P. XLVI / WSZYSCY KIEDYŚ UMRZEMY

127 25 44
                                    

No to ten, napisałam rozdział? xD Miłego czytania buby c:


Kilka godzin później Nakahara z ciężkim westchnięciem rzucił nałożył pokrywkę na ostatnie kartonowe pudło i odrzucił tablet tak daleko od siebie, jak tylko mógł. Urządzenie przesunęło się kawałek po podłodze, nim Izaki zachowując resztki zdrowego rozsądku, zatrzymał je stopą. Ekran może przeżył krótki lot z dłoni siedzącego Chuuyi na drewniane panele, ale jeśli mógł zapobiec jego zniszczeniu wynikającym ze zderzenia ze ścianą, informatyk zamierzał to zrobić. W końcu nie potrzebował dodatkowej roboty.

- Skończyłeś czy trafiłeś na kolejną ścianę i potrzebujesz chwili żeby ogarnąć, co masz zrobić dalej? - spytał spokojnie Izaki nie podnosząc nawet wzroku znad laptopa, na którym testował ostatnie linijki kodu do ich wewnętrznego tłumacza.

- Skończyć to ja mogę co najwyżej ze sobą - odparł cicho rudzielec odchylając się nieco do tyłu żeby oprzeć się o znajdujące się za nim pudła.

- Nagle wzięło Cię na żarciki o samobóju? Bo co? Bo jesteś za blisko mety i chcesz sam sobie pręt w szprychy wsadzić żeby się wywalić z rowerka? - spytał teoretycznie niewzruszony Izaki, choć jego serce wystartowało do sprintu niczym na igrzyskach olimpijskich.

Bo jakby nie patrzeć Nakahara dalej był tykającą bombą. Miał kilka wybuchów, które wszyscy uznali za ogromne i o potencjalnie niezwykle niszczycielskiej sile, bo zniknął z radaru na parę dni, upił się do nieprzytomności na cmentarzu i zagroził paru osobom, że jeśli nie dostosują się do standardów, na które się zgodzili dołączając do Portówki, to zostaną ukarani. Tak naprawdę to były wszystkie oficjalne informacje, które i tak krążyły tylko po Cuppoli i hersztowskich trójkach. Nigdzie dalej żeby przypadkiem nie podkopać autorytetu szefa.

Ludzie zapomnieli, że Chuuya jako nastolatek potrafił pójść na misję i potraktować ją jako zabawę, bo jego Zdolność zatrzymywała wszystkie kule w powietrzu daleko od niego. Bo wspomnienie fali, która prawie zniszczyła miasto, powoli zaczęło się zacierać i zasługi tych, którzy stworzyli wtedy Barierę, zaczęto umniejszać. Przecież nie byli równi bogom. Bo ludzie wypchnęli z pamięci to, jak rudzielec ewakuował pół budynku po ataku Zakonu i zrównał praktycznie cały budynek z ziemią tylko dlatego, że nie chciał żeby gruzy kogokolwiek przygniotły. Bo większość ludzi nie widziała Chuuyi używającego swojego Drugiego Źródła i siejącego maksymalne zniszczenie wszędzie, gdzie tylko mógł.

Bo sposoby na radzenie sobie z atakami paniki Nakahary i informacje o tym, jaką rolę w ich przepędzaniu odgrywał Dazai czy Rose, nigdy nie wyszły zza zamkniętych drzwi, w których przebywali tylko oni sami.

Jasne, po Portówce krążyły plotki, że Chuuya rzucił kiedyś bratem o ścianę, bo puściły mu emocje. izaki zadbał wtedy o to żeby te plotki podbudowały pozycję Rudego, a nie pokazały go jako osobę, która sama z siebie nie ma już kontroli nad własną Zdolnością i stanowi zagrożenie dla absolutnie wszystkich w okolicy. Portówka nie mogłaby przecież funkcjonować z kimś takim na stołku szefa. A Nakahara za dużo poświęcił żeby odebrać mu ostatnie, co mu w życiu zostało i pozbawić go ukochanej pracy.

Dlatego Izaki siedział trochę jak na szpilkach czekając na tę ostateczną bombę i zdając sobie sprawę z tego, że gdy ona spadnie, bo spadnie na pewno skoro tak bardzo spychali Nakaharę z klifu jednocześnie wmawiając mu, że przecież go trzymają, to zmiecie z planszy całe miasto. Nawet nie tylko cały budynek czy całą Portówkę. Nie. Wtedy nie zostanie po nich nawet mokra plama tylko dziura w ziemi. I resztki energii, przed którą nikt nie dał rady uciec, wiszące w powietrzu jako znak ostrzegawczy dla przyszłych pokoleń, że Uzdolnieni są niebezpieczni. Monument pamięci ich braku człowieczeństwa.

Bungou Stray Dogs II - Miłość silniejsza niż czasWhere stories live. Discover now