapieranie się nogami o każdy możliwy kant i chwytanie każdej poręczy byleby przyjaciółka nie miała jak zmusić go do pójścia dalej, absolutnie nic nie dało rady wpłynąć na losy rudzielca. Czy było to wszystko udawane? Oczywiście, że tak. Czy Nakahara zamierzał przepuścić jakąkolwiek okazję żeby pomęczyć Akiko? Oczywiście, że nie. A sama lekarka też nie miała nic przeciwko. Komentowała tylko, że Chuuya zachowywał się jak dzieciak i dawała się wciągać w te durne przepychanki, doskonale widząc nieznaczny uśmieszek na twarzy Nakahary. W tamtym momencie byli tylko dwójką przyjaciół, którzy wyruszali na poszukiwanie mieszkania. Chuuya w przypadku o wiele poważniejszych spraw zostawiał już własne życie w rękach Akiko, więc co to dla niego spacer po paru nieruchomościach.

Czy ktokolwiek musiał mówić, że Akiko i Nakahara uwielbiali nawzajem swoje towarzystwo i  doceniali te ciche momenty, kiedy mogli po prostu się wydurniać? Albo, czy fakt zażyłości ich relacji i poziom wzajemnego zaufania był obcym ludziom nieznany? Czy którekolwiek z nich w absolutnie poważny sposób, spokojnym tonem i w odpowiednim momencie przyznałoby się do tego? Jakimś cudem odpowiedź na wszystkie powyższe pytania brzmiała "nie". Pewnych rzeczy nie trzeba było mówić, zwłaszcza jeśli dla obojga zainteresowanych były tak cholernie oczywiste. Bo Akiko doskonale wiedziała, jak wygląda jej relacja z przyjacielem. Wiedziała też, jakie ów przyjaciel ma granice i uwielbiała tańczyć dosłownie o dwa milimetry od nich, gdy rozumiała, że może sobie na to pozwolić. 

Z tej wiedzy wynikała masa wspomnień, w których celowo wkopała Chuuyę w najdziwniejsze sytuacje tylko po to by stać dwa metry dalej z włączonym nagrywaniem na telefonie i śmiać się do rozpuku. Nakahara zawsze wtedy najpierw udawał obrażonego, ale później przyciągał ją do siebie i mierzwił jej włosy, wszystkim dookoła głośno i dobitnie oznajmiając, że przeprasza za stan partnerki, ale dopiero skończyli się zabawiać i kobieta nie miała kiedy się ogarnąć. I za każdym razem dobierał do tego stwierdzenia coraz gorsze słownictwo. A Akiko stała wtedy tylko, początkowo paląc absolutnego raka, a z czasem patrząc na przyjaciela z niedowierzaniem tylko po to by przypomnieć mu, że może i oboje są gejami, ale w dwie różne strony. Niby drużyna ta sama, ale bramki jakby nie patrzeć, kurde przeciwne. Niemniej Yosano, która dzwoniąc do najróżniejszych agentów nieruchomości pierwotnie uznała swój plan za wyjątkowo zabawne odegranie się na przyjacielu, teraz zaczęła mieć lekkie wątpliwości.

Stojąc przed drzwiami pierwszego z mieszkań, delikatnie pociągnęła przyjaciela za rękaw i wyszeptała mu do ucha jedno, proste słowo. "Graj". Nakahara spojrzał na nią z absolutnym brakiem zrozumienia wymalowanym na twarzy, ale niezrozumienie to bardzo szybko przeszło w wyraz absolutnego załamania, a ostatecznie w pełen niedowierzania uśmiech. Akiko uważnie obserwowała cały ten proces, martwiąc się, czy tym razem nie przekroczyła linii, zwłaszcza biorąc pod uwagę wszystkie ostatnie wydarzenia. Z serca spadł jej ogromny głaz, gdy kobieta oprowadzająca ich po mieszkaniu po raz drugi nazwała ich małżeństwem i słysząc to Chuuya objął ją ramieniem na wysokości karku, przyciągając do siebie i wymyślając najbardziej irracjonalne rzeczy, jakie Akiko miały się niby podobać, a ta tylko stała, doskonale wiedząc, że przegrała grę, w którą sama się wkopała i zgadzała się z każdym zdaniem, które Nakahara kończył pytaniem: "prawda żono?".

Bungou Stray Dogs II - Miłość silniejsza niż czasWhere stories live. Discover now