P. XXXVI / PRZYZNANIE I ODEBRANIE DOSTĘPU

330 37 34
                                    

Nakahara zamknął za sobą salę konferencyjną zabezpieczając ją do tego stopnia, że tylko odczyt jego linii papilarnych mógł ją otworzyć. Może i było to przesadne działanie, ale rudzielec uznał je za absolutnie sensowne. W końcu teoretycznie z sali mógł skorzystać każdy, a on wolał utrzymać wiedzę o powrocie Dazaia do żywych wśród jedynie najbliższych i osób, które koniecznie musiały o tym wiedzieć żeby zapewnić byłemu szefowi bezpieczeństwo. Zostawienie pudeł zawierających taką ilość informacji było proszeniem się o problem, a tych Nakahara miał na swoich barkach już wystarczająco dużo. I to nie tak, że nie ufał swoim podwładnym. Sam ich przecież z Dazaiem wybierał. Hierarchia i poziomy dostępu jednak po coś istniały. Dlatego rudzielec tylko trzykrotnie upewnił się, że pokój został wyłączony z głównego użytku, nim skupił całą swoją uwagę na trzymanym w dłoniach tablecie. Spotkanie z Cuppolą miało zacząć się za dwadzieścia minut, a on wciąż nie wiedział, jak ma się do całej sprawy odnieść. Jak wytłumaczyć się z kłamstwa i jak przekazać im prawdę w taki sposób, by nie wątpili, że cokolwiek ukrywał? Nakaharze nasuwał się tylko jeden pomysł i to taki, który nie za bardzo przypadł mu do gustu z powodów mocno prywatnych.

Bo jasne, może i Dazai chwilowo był ćpunem, który pracował dla Zakonu. Może chwilowo był wrogiem. Może chwilowo sam nawet nie postrzegał się jako człowieka, który miał prawo do jakiegokolwiek ludzkiego traktowania. Może nawet nie uda im się nigdy odzyskać tego Osamu, którego każda osoba znajdująca się w Cuppoli znała i kochała. Nakahara błądził myślami wokół wszystkich tych rozterek, nim postawił się w sytuacji Dazaia. Bo gdyby to on był w tym więzieniu w takim stanie to ostatnim, czego by chciał, byłoby żeby jego byli przyjaciele zobaczyli, co z niego zostało. W jakiś sposób byłoby to dla niego upokarzające mierzyć się z ludźmi, w których oczach widziałby tylko współczucie i litość. Ludzi, którzy nieustannie porównywaliby go do jego poprzedniej, lepszej wersji, której on sam mógł nie być nawet świadomy. I Nakahara znał Dazaia na tyle dobrze by wiedzieć, że myśli Osamu pójdą podobną ścieżką. Może chłopak nie da tego po sobie poznać. Może dalej będzie utrzymywał pozory, że czuje się fantastycznie i że nic sobie nie robi z nagłego tłumu gości. Ale gdzieś w głębi duszy będzie czuł się jak okaz w zoo i będzie tym uczuciem absolutnie gardził.

Nakahara podjął jednak tę decyzję z ciężkim westchnięciem i na czacie grupowym Cuppoli dał znać, że muszą spotkać się na jednym z podziemnych pięter. Zjawił się tam jako pierwszy, z miejsca stając za stróżówką, która sprawiała wrażenie absolutnie normalnej i próbując jak najszybciej przypisać dostęp nowym osobom tak, by gdy Cuppola zbierze się w niewielkiej przestrzeni, mogli od razu przyłożyć dłonie do czytnika do skanu i przejść dalej. Nakahara doskonale rozumiał, ze wielokrotne ściany zabezpieczeń, które ustawił Izaki, miały tylko wzmocnić ich ochronę i sprawić, że system był praktycznie nie do złamania, ale w tamtym momencie ilość potwierdzeń, które musiał wystosować Nakahara żeby tylko członkowie Cuppoli mogli bez problemu wejść na teren tego konkretnego piętra, dawała mu tylko migrenę. Nie pomagało też to, że winda zaczęła zjeżdżać na to jedno, konkretne piętro i niewielka przestrzeń zaczęła zapełniać się ludźmi.

- Ledwo wrócił z urlopu na żądanie i już każe nam się kisić po jakichś piwnicach - mruknął Harada na wpół żartem, na wpół serio, na co rudzielec uśmiechnął się nieznacznie.

- Ale serio, gorszych miejsc nie było? - spytał Poughi wspierając przyjaciela z miejsca. - Za wygodnie nam było w konferencyjnej?

- Czujesz się lepiej? - spytała Ozaki, praktycznie wybiegając z windy na widok rudzielca i rzucając się żeby go przytulić, ledwie powstrzymując łzy ulgi, które niebezpiecznie zaczęły zbierać się w kącikach jej oczu. 

Wszyscy umilkli i jakoś tak nagle zniknęła ta lekka, pełna żartów atmosfera. Wszyscy mieli wrażenie, że nie było to właściwe. Jasne, chcieli zachować pozory. Chcieli zachowywać się tak jakby nic się nie stało i to było tylko kolejne zebranie. Nikt nie chciał poruszać tematu gorszego zdrowia Nakahary, bo jeśli zaczęłoby się o tym problemie mówić, to należałoby uznać to za istniejący problem i coś z tym zrobić. A że i tak mieli związane ręce, bo Nakahara nie mógł nagle porzucić Portowej Mafii, woleli milczeć i tylko raz na jakiś czas rzucać rudzielcowi pełne współczucia i chęci przeprosin spojrzenia. Ozaki jednak, która jako ostatnia rzeczywiście Chuuyę widziała, jeszcze wtedy na cmentarzu z butelką taniego alkoholu i przemarzniętego do szpiku kości, nie miała takich hamulców jak reszta z nich. Widziała, że z dzieciakiem, którego traktowała praktycznie jak adoptowanego syna, nie było dobrze. I miała dość zamiatania problemu pod dywan, bo tak było im na rękę. Bo jasne, tym razem znaleźli go na cmentarzu z butelką w ręku, ale co jeśli następnym razem znajdą go z pistoletem w dłoni albo nie znajdą w ogóle? No i jakby nie patrzeć chodziło przecież o Ozaki. Ozaki, która zawsze zachowywała ten matczyny styl bycia, Ozaki, która w poważaniu miała hierarchię dopóki mogła dbać o ludzi, na których jej zależało. A ostatecznie o Ozaki, która była jedną z najlepiej znających Chuuyę osób.

Bungou Stray Dogs II - Miłość silniejsza niż czasWhere stories live. Discover now