P. XLI / OKRUCIEŃSTWO I MIŁOSIERDZIE

303 26 48
                                    

No to ten, nie umiem odmawiać ludziom cnie.


Chuuya opuścił pomieszczenie czując się jednocześnie lepiej i gorzej. Gorzej, bo nigdy nie był zawistnym typem, który chciał krzywdzić ludzi dookoła siebie z najmniejszego możliwego powodu. Sytuacja musiała być naprawdę dużego kalibru żeby wywołać w nim tę gorszą część jego duszy. Gorzej, bo właśnie skrzywdził kogoś, kogo do niedawna uważał za przyjaciółkę. A jednocześnie lepiej, bo z jego serca spadł jakiś ciężar. Lepiej, bo za cenę drobnej złośliwości mógł wykupić u wszechświata poczucie zamknięcia chociaż jednej kwestii. Bo może te sytuacje były nieporównywalne, może Yosano nie była Dazaiem, a Kato Nakaharą, ale coś je łączyło. I perfidne zagranie poniżej pasa chociaż chwilę pozwoliło Akiko poczuć ten sam ból, który przez ostatnie lata tłamsił w sobie Chuuya.

- To było niepotrzebnie okrutne, zdajesz sobie z tego sprawę, prawda Nakahara? – spytała cicho Kato, zaciskając dłonie na własnych ramionach z taką siłą, że w tych miejscach za parę dni nieuchronnie musiały pojawić się siniaki.

- Było? Bo tak szczerze to ja nawet nie zacząłem jeszcze być okrutnym. Bo gdybym zaczął to wszyscy byście się grupowo zesrali – uznał zadziwiająco lekkim tonem Chuuya rozglądając się przez chwilę po pomieszczeniu, do którego wszedł i zatrzymując wzrok na widocznej po drugiej stronie weneckiego lustra lekarce, która teraz, gdy sądziła, że została sama, pozwoliła łzom na wyprucie z niej choć części emocji.

- Nie musiałeś jej tego mówić. A już na pewno nie w ten sposób. Mogłeś powiedzieć jej prawdę – zauważyła Herszt tak łagodnie, jak i oceniająco.

- Może i mogłem. Ale mam dość wiecznego nadstawiania drugiego policzka, bo wszyscy przeceniają moją dobroć i cierpliwość – przyznał jej rację Nakahara choć w jego głosie zaczęło pobrzmiewać ostrzeżenie. Wiedział, że on sam kłóciłby się o ukochanego z absolutnie każdym. I wiedział, że pewnie to właśnie zamierzała zrobić Kato, mając jego jako przeciwnika. Tylko, że Chuuya nie miał siły na mierzenie się z kolejną osoba, która teoretycznie powinna stać po jego stronie, więc powołał się na suche fakty. - Dazai prawie udusił kiedyś podwładnego, bo wystawił na niebezpieczeństwo jego niedawno odnalezioną siostrę. Dazai też strzelił własnemu podwładnemu w twarz tylko dlatego, że oczekiwał po nim więcej. Mori zapraszał ludzi do swojego gabinetu tylko po to żeby walczyli na śmierć i życie, bo według niego to był jedyny sposób rozwiązywania konfliktów między podwładnymi, którzy dzierżyli ten sam poziom. Jeszcze poprzedni Szef potrafił kazać komuś odciąć samemu sobie kawałek palca tylko za złe słowa wypowiedziane w niewłaściwym czasie. Ale tak. Ja, po tym, jak ta dziewczyna prawie zniszczyła całą Portówkę swoją lekkomyślnością, jestem okrutny. Rozumiem, że ją kochasz, ale złap trochę perspektywy, bo w którymś momencie naprawdę skończy mi się cierpliwość – zakończył swoją wypowiedź Nakahara a irytacja i pewna pobłażliwość słyszalne w jego głosie powinny być znakiem dla jego rozmówczyni, że temat należy porzucić. Tylko, że akurat tego jednego dnia ludzie uparli się żeby nie robić logicznych rzeczy. Na nieszczęście samego Nakahary niestety.

- Mogłeś... - zaczęła znowu Kato, ale Chuuya zwyczajnie nie chciał tego słuchać. Nie po tym, ile energii zajęło mu odcięcie się od Yosano. Nie po tym, jak wielką ranę w jego sercu miała na zawsze zostawić Akiko. Bo przecież nie wyrzucił byle kundla z Portówki. Wyrzucił przyjaciółkę, która znała go od tej z gorszych stron, które jeszcze pozwalał widzieć ludziom. To nie tak, że cała ta sytuacja miała spłynąć po nim jak woda po kaczce i ludzie, którym brakowało perspektywy naprawdę zaczynali działać mu na nerwy. Bo jakimś cudem on zawsze musiał umieć wczuć się w czyjąś sytuację. To on musiał dystansować się od własnych emocji do punktu absolutnego otępienia. I zazwyczaj wymagali od niego akurat ci, którzy sami nie byliby w stanie tego dokonać.

Bungou Stray Dogs II - Miłość silniejsza niż czasWhere stories live. Discover now