P. XXXIX / CHOLERNIE DOBRY POCZĄTEK

167 27 15
                                    

no to jak już wygrałam zakład, że rozdział będzie w ciągu tygodnia to do zobaczenia w sierpniu :D


- Czy to absurdalne, że chciałbym móc odwlekać to spotkanie w nieskończoność? – spytał cicho Nakahara, gdy pobieżnie skończyli z Izakim przeglądać spis treści akt z pudeł, które przyniosły im wcześniej Szczury Dostojewskiego.

- Nie rudy, to nie jest absurdalne – odpowiedział zadziwiająco delikatnie chłopak, nagle będąc zadziwiająco mocno zainteresowanym tym, żeby położone przez niego na blacie papiery na pewno były równo. – Ale to jak z zerwaniem plastra. Im szybciej, tym lepiej. No i tak szczerze mam wrażenie, że cała ta sytuacja wyjdzie nam na dobre. Bo do tej pory wszyscy obchodziliśmy się z Dazaiem jak z jajkiem. Skakaliśmy dookoła jego ran i traum. A nie mamy na to czasu. Może takie zderzenie z pełnym impetem ze ścianą po prostu było nam potrzebne. I postaraj się nie wybiegać myślami aż tak daleko w przyszłość. Skup się na tym, co tu i teraz.

Nakahara zdawał sobie sprawę, że po raz pierwszy rozmawiał z Izakim aż tak otwarcie. Nie żeby wcześniej miał wrażenie, że nie mógł tak robić. Jasne, że wiedział, że mógł. Po prostu starał się z tej opcji nie korzystać. Za bardzo szanował ich relację by nadużywać jej w tak oczywisty sposób. Ale Chuuya doskonale zdawał sobie też sprawę z tego, że nigdy nie potrafił być samotną wyspą. W przeciwieństwie do Dazaia oczywiście. Bo Dazai potrafił dać sobie sam radę ze wszystkim. Ale Nakahara zwyczajnie potrzebował otaczać się ludźmi, którzy w jakiś sposób go znali, który mógł zaufać. Źle zrobił, że powtórzył zaufanie Osamu do Yosano, ale cóż. Narzeczony zawsze śmiał się z niego, że nosił serce na dłoniach i tylko liczył na to, że nikt tego nie wykorzysta. Izakiemu mógł jednak zaufać. Ufał jego wierności Portówce. Ufał jego miłości do Osamu. Ufał jego umiejętnościom. Zwyczajnie ufał jemu. Głównie dlatego z taką łatwością przyszło mu przenieść pewien środek ciężkości ich relacji w zupełnie inne miejsce. Bo pod koniec dnia Nakahara ufał też, że jeśli przekroczyłby jakąkolwiek granicę, Izaki natychmiast dałby mu o tym znać. I to raczej w tych bardziej niewybrednych słowach.

A jednak Izaki się nie wycofywał. Izaki, który był jednym z najbardziej skomplikowanych ludzi, jakich Chuuya znał. Bo z jednej strony Izaki jak mało kto potrafił rozdzielać pracę od prywatnych znajomości i całego swojego życia poza Portówką. Z drugiej strony każdy, kto go potrzebował, mógł na niego liczyć. A z trzeciej był jedną z nielicznych osób, które w czasie jednej z licznych rozmów urozmaiconych nikotyną, szczerze przyznał, że współczuje Nakaharze sytuacji, w której ten się znalazł. Otwarcie oznajmił, że wie, że wymagają od niego zbyt wiele. Że nie wyobraża sobie jakie to musi być miażdżące duszę uczucie, gdy trzeba było własne emocje zepchnąć na margines świadomości. Nie przeprosił go za to nigdy. Sam uznał, że byłyby to tylko puste słowa, które mogłyby tylko sprawić, że to on, a nie Nakahara, poczułby się trochę lepiej. A skoro jedno z nich miało cierpieć to uczciwszym byłoby cierpienie ich wszystkich. I właśnie w kontekście tamtej jednej rozmsowy Chuuya doskonale zdawał sobie sprawę z tego, jak naturalnym, choć ciężkim, wyborem było dla Izakiego wejście w rolę, którą do tej pory odgrywała Yosano.

Siedzieli w komfortowej ciszy, popijając tylko mocno chłodną już kawę, gdy do konferencyjnej grupami zaczęli schodzić się członkowie Cuppoli. Nakaharze wystarczyło jedno krótkie spojrzenie w stronę przyjaciół żeby zrozumieć, że czeka go kilka tygodni, jak nie miesięcy, pracy, gdzie nie będzie mógł spojrzeć w twarze własnych towarzyszy. Wymalowany na nich smutek, przerażenie, zdegustowanie i poczucie porażki sprawiały, że krew gotowała mu się w żyłach. A jeszcze bardziej odrzucało go to, że wszyscy próbowali nałożyć na własne emocje maski obojętności. Izaki miał rację. Przyszli za wcześnie. Nie pogodzili się w pełni z nowym stanem rzeczy. Nakahara mógł na nich czekać choćby i kolejnych kilka dni, gdyby to miało być dla nich bardziej komfortowym. Oni jednak uznali, że sami spróbują lekarstwa, które wmuszali w rudzielca. Tylko, że Chuuyi o wiele lepiej wychodziło udawanie opanowanego. Nakahara sam nie wiedział, co wolałby zobaczyć. Sam przed sobą musiał przyznać, że cała sytuacja tak mocno pozbawiła go równowagi, że niezależnie od jej konsekwencji czy wyniku tak czy siak jego główną emocją miał pozostać gniew. Dlatego zrobił to, czego tak często od niego wymagali przez ostatnich kilka lat. Wziął głębszy oddech, przywdział kolejną maskę i z kamiennym wręcz opanowaniem zaczął prowadzić zebranie.

Bungou Stray Dogs II - Miłość silniejsza niż czasWhere stories live. Discover now