P. V / PUDEŁKO PO PIERŚCIONKU ZARĘCZYNOWYM

391 69 25
                                    

                — Jeśli mi zaraz wyjedziesz z tekstem, że ta gnida podstawiła kogoś, żeby... — zaczął Chuuya początkowo pewnym, pełnym sarkazmu głosem, ale z kolejnymi słowami zdawał się cichnąć i kurczyć w sobie, zaciskając palce na krawędzi trzymanej na nogach miski. — W sumie, "żeby" co? Pilnował mnie? Żebym nie zrobił niczego głupiego? Żebym trzymał się planów, które mi zostawił? Wtedy podstawiłby kogoś z mafii. Rin nie jest z Portówki. Więc po co? Żeby mógł wykręcić mi wielki numer? Sprawdzić moją wierność? Chciał się pośmiać? Przecież to Dazai. Znał mnie jak nikt inny na świecie. Potrafiłby przewidzieć moją reakcję i wiedział, co mi siedziało pod kopułą. Nie wykręciłby mi tego jako żartu, już sama część z umieraniem praktycznie mnie zniszczyła. Tak daleko nigdy by się nie posunął. Jego pożegnanie było absolutnie na poważnie, widziałem to w jego oczach. To upokorzenie, brak innej możliwości, brak nadziei.

                Mózg Chuuyi zaczął działać na tak wielu ścieżkach jednocześnie, że gdy zaczął wyrażać swoje obawy, ani Sachiko, ani Shuuji nie potrafili go zrozumieć. Były to raczej urywki, pojedyncze zdania, które nie łączyły się w logiczny sposób z poprzednimi ani następnymi, a żaden z członków rodziny Nakahara nie znał rudzielca na tyle dobrze, by go po samych takowych urywkach zrozumieć. Może Akiko dałaby radę cokolwiek z niego wyciągnąć, uspokoić go, bo tak naprawdę była mu najbliższą osobą, która obecnie znajdowała się w zasięgu telefonu, choć wszyscy i tak doskonale wiedzieli, że największe szanse miałaby Rose de Luca. Tylko, że przecież nie mogli ściągać Włoszki do Japonii co pięć sekund, bo ona też miała swoje życie i swoje problemy.

                Dlatego Sachiko i Shuuji siedzieli tylko, delikatnie gładząc Chuuyę po plecach i czekając aż uspokoi się na tyle, by powiedzieć im, o co dokładnie mu chodzi. Chociaż powiedzieć, że ta chwila czekania była dla nich absolutną męczarnią byłoby niedopowiedzeniem roku. Patrzenie, jak całe ciało rudzielca spina się ze stresu, jak bielały mu knykcie od zaciskania dłoni na misce, jak ledwo kontrolował własny głos, który i tak co chwila nieznacznie się trząsł, a wreszcie jak uparcie wpatrywał się w jeden punkt, nie chcąc pozwolić łzom na ucieczkę z jego oczu. Najmłodszy Nakahara robił wszystko, co było w jego mocy, byleby nie pokazać po sobie, jak wielki wpływ miała na niego cała ta sytuacja i jak bardzo banalne słowa Shuujiego dały radę odpalić trybiki w jego mózgu. To, że próbował ukryć pełnię swoich prawdziwych uczuć, nieco raniło jego rodzinę, ale Sachiko i Shuuji odrobili swoją pracę domową. Wiedzieli, że Chuuya nie odzyska do nich pełnego zaufania, a już z pewnością, że nie stanie się to w ciągu paru dni, tygodni lub miesięcy. Doceniali, że w ogóle odważył się powiedzieć im cokolwiek i próbowali go wesprzeć najlepiej jak tylko mogli.

               — Nie to miałem na myśli, Smarku — oświadczył w końcu Shuuji, celowo unikając wyjątkowo dezaprobującego wzroku matki. — Wiem, że Osamu nie był wredną małpą, która bawiłaby się twoimi uczuciami. Ale on zawsze przedkładał cię ponad absolutnie wszystko. Na każdym kroku. W każdej sprawie. Nawet jeśli to mogło negatywnie odbić się na nim. Zobacz, jaki przychód przyniosło Portówce Pretty Redundant, a on był w stanie to stracić dla ciebie. Pamiętasz to, kiedy mi groził? No właśnie. A to i tak tylko jedna z legalnych akcji. Jestem pewien, że jeśli się nad tym zastanowisz, to znajdziesz multum przykładów, gdzie on rzucał się przed ciebie, żeby cię ochronić czy to fizycznie, czy psychicznie, biorąc siłę uderzenia całkowicie na siebie. I nigdy nie narzekał, że musi to robić, nigdy nie dał ci poczuć, że uważa cię za słabego.

                — Rozumiem, co próbujesz powiedzieć Shuu, ale mógłbyś może się streścić i przejść do sedna tej wypowiedzi? Bo stwierdzając banały, łamiesz mi niechcący serce — przerwał mu cicho Chuuya, patrząc na brata ukradkiem z taką ilością cierpienia w oczach, że muzyk oniemiał na chwilę.

                — Jasne, jasne — stwierdził Shuuji i było widać, jak bardzo stara się znaleźć odpowiednie słowa, żeby niepotrzebnie nie przedłużać tego fragmentu rozmowy. — Po prostu chodzi mi o to, że z jednej strony Osamu potrafił zanalizować teraźniejszość, ocenić ludzi znajdujących się dookoła niego i na tej podstawie stworzyć plany na trzy lata, które wykorzystaliście praktycznie bez większych zmian, a z drugiej chłopak stawiał cię na piedestale przez cały czas, jak go znam. Dlatego z jednej strony nie sądzę, że to przypadek, że pojawił się akurat wtedy, gdy zaczęły wam się kończyć notatki od niego. Tylko że tak nie do końca. Myślę, że są gdzieś jeszcze jakieś skrawki informacji, które odkryłbyś dopiero w momencie, w którym w pełni pogodziłbyś się z nową rzeczywistością i zamknął cały rozdział swojego życia z Dazaiem. I dlatego myślę, że w pewien sposób przewidział Rina. Może nie jako Rina konkretnie, typiarza z twojej uczelni, ale Rina jako osobę, która stanie u twojego boku. Bo z tego, co ja pamiętam, to jego ostatnie słowa do ciebie to była prośba o to, żebyś był szczęśliwy. Wątpię, żeby Osamu miał ci za złe, że kogoś sobie znalazłeś. Myślę, że raczej byłby spokojny, że ułożyłeś sobie życie bez niego.

               — Shuu, przerzuć się z bycia muzykiem na pisanie fantastyki, bo ta logika jest tak oderwana od czapy, że jeszcze damy radę zrobić z ciebie rozchwytywanego autora — prychnął Chuuya, patrząc na brata jak na skończonego idiotę.

               — Może i to, co mówię, nie jest do końca logiczne — przyznał Shuuji — ale to nie tak, że sprawdziłeś wszystkie zakamarki każdego miejsca. Nie wmówisz mi, że tak było. I myślę, że gdzieś tam są ukryte ostatnie plany Osamu, takie naprawdę ostatnie, w których on prosi cię o pomoc. Nie chce tego robić, nigdy nie chciał, na pewno nie życzyłby ci zniszczenia tego niestabilnego pokoju, który dałeś radę zaprowadzić we własnej głowie. Dlatego ukrył to tak głęboko, że istniała szansa, że tego nie znajdziesz. Może liczył, że poradzi sobie sam, może liczył, że nigdy tego nie znajdziesz, albo że znajdziesz to przypadkiem za wiele lat, kiedy nie wpłynie to na ciebie w żaden większy sposób. Ale skoro pojawił się w Kobe, to znaczy, że jego plany nie poszły po jego myśli. Najwidoczniej on potrzebuje, żebyś to znalazł.

               — Shuuji, nie nakręcaj go — poprosiła cicho Sachiko, martwiąc się o najmłodszego syna.

               — Nie nakręcam — Odbił piłeczkę obronnym tonem chłopak. — Po prostu cała ta sytuacja mi się nie klei, a klepanie Smarka po ramieniu chwilowo nic mu nie da. Sam sobie z tym nie poradzi, a potem będzie sobie przez kolejne parę tygodni wypominać, czy na pewno przemyślał każdą opcję. I przecież na pewno Dazaiowi nie chodziłoby o to, że nagle miałbyś Rina rzucić, żeby wrócić do niego. Osamu zaakceptowałby każdą twoją decyzję i nie narażał twojego szczęścia, nawet jeśli przez to on miałby być nieszczęśliwy. I pod całą warstwą bólu, którą zakopałeś pod kolejną warstwą udawanej codzienności, sam doskonale o tym wiesz.

                — Shuuji — Sachiko nie podniosła głosu, ale jej ton wyraźnie sugerował, że muzyk powinien solidnie przemyśleć swoje następne słowa.

                — Nie wierzę, że to mówię, ale załóżmy, że masz rację — oświadczył szeptem rudzielec. — Załóżmy, że gdzieś zostały plany. Gdzieś poza setkami budynków, które posiada Portowa Mafia, gdzieś poza Biurowcem, poza byłą siedzibą Zbrojnej, gdzieś poza kamienicą, którą Dazai kupił, żeby zostawić mi plany w jednym miejscu. Załóżmy, że te magiczne plany, które przygotował na własny powrót istniały i nie uległy zniszczeniu w czasie zawalenia się Biurowca czy kilkunastu innych budynków. Gdzie miałby schować cokolwiek? Jakie inne miejsce mógłby znaleźć?

               — Wasze mieszkanie — odparł bez myślenia Shuuji i natychmiast tego pożałował, kurcząc się w sobie pod wpływem wzroku młodszego brata i matki. — Okay, przepraszam, wiem, że to boli, ale prawda jest taka, że to jedyne miejsce w tym mieście, do którego wszedłbyś w momencie, w którym pogodziłbyś się z rzeczywistością. Nie potrafisz tego zrobić. Nawet po trzech latach. Ile razy próbowałeś zostać w nim sam i ile razy kończyło się to zabieraniem cię jako rozryczanego bałaganu spod klatki, bo nie byłeś w stanie nawet prowadzić. Ile razy miałeś napad paniki, wchodząc tam, ile razy wzywaliśmy tę twoją psycholożkę. Z nami udało ci się na początku tam siedzieć, spać, funkcjonować, ale wyczerpywało cię to psychicznie, więc sam uznałeś, że lepiej będzie zamknąć ten dom. Nie zanieczyszczać tych wspomnień. Tak to nazwałeś. Chciałeś w tym mieszkaniu widzieć ten idealny okres z waszych szczęśliwych lat jak w zamkniętej bańce. Jak w śnieżnej kuli.

                — To brzmi zadziwiająco logicznie — przyznał w końcu Nakahara. — Ale ja dalej nie wiem, czy dam radę tam wejść. Abstrahując od tego, że przecież sprawdziliśmy całe mieszkanie, zanim się z niego definitywnie wyniosłem. Nawet na piętrze w sypialni mamy jest pudło z najważniejszymi pamiątkami, których nie chciałbym stracić, a na które nie mogę patrzeć. Gdyby tam było pudło z planami, znaleźlibyśmy je wtedy.

               — Może to nie musi być nie wiadomo jak wielkie pudło. Nie patrzcie na mnie krzywo, ja tylko myślę na głos, a wszyscy wiemy, że rzadko mi się to zdarza — prychnął Shuuji, na co nawet Chuuya zareagował nieznacznym półuśmieszkiem. — To może być coś ważnego, ale bardzo niewielkiego. Coś, co miało znaczenie dla was obojga. Takie największe, jak tylko się dało.

               Ręka Nakahary bezwiednie powędrowała do powieszonego na rzemyku na szyi pierścionka zaręczynowego. Taki gest u Chuuyi nie był niespotykany. Za każdym razem, gdy chłopak się zamyślał, gdy normalnie zapytałby Dazaia o poradę, zawsze bawił się tym niewielkim, czarnym kawałkiem metalu między palcami. Zazwyczaj go to uspokajało, ale w tym konkretnym wypadku sprawiło, że te ostatnie działające dwa trybiki w jego mózgu w końcu zaczęły ze sobą współpracować.

               — Pytałeś, czy Dazai przewidział Rina, tak? — spytał cicho rudzielec, pierwszy raz w życiu na krótką chwilę zdejmując naszyjnik, by położyć go sobie na dłoni i zacisnąć na nim palce, jakby to był najważniejszy przedmiot na całym świecie. I pewnie dla Nakahary był, niezależnie od tego, ile czasu by minęło. — I mówiłeś, że może przegapiłem jakieś pudło, które wcale nie musi być duże. Poprzednie pudła były duże. Były ogromne, wypakowane wydrukowanymi, rozpisanymi i rozrysowanymi planami, mimo że przecież nie musiały. Bo kopie cyfrowe, na wszelki wypadek, też dostaliśmy. Kilkadziesiąt dysków twardych, które wrzucone zostały pojedynczo do środka wyciętych książek, ale które, gdy zebraliśmy w jednym miejscu, nie zajęły nawet całego jednego stołu. W wersji cyfrowej te plany fizycznie zajmują cholernie mało miejsca. A jednak Osamu upewnił się, by zostawić wszystko w wersji fizycznej. Zupełnie jakby chciał pokazać, ile mogą zająć te plany. Przecież cyfrowe wersje by nam wystarczyły i on doskonale o tym wiedział. Zostawiłby po sobie jedno pudło, a nie całą ich kamienicę.

                Głos trząsł się Nakaharze niemiłosiernie, ale nie przestawał mówić. Słowa wylewały się z niego, zupełnie, jakby w jego duszy pękła tama, która trzymała je pod kontrolą. Mówił praktycznie szeptem i gdyby Sachiko zaszurała kapciami wstając z kanapy, z pewnością by go zagłuszyła. A jednak pomimo cichości jego głosu, pomimo tego, jak wrażliwy, delikatny i zniszczony Chuuya się wydawał, wszyscy siedzieli jak zaczarowani. Ani Sachiko, ani Shuuji nie odważyli się drgnąć nawet o milimetr, wpatrując w rudzielca, jakby próbowali wyhaczyć moment, w którym rzeczywistość stanie się dla niego zbyt przytłaczająca. Moment, w którym musieliby jakoś zareagować poza zabraniem Chuuyi miski z jedzeniem z kolan. Tyle że rudzielec nie przestawał mówić.

               — Gdybym tak naprawdę pogodził się z jego śmiercią, odłożyłbym na bok wszystkie pamiątki, wszystkie albumy ze zdjęciami, każdy drobiazg, który by mi o nim przypominał. Z własnej nieprzymuszonej woli, bo patrzenie na to wszystko pewnie bolałoby jako cholera. I załóżmy, że pojawiłby się taki Rin. I w jakiś sposób chciałbym ułożyć z nim przyszłość — kontynuował swoją myśl Chuuya.

               — To nie jest kwestia domniemania czy przypuszczeń. To się realnie stało — przerwał mu krótko Shuuji.

               — Dla mnie tak — przyznał mu rację Chuuya, choć ciężko przeszło mu to przez gardło. — Ale nie dla Dazaia. Dla niego to były tylko założenia. A on zaczął ludzi rozumieć zadziwiająco dobrze. W sensie, może nie z każdego czytał z otwartej księgi, ale normy społeczne przestały być mu obce. Rozwinął inteligencję emocjonalną. I doszedł do wniosku, że znalazłbym sobie kogoś. Że ta relacja byłaby na mniej czy bardziej poważnie. A czego ludzie z związkach nie znoszą najbardziej?

               — Moje związki trwały po dwa tygodnie góra, więc mnie raczej nie pytaj — oznajmił Shuuji, gdy po ostatnich słowach rudzielca zapadła cisza sugerująca potrzebę odpowiedzi.

               — Kiedy druga połówka zaczyna rzucać się jak pięciolatek po zabraniu zabawki tylko dlatego, że członkowie jego rodziny odstają od utartych schematów? — odpowiedziała pytaniem na pytanie Sachiko.

               — Mamo, rozwód to chyba trochę większy kaliber niż to, w co celuje Smark — wtrącił szybko muzyk.

               — Fakt, nie o tym pomyślałem, przepraszam, mamo. — Chuuya ponownie przejął pałeczkę w tej konwersacji. — Chodziło mi o to, że ludzie nie znoszą być porównywani. Niewiele osób jest w stanie wytrzymać to, że ktoś mógłby opowiadać o swoim byłym partnerze, a jeszcze mniej może szczerze powiedzieć, że to lubi. Statystycznie większość ludzi wolałaby, żeby ich obecny partner zapomniał o poprzednich relacjach, żeby ich nie porównywał. Przy Dazaiu się tak nie da. Zawsze, niezależnie od tego, ile czasu minie i który to nie byłby partner, zawsze będę porównywać wszystkich do niego, bo robił rzeczy, które wykraczały poza wszelkie skale, bo ta relacja jest nie do podrobienia w żaden sposób. Zwłaszcza, że nie zakończyła się w zły sposób. Nie było wielkiej kłótni, wyzwisk, stwierdzenia, że się nawzajem nienawidzimy. Po prostu został mi zabrany i nieważne, jak bardzo to boli, to większość wspomnień z nim mam najzwyczajniej w świecie pozytywną.

               — Nikt nie wątpi w to, że go kochałeś, skarbie — oznajmiła delikatnie Sachiko, błędnie interpretując wypowiedź syna, ale Nakahara tylko pokręcił gwałtownie głową.

               — Zupełnie nie o to mi chodzi, mamo — przerwał jej rudzielec, uśmiechając się nieznacznie, choć był to uśmiech przepełniony bólem. — Chodzi mi tylko o to, że odpowiedź cały czas miałem tuż przed oczami, praktycznie na wyciągnięcie ręki, a nie potrafiłem jej uchwycić. Zostawienie ogromnych pudeł było taktycznym działaniem ze strony Dazaia. To wszystko były cholernie ważne plany, ale prawda jest taka, że bez nich też dalibyśmy radę. Jasne, Portowa Mafia nie wyglądałaby dziś tak jak wygląda i bylibyśmy mocno do tyłu, bo jednak plany Osamu wszystko przyspieszyły, zminimalizowały straty i były sporą podporą. A skoro wszystko było tak otwarte, tak wystawne, a wręcz tak przesadzone to jasne, że coś, co byłoby najważniejsze będzie niepozorne, malutkie, łatwe do przeoczenia. Tylko że takich pudełeczek mogłoby być miliony. A on chciałby, żebym to ja na nie wpadł. Czyli musi być ważne dla mnie.

               — Pudełko po pierścionku zaręczynowym? — spytała Sachiko, a Shuuji, któremu od zadania pytania o Rinie chodziło właśnie o tę jedną rzecz, siedział z obrażoną miną małego dziecka, doskonale wiedząc, że nikt nie przypisze zasług jemu za to, że wpadł na to na długo przed własnym bratem.

               — Może Dazai liczyłby, że po jego śmierci zdejmę pierścionek i go odłożę. Schowam. Wiedział, że go nie wyrzucę, jest dla mnie zbyt ważny. Ale nie przewidział, że Rose doradzi mi noszenie go na szyi. A Rin nienawidzi tego widoku. Nic go tak nie wyprowadza z równowagi jak momenty, w których nieświadomie się tym bawię. Dla niego to tylko kawałek metalu, który przypomina mu, że zawsze będzie gorszy. Ile my mieliśmy o to kłótni — Nakahara westchnął ciężko prawie się śmiejąc. — Literalnie miałem na ten temat więcej sprzeczek w ciągu jednego miesiąca niż przez cały rok związku z Dazaiem. Komiczne zestawienie. I tak, Shuu, wszyscy wiemy, że to ty pierwszy połączyłeś kropki, dziękuję. Wiesz, że sam bym na to nie wpadł.

                — Nie ma za co, Smarku — uśmiechnął się szczerze Shuuji. — Jestem osobą poboczną, łatwiej mi zauważyć takie rzeczy, bo ty patrzysz przez pryzmat emocji i wspomnień. Wiesz tylko, gdzie masz to pudełko?

               — Powinno być na górze w garderobie przy moim pokoju na najwyższej półce — oznajmiła Sachiko, nie ukrywając zaskoczenia ogółem sytuacji. — Zaraz je zniosę. I spokojnie, zniosę całe. Nie otwierałam go, nie zaglądałam do środka. Nie chciałam naruszać twojej prywatności, zwłaszcza w kwestii najcenniejszych wspomnień.

               — Doceniam, mamo, dziękuję — skomentował tylko Chuuya, siląc się na uśmiech, który zniknął w momencie, w którym jego matka zniknęła na schodach prowadzących na piętro.

               Wtedy to właśnie rudzielec odstawił cicho miskę na szklany stolik tuż przed nim i z cichym westchnięciem sięgnął po butelkę wina. W pierwszym momencie się zawahał. Z początku chciał kulturalnie sięgnąć po kieliszek, nalać sobie i udawać, że to mu wystarczy, ale bardzo szybko porzucił te plany. Szybko pozbył się korka, który podrzucił parę razy w dłoni, nim opadł na kanapę z butelką i wziął sporego łyka. Shuuji tylko obserwował to ze zmartwieniem, doskonale zdając sobie sprawę z tego, jak słabą głowę miał jego brat i że takie zachowanie było dla niego mocno nietypowe. A alkohol nie zawsze znieczulał tak jak ktoś tego potrzebował.

               — Jeśli chcesz, mogę to przejrzeć za ciebie — oznajmił cicho muzyk. — Jeśli to dla ciebie za dużo. Postaram się nie dotknąć i nie otworzyć niczego innego. Nawet idiota wie, jak wygląda pudełko po pierścionku zaręczynowym.

               — Dzięki Shuu, naprawdę dzięki. Doceniem — odpowiedział Nakahara, przerywając picie i zakładając z powrotem rzemień na szyję. — Ale nie mogę pozwolić na to ani tobie, ani sobie. W tym pudle jest istota mojego związku z Dazaiem. Istota mnie. Wspomnienia, na których utratę nie mogłem sobie pozwolić, ale jednocześnie wspomnienia, które bolały zbyt mocno, bym mógł je pamiętać. Otworzenie tego pudła będzie jak oberwanie obuchem w głowę i w serce. Ale to muszę być ja. Nie mogę nikogo wpuścić do tego małego świata, który stworzyłem z Dazaiem. Nie mogę go zanieczyścić. To było i zawsze będzie tylko nasze.

                W czasie tej krótkiej wymiany zdań Chuuya zdążył wypić pół butelki wina i prawdopodobnie wypiłby więcej, ale na jego szczęście bądź nieszczęście u dołu schodów ponownie pojawiła się ich matka, tym razem z pudełkiem w dłoniach. Samo pudełko nie było duże. Zmieściłoby może kartkę rozmiaru A4, na pewno nie większą. Z pewnością też nie było ciężkie, bo nie zawierało w sobie aż tylu przedmiotów, a jednak Sachiko szła niby na skazanie, zupełnie jakby ciężar wspomnień wiążący się z zawartością pudełka przytłaczał ją bardziej niż cokolwiek, co przeżyła. I gdy pudełko ostateczne wylądowało na stole, odstawione z największą delikatnością, a Chuuya wyzerował butelkę wina, nadal nie czuł się gotowy do tego, co miało nastąpić, gdy trzęsącymi się ze stresu dłońmi otwierał wieko.

Bungou Stray Dogs II - Miłość silniejsza niż czasWhere stories live. Discover now