P. LV / PRZYGOTOWANIA

88 17 24
                                    

Nakahara sam był zdziwiony tym, że dał radę zasnąć. I że pomimo koszmarów obudził się zadziwiająco wypoczęty. Również pomimo wczesnej pory. Bo tragicznie wyglądająca szóstka na jego zegarku sprawiała, że miał ochotę wydać z siebie jęk niezadowolenia, przewrócić na drugi bok i przykryć kołdrą aż po sam czubek rudej czupryny. Takiej możliwości nie było. Jakby nie patrzeć miał na głowie nie tylko całą organizację i jej wszystkie możliwe problemy, ale też powstałego z martwych narzeczonego. Dlatego Chuuya szybko ogarnął siebie, a później przestrzeń, którą obecnie zajmował. Nigdy nie potrafił skupić się w chaosie i bałaganie. Dlatego jedną ręką wycierając wciąż mokre po prysznicu włosy, a drugą zgarniając z aneksu kubek ze świeżo zaparzoną kawą przeszedł się do tymczasowego biura żeby sprawdzić, które sprawy wymagają jego natychmiastowej uwagi zanim znów zniknie w piwnicach na pół dnia.

Chuuya popijajac kawę szybko przewertował na tablecie raporty, które otrzymał. Odetchnął z ulgą, gdy dotarło do niego, że mniej wiecej połowa jednostek jest już rozlokowana po wszystkich możliwych krajach Europy i tylko czekali na dalsze komunikaty. Ucieszył się też na wieść, że programy treningowe następnych jednostek zostały zaktualizowane do ich wylotu oraz że wszyscy grzecznie stawiali się na  odpowiednich przestrzeniach treningowych. Nakahara podejrzewał, że mogło to niejako wynikać ze znudzenia. Portówka była obecnie ogromną siłą, która w swoich szeregach miała znaczącą ilość obywateli Japonii. Ze względu na ich dość jawną prezencję w polityce, szkolnictwie, sektorze medycznym czy policynym, na terenach, nad którymi trzymali pieczę, rzadko zdarzały się większe sytuacje wymagające ingerencji. Dlatego trening był jedyną formą walki, do której wciąż portowe kundle miały nieograniczony dostęp. A Chuuya dbał o to by jego podwładni nie stępili sobie zębów na teoretycznych czasach pokoju. Zwłaszcza, że wojna czekała na nich tuż za rogiem.

Nakahara odznaczył parę spraw jako koniecznych do ogarnięcia, gdy tylko znajdzie na nie chwilę, przypisał inne zadania różnym członkom Cuppoli i zrobiwszy sobie kawę w kubku na wynos, chwycił tablet i ruszył do pokoju, który zajmowała Rose. Jego nowa poranna rutyna zajęła mu lekką ręką dwie i pół godziny, co dawało mu akurat dokładnie tyle czasu, ile potrzebował, by sprawdzić co u Rose i spytać ją, czy pomoże z następnym krokiem ich planu czy też będzie musiał uciec się do trucia Dazaia lekami, których nie mieli za wiele.

Stojący przed pomieszczeniem strażnik skinął lekko głową na widok własnego przełożonego i odsunął się na tyle, by Nakahara mógł zapukać do drzwi. Może i był szefem największej organizacji w całym kraju, ale nie oznaczało to, że zamierzał zgubić własne maniery. I gdy usłyszał zapraszający do środka głos Rosie, wziął głębszy oddech i dopiero wtedy z nieco sztucznym uśmiechem i zdecydowanie sztuczną pewnością siebie wszedł do jej pokoju.

- Cześć Rose - powiedział rudzielec tuż po zamknięciu drzwi i sam miał ochotę skrzywić się słysząc, jak dziwnie zabrzmiał.

- Wow. Tak sztywno nie przywitałeś mnie chyba od czasów, gdy przybyłeś do Włoch po raz pierwszy. Dziwnie było to usłyszeć - zauważyła ze śmiechem kobieta zapraszając go gestem do dołączenia do niej przy stole i poczęstowania się śniadaniem.

- Przepraszam, to nie miało tak zabrzmieć. Chciałem przyjść tu i być twoją podporą i spytać cię o to, jak się czujesz, a nie znowu obrócić sprawę tak żebym to ja był w jej środku - wytłumaczył się Nakahara, a jego irytacja własną osobą znacząco wzrosła.

- Przydałoby ci się pobyć w centrum czyjejś uwagi - zauważyła Rosalie celując w młodszego brata oskarżycielsko kanapką. - Ostatno przekładasz wszystkich ponad siebie. No ale dobrze, możemy zacząć od początku - dodała widząc, że Nakahara dalej sterczał jak kołek dwa metry obok stołu zestresowany jak jeleń w reflektorach samochodu. - Odchrząknij, weź głęboki wdech i spróbuj jeszcze raz. Możesz darować sobie pytanie o tym czy wstałam i czy możesz wejść - stwierdziła z ciepłym śmiechem, który zdał się dotrzeć do mózgu Chuuyi po dłuższej chwili dość niezręcznej ciszy.

Bungou Stray Dogs II - Miłość silniejsza niż czasWhere stories live. Discover now