P. X / WEJŚCIÓWKA, KTÓREJ NIE POSIADA

284 51 83
                                    

Dazai leżał na ogromnym łóżku w pokoju, który wynajmował, na absolutnie rozkopanej pościeli, tępo gapiąc się w sufit, jakby na stosunkowo świeżej farbie miały pojawić się odpowiedzi na wszystkie jego pytania. Był zirytowany, wściekły i zmęczony, ale przede wszystkim był zawiedziony. To ostatnie zdarzało mu się wybitnie rzadko, a w Kobe miał wrażenie, że to jedno, cholerne, niechciane uczucie czekało na niego za każdym rogiem. Ale nawet jeśli całe miasto i wszyscy jego mieszkańcy, czy to obecni, czy ci sprzed paru ładnych lat, wywoływali u niego jedynie znużone westchnięcie i przewrócenie oczami, zawsze mógł liczyć na siebie. Zawsze zakładał, że chociaż on jeden sam siebie nie rozczaruje. Wróć, to też zbyt hojne stwierdzenie biorąc pod uwagę jego fizyczny i mentalny stan. Liczył, że jego analityczny mózg zawsze będzie trzymał poziom. A najwidoczniej tak nie było.

Na łóżku kawałek od niego leżało wiele przedmiotów. Nowe pudełko z lekami, które otworzył, gdy po wróceniu do mieszkania rzeczywiście znalazł cały karton zapasu od Fyośki, makaron na wynos, który zalegał mu w lodówce zdecydowanie zbyt długo, a który Dazai zdecydował się zjeść byleby nie musieć wychodzić po jakiekolwiek żarcie, broń, którą wcisnęła mu Agatka twierdząc, że może mu się przyda i otwarty laptop. I właśnie o ten ostatni przedmiot rozchodziła się cała sytuacja. Na ekranie zatrzymane zostało wideo, na którym znajdował się on sam. I to musiał być on. Dazai wiedział praktycznie wszystko o zmiennokształtnych, o manipulacjach czasem, manipulacjach zmysłami o sztuczkach i trikach. Dlatego wiedział też, że na tym durnym nagraniu to naprawdę musiał być on sam. Sprawdził wszystkie markery. Żadna replika nie byłaby tak dobra. Nawet on nie dałby rady stworzyć kopii tak wiernie oddającej oryginał, a z doświadczenia wiedział, że fałszerzem był nienajgorszym. 

Na tym durnym nagraniu jakaś jego wersja, Dazai obstawiał, że sprzed czterech, pięciu lat, z jakiegoś powodu wierząc Fyośce bardziej, niż był skłonny to przyznać, wygłaszała cały nudny, przepełniony emocjami monolog, który brzmiał tak patetycznie i górnolotnie, że Osamu miał ochotę się zrzygać i zdecydowanie nie z powodu zbyt starego makaronu. Tamten Dazai znajdował się w przypadkowym miejscu w mieście, gdzieś niedaleko brzegu, sądząc po tym, że słychać było szum wody, a jego kroki były z jakiegoś powodu wygłuszane. Tamten chłopak szedł, uśmiechając się delikatnie, a jego twarz była taka pełna życia. Nie widać było tego cholernego zmęczenia, nie miał podkrążonych oczu, nie był aż tak blady. Jego oczy nie były martwe. Tamten Dazai, idący w świetle prawdopodobnie zachodzącego słońca, wyglądał zdrowo. Jak ktoś, kto dba o coś więcej, niż własne uzależnienie. Bo żadnych markerów narkomanii w chłopaku z filmiku Dazai też nie odnalazł. Tamten Osamu uśmiechał się smutno, a jego oczy były pełne ciepła, zrozumienia i miłości, mimo bólu, który krył się za fasadą opanowania. Dazai znał własną twarz. Potrafił rozpoznać własne emocje. A mimo tego miał wrażenie, że ogląda film o kimś innym. Nie pamiętał, kiedy ostatnio czuł cokolwiek. Zupełnie tak, jakby ktoś opisał mu, czym jest kolor czerwony, nawet z najdrobniejszymi szczegółami, ale on sam nigdy nie widziałby go na własne oczy. Znał teorię, nie potrafił ogarnąć praktyki.

Dlatego Dazai był tak cholernie zawiedziony. Najpierw rozczarował go absolutny brak zabezpieczeń. Literalnie wystarczyło żeby podłączył pendrive'a pod komputer i jego oczom ukazał się pojedynczy folder z jednym plikiem. Potrafił to jednak zrozumieć. W teorii, zgodnie z tym co mówili wszyscy dookoła niego, zostawił ten plan własnemu narzeczonemu i nikomu więcej. Komuś, komu ufał. Zabawne swoją drogą. Ufać komukolwiek. Tego uczucia Dazai też nie pamiętał. I ta myśl była okupiona zadziwiającą ilością goryczy. Ale liczył, że chociaż sam plan będzie jakkolwiek przydatny. Jakkolwiek przełomowy. Że dowie się czegoś naprawdę potrzebnego, czegoś co będzie mógł wykorzystać w obaleniu Agatki albo uwolnieniu się od niej. Naprawdę nie liczył na to, że zobaczy żałosny filmik, na którym będzie gadał o tym, jak bardzo kocha jakiegoś randomowego typa, jak bardzo chce dla niego jak najlepiej i jak cudownie wspomina ich wakacje we Włoszech czy Stanach. Jak mógł zbudować tak wielką legendę wokół tego kawałka elektroniki, gdzie miał znajdować się ostateczny plan planów, tylko po to by nagrać coś tak błahego. Po co zadawał sobie cały ten trud? Jakim cudem ten filmik miałby pomóc Nakaharze go odzyskać?

Bungou Stray Dogs II - Miłość silniejsza niż czasWhere stories live. Discover now