P. IV / RODZINNE TRADYCJE

444 68 46
                                    

                Hej Miśki! Dwie krótkie informacyjki przed rozdziałem ♥ Bardzo przepraszam za tak długi brak rozdziału, próbuję nauczyć się w regularność, ale z tym będzie dość ciężko (zwłaszcza, że dostałam plan zajęć na studiach i mam 50 godzin zajęć tygodniowo), ale będę się starać żeby jak najczęściej coś Wam wrzucać ♥ Po drugie serdecznie chciałabym podziękować Przypadekk, Jotuneq i Winu Mszalnemu za największą porcję motywacji do pisania ♥


                 Chuuya zaparkował motor na podjeździe rodzinnego domu. Wystarczyło, że podniósł głowę znad kierownicy, by jego serce przestało odczuwać pustkę, która nieomal nim zawładnęła od momentu, w którym zastał Rina we własnym mieszkaniu. Jego matka (w swoich zwyczajowych, czerwonych trampkach, czarnych, luźnych dresach, z włosami związanymi w niezbyt dokładny kok, z drewnianą kuchenną łyżką w dłoni) stała, opierając się ramieniem o framugę wejściowych drzwi. Tuż za nią, kładąc jej podbródek na czubku głowy, stał Shuuji z miną absolutnie zbitego psa, jakby nie wiedział, czy ma się spodziewać wściekłości ze strony brata, że wpuścił Rina. Jasne, przez telefon Smark może i brzmiał na zmęczonego życiem, jakby przetrwał na tej planecie tysiąclecia, a nie raptem dwadzieścia parę lat, ale na dwoje babka wróżyła, czy jak staną twarzą w twarz, nie okaże się, że Chuuya będzie chciał mu chociażby przywalić. Dlatego Shuuji, jednocześnie śmiejąc się z niskiego wzrostu ich matki, chował się za nią, próbując wyczuć, co tak naprawdę czuje jego młodszy brat.


               Nakahara uśmiechnął się nieznacznie. Nawet z tak sporej odległości czuł to ciepło rodzinnego domu, które kojarzyło mu się ze wszystkim pozytywnym. Ile razy witał go ten sam widok, gdy wracał ze szkoły, ile razy brat i matka czekali na niego, gdy wracał z imprezy, randki czy wyjścia ze znajomymi o godzinie o wiele późniejszej niż obiecał. I nigdy nie byli na niego za to źli. Jasne, czasami zmywali mu głowę, czasami łapał jakiś szlaban czy karne obowiązki domowe, ale nigdy się o nic nie kłócili. Serce Nakahary ominęło kilka uderzeń, gdy przypomniał sobie, że nieomal to wszystko stracił przez to, kim był. Tamten miesiąc na zawsze miał zapaść w sercach ich wszystkich i choć nie udawali, że go nie było, robili wszystko, by do podobnej sytuacji nigdy nie doszło. Dlatego Chuuya, skupiając się na myśleniu o dzieciństwie, o tym, jak Shuuji naklejał mu plastry na zdarte kolana, gdy on siedział na kuchennym blacie ze łzami w oczach, gdy spadł z roweru, ale nie chciał się przyznać przed mamą, bo przecież Sachiko prosiła go, żeby założył ochraniacze, czego oczywiście nie zrobił. O tym, jak Sachiko i tak zauważyła źle zdezynfekowane rany na kolanach syna i nawet nie przewracając oczami, poprawiła wszystko, całując na koniec Chuuyę w czoło i obiecując mu, że niedługo się zaleczy. O tym, jak ganiali się po kuchni, gdy matka przygotowywała posiłki, o tym, jak zawsze podjadali ciastka przed świętami, gubiąc wszędzie okruszki i próbując zrzucić winę na Świętego Mikołaja.

               Sam widok domu i rodziny przywołał do serca Chuuyi wszystkie te ważne wspomnienia, które wypełniły jego serce radością i miłością na tyle, by wyrwał się z dziwnego stanu otępienia, w który wpadł przez sytuację z ostatnich paru dni. Zdołał nawet szczerze się uśmiechnąć pomimo ogromu zmęczenia, które odczuwał. Nic zresztą dziwnego; od kiedy Dazai zniknął, nie zawalał już nocek. A już z pewnością nie kilku pod rząd. Przy tej gnidzie siedzenie całą noc nad planami wydawało się takie proste, jakby mieli całą energię wszechświata. I nie liczyło się to, że w pewnym momencie Nakahara zawsze, niechybnie odpadał, zasypiając w nieludzkiej pozycji, zwinięty na fotelu, a Dazai tylko okrywał go kocem i delikatnie gładząc po policzku, krótko całował w czoło oraz życzył kolorowych snów szeptem, nie chcąc go zbudzić. Gdy Dazaia zabrakło i gdy ciężar prowadzenia Portowej Mafii spadł w pełni na Nakaharę, chłopak próbował działać ponad własne siły. Usilnie próbował stać się drugim Dazaiem i poniósł w tym sromotną klęskę. Potrzeba było cholernie długiej rozmowy między nim a Sumawarą i Rose, która specjalnie na tę konwersację została ściągnięta do Japonii, żeby Chuuya przyznał na głos to, co sam czuł. Że nikt tak naprawdę nie da rady zastąpić Dazaia. Jego zdolności logicznego myślenia, planowania, przewidywania wszystkiego. Jego wytrzymałości psychicznej i fizycznej. Jego jako osoby. I że Nakahara próbując, nie miał najmniejszych szans od samego początku. Musiał nauczyć się polegać na samym sobie i sobie ufać. I z czasem mu się to udało, wypracował przecież własne schematy. Tyle że trzydniowe siedzenie nad komputerem zdecydowanie się w nie nie wpasowywało. A wory pod jego oczami chyba dobitnie uświadamiały to wszystkim dookoła.

               — Zrobiłam ci twoją ulubioną kawę z bitą śmietaną, cynamonem oraz lodami waniliowymi i chyba dobrze, bo wyglądasz jakbyś potrzebował kubka albo dwóch — oznajmiła Sachiko, otwierając ramiona, by objąć młodszego syna i przez chwilę zdawało się, że Nakahara roztopi się w tym uścisku.

               — Wygląda, jakby potrzebował wiadra, a nie kubka — skomentował tylko cicho Shuuji, za co oberwał od matki łokciem w brzuch.

               — Shuu! — w głosie Sachiko brzmiała absolutna nagana pomieszana z niedowierzaniem. — Yosano dała nam znać, że szykuje wam się coś dużego w pracy, chcesz o tym porozmawiać w domu? Mam też ciasto marchewkowe i obiad do odgrzania.

               — Nie chcę — oznajmił Chuuya, wchodząc do domu za resztą rodziny i wzdychając ciężko. — Tylko chyba muszę. Wątpię, żebym sam sobie poradził z bałaganem, który mam teraz pod kopułą i potrzebuję kogoś, kto mi obiektywnie powie, co powinienem z tym wszystkim zrobić. Jestem zmęczony fizycznie po maratonie, który sam sobie zafundowałem i psychicznie po całej tej sytuacji, walce z własnym mózgiem i taką ilością sprzecznych emocji, że mam wrażenie, że w nich tonę.

               — Wino też mamy — uznała jedynie Sachiko z nieznacznym uśmiechem, zostawiając swoich synów na chwilę samych w przedpokoju, gdy Nakahara zdejmował buty.

               Chuuya nie mógł się nadziwić temu, o ile łatwiejsze były pewne relacje, zwłaszcza z najbliższymi, gdy ci wiedzieli o zawodzie, który wykonywał. I o ile więcej wsparcia czuł ze strony matki czy brata, którzy może nie zdawali sobie dokładnie sprawy z tego, ile trupów miał na koncie, ale rozumieli, że bycie w mafii jest dla niego ważne, niż ze strony Rina, którego sam przecież do siebie nie dopuszczał.

               Shuuji kręcił się nerwowo w miejscu przez chwilę, jakby sam nie był pewien, czy powinien się odezwać, czy zwiać za matką, ale ostatecznie zdecydował się na to pierwsze. Drapiąc się nerwowo po karku i nieco pochylając głowę, westchnął ciężko.

               — Smarku, naprawdę nie jesteś zły za to, że wpuściłem Rina do twojego domu? Tak na serio? Widzę przecież, ile problemów ci to narobiło. I wiedziałem, że odpali ci się mózgownica. Na pewno między nami wszystko w porządku? — spytał w końcu wokalista na jednym wydechu, a Chuuya spojrzał na niego zaskoczony.

               — Nie jestem zły na ciebie. Wiem jak uparty potrafi być ten chłopak. I wiem też, że raczej nie zgodziłeś się tuż po tym jak powiedział, że chce tam wejść. Jakbyś nie dał mu kluczy do drzwi, wszedłby oknem i jeszcze musiałbym płacić za naprawy. Jestem zły na niego, że nie potrafił uszanować moich granic i mojego czasu — oznajmił tylko młodszy Nakahara, sprawdzając za sobą zamki od drzwi wejściowych.

               — Ale między wami wszystko w porządku, tak? — dopytywał Shuuji, szczerze zmartwiony całą sytuacją. — Wiesz, ta zmiana mieszkania i wszystko to się wydaje dość dużym krokiem.

               — Shuu, jesteś świadomy, że gdybym chciał, mógłbym wykupić całe Kobe, prawda? — odpowiedział pytaniem na pytanie Chuuya.

               — No, ale chodzi mi o tego udawanego ciebie, no wiesz. W sensie ty jako student raczej nie mógłbyś sobie pozwolić na przeprowadzkę z dnia na dzień i to pewnie do lepszego apartamentu, a wiem, że zależy ci na zachowaniu pozorów przed Rinem i resztą — zaczął z miejsca tłumaczyć się wokalista, nim sens wypowiedzi jego brata dotarł wreszcie do jego mózgownicy. — Czekaj, jak to całe Kobe? Nie przesadzaj. Cholera, Smarku, całe miasto? Literalnie całe pieprzone miasto? Nie no, nie możesz mieć aż tyle hajsu.

               — Shuu, pomyśl sobie, ile zarabiasz? — zaczął ze śmiechem tłumaczyć mu rzeczywistość Chuuya. — Mama zarabia podobnie. Portówka na was zarabia sporo, wy dostajecie z tego dwadzieścia pięć procent, bo jesteście bliskimi współpracownikami. Ludzi czy firm na takich warunkach jest mniej jak pięćdziesiąt. Przeciętnie firmy, z którymi pracujemy dostają koło dziesięciu, może piętnastu procent. Nowicjusze od dwóch do pięciu. A mamy siatkę współpracowników działającą w całej Japonii i kontakty, które powoli rozwijają się w Chinach czy Korei. To nie te czasy Portówki, które były za Moriego. Już nie wiążemy ledwo końca z końcem. Jesteśmy ustawieni do końca życia. Ba, nawet jakbym chciał, to całej tej kasy bym nie wydał.

               — Dobra, fakty, ale jak się to zestawi z tym, co możesz realnie kupić, to rzeczywistość uderza jakoś tak mocniej. Bogowie, całe Kobe — odparł Shuuji, zakrywając pół twarzy ręką i próbując sobie wyobrazić taką ilość pieniędzy.

               — Nie wiem, kiedy ty ostatnio sprawdzałeś własne konto bankowe, ale biedny też nie jesteś — przypomniał mu Chuuya ze śmiechem, zauważając, o ile lżej czuł się przy bracie, któremu mógł powiedzieć wszystko. O ile lepiej w samym jego towarzystwie. Zupełnie, jakby ze wzburzonego oceanu wracał do bezpiecznego portu kierowany światłem latarni, którą była jego rodzina.

               — Dawno nie sprawdzałem, to fakt. Na wszystko mnie stać ostatnio, chociaż ja to za dużych potrzeb nie mam — zauważył Shuuji, wzruszając ostatecznie ramionami. — Włóczenie się z chłopakami po najróżniejszych miastach świata, picie alkoholu tam, gdzie nie powinno się go pić i zwiewanie przed policją. Wiesz, życie prostego człowieka.

               — Wiem, czytałem raporty z tego, jak musieli opłacać policję w Oslo, żeby do prasy nie wyciekły zdjęcia z waszej imprezki pokoncertowej — uświadomił go młodszy brat.

               — Serio? Myślałem, że nie macie nad tym kontroli — odparł zaskoczony wokalista.

               — Shuu, my mamy kontrolę nad wszystkim — dobitnie uświadomił go rudzielec. — To, że czasami do mediów wyciekły wasze wyczyny, to jest kwestia tego, że Ukai zadecydował, iż skandal raz na jakiś czas podbije waszą reputację "niepokornych" i napędzi wam więcej fanów.

               — W sumie racja, ale zmieniłeś temat i nie odpowiedziałeś na moje pytanie — zauważył oskarżycielsko punk, rozwalając się na krześle i przyciągając do siebie butelkę z piwem, którą odsunął natychmiast, widząc jednoznaczny wzrok własnej rodzicielki. — Między tobą a Rinem wszystko w porządku?

               — Chwilowo nic między nami nie ma. Tak dosłownie — odparł Chuuya, dziękując matce za kawę i rozsiadając się wygodnie obok brata przy stole.

               — Skoro się nie pokłóciliście, to na co ci nowe mieszkanie? — spytał zaskoczony Shuuji, gdy ich matka nieznacznie pokręciła przecząco głową.

               — Wydaje mi się, skarbie, że to nie jest kwestia tego, że się nie pokłócili — zwróciła synowi uwagę, natychmiast podchodząc do Chuuyi, by delikatnie przytulić go od boku. — Trzymasz się jakoś? To tak na poważnie już?

               — Brzmiało, jakby było na poważnie, ale mam wrażenie, że jakbym się postarał, to dałbym radę to odkręcić — oznajmił rudzielec. — Tylko musiałbym solidnie go przepraszać, a chyba się od tego odzwyczaiłem. Ale może to będzie dobra próba. W końcu tę gnidę będę musiał przepraszać chyba do końca życia, jak nie o dzień dłużej.

             — Tę gnidę? — zapytała zmieszana Sachiko, która do tej pory była święcie przekonana, że w ten sposób jej syn mówi jedynie o swoim zmarłym narzeczonym.

               — Owszem. Dazai wrócił — oświadczył Nakahara takim tonem, jakby stwierdzał, że musi iść do sklepu po masło. — Ciekawie się porobiło.

               — Wiecie co, to ja jednak wyjmę to wino — uznała ich rodzicielka, z góry wiedząc, że ta rozmowa potrwa zdecydowanie dłużej niż z Shuujim zakładali.

               Tak więc na stoliku kawowym wylądowała ogromna miska ze wszystkim słodkim, co tylko mieli w domu wymieszanym razem z wbitymi weń trzema łyżkami, trzy różne pudełka lodów i kilka butelek wina z otwieraczami. I niby na stoliku stały również jakieś szklanki, ale wszyscy mieli świadomość, że raczej z nich nie skorzystają. W tle puścili jakiś durny film akcji, choć dźwięk został ściszony praktycznie do minimum, a światła w salonie zostały mocno przygaszone, tworząc specyficzną atmosferę pełną zaufania i braku barier. Zupełnie, jakby cokolwiek, co mogłoby paść w tym pokoju, miało w nim na zawsze zostać. Chuuya przebrał się w jakieś luźniejsze rzeczy, które wcisnęła mu matka, zauważając, że najzwyczajniej w świecie od niego śmierdzi. Mafioz nie kłócił się i niemal z ulgą wskoczył w dresy i zarzucił ręcznik na mokre włosy, rozsiadając się wygodnie na środku kanapy, gdzie matka z miejsca otoczyła go ulubionym kocem i usiadła obok, gdy Shuuji zajął miejsce po jego drugiej stronie.

               — Trochę nie potrafię sobie tego wyobrazić, że Dazai miałby wrócić — oznajmił Shuuji, gdy cisza zaczęła się przedłużać, a Chuuya z uporem godnym podziwu wpychał sobie kolejną łyżkę słodyczy w buzię. — I to nawet nie chodzi o to, że widzieliśmy przecież, jak go te angielskie śmieci zabiły. Po prostu jakoś nie potrafię sobie wyobrazić tego, że on nie chciałby do ciebie wrócić. Że nie zrobiłby wszystkiego, żeby znowu być z tobą. I przede wszystkim, z tego co mówiłeś, Dazai przygotował cię do prowadzenia Portowej Mafii przez trzy lata. Miałeś tak dokładne papiery, że musiałeś tylko nieznacznie dostosowywać czy zmieniać plany. Typ przewidział własną śmierć i to, co stanie się po niej przez tyle czasu. To wygląda na zbyt duży zbieg okoliczności, że tobie kończą się plany i on nagle się pojawia.

               — To cię w tym wszystkim dziwi najbardziej? — spytał oniemiały Chuuya. — Że mój narzeczony przewidział, że ożyje po trzech latach i nie zostawił mi na to karteczki z listą zakupów?

               — Mówimy tu o Dazaiu — zauważył ze wzruszeniem ramion Shuuji. — Jeśli miałbym uwierzyć, że ktoś ogra śmierć w kości, to stawiałbym na tego gościa wszystkie moje pieniądze. Co do jena. Ale spotkałeś go chociaż w ogóle? Czy tylko wiesz, że wrócił?

               — Yosano go zauważyła na mieście. Wyrwała mnie z zajęć na uczelni, żebyśmy go znaleźli i chociaż wtedy wydawało się to dobrym pomysłem, to szczerze nie miałbym pojęcia, co miałbym zrobić, gdyby nam się udało. Jak miałbym się zachować. Przerosłaby mnie ta sytuacja. Przerosła mnie sama świadomość, że Dazai żyje. No, ale zafundowałem Cuppoli trzydniowy maraton. Jak cały ten burdel się uspokoi, to będę musiał zabrać ich, cholera, do Disneylandu czy kij wie gdzie, bo się poobrażają jak dzieci — uznał Chuuya, zaciskając dłonie na trzymanej misce tak bardzo, że aż pobielały mu knykcie.

               — Rozumiem, skarbie, że się ucieszyłeś, że znowu masz możliwość spotkania go, ale ten trzydniowy maraton to nie była przypadkiem przesada? — Sachiko obrała zupełnie inne podejście, choć troska wyzierała z całej jej postawy. — Nie zamierzam ci mówić, jak masz prowadzić mafię, bo dajesz sobie z tym świetnie radę, ale nie możesz odrzucać całego spokoju, który udało ci się zdobyć, od tak, tylko dla szansy na coś, czego sam nie jesteś w stanie określić. I dostosowywać pod to jeszcze całej firmy.

               — Nie wiem, czy się ucieszyłem — przyznał się cicho rudzielec, wpatrując się w topniejące lody i unikając wzroku kogokolwiek ze swojej rodziny. — Znaczy, jasne, jakaś część mnie tak. Ale część mnie była wściekła. Bardziej na mnie niż na niego. Jeśli on żył przez cały ten czas, może czekał na ratunek? Może liczył, że mu pomożemy? Agata pewnie nie zapraszała go na herbatkę i pogaduszki, to nie jest typ relacji, który ta dwójka może mieć. Jestem wściekły na siebie, że go zawiodłem. Że nie nalegałem bardziej, że nie sprawdziłem wszystkiego dokładniej.

               — Zrobiłeś wszystko, co mogłeś, skarbie — zauważyła spokojnie Sachiko, choć widok syna z tak złamanym sercem łamał jej własne. — Sprawdziłeś wszystko po bogowie wiedzą ile razy. A i tak ledwo się pod tym podniosłeś, choć tylko ślepy dałby radę nie zauważyć, jak zniszczony dalej przez to jesteś. Żyjesz, chodzisz do pracy, na uczelnię, ale i tak cierpisz. Gdybyś spędził chociaż jeden dzień więcej na sprawdzaniu chociażby najmniejszego tropu, wątpię, żebyś dzisiaj był szefem takiej Portowej Mafii, z jakiej Dazai byłby dumny.

               — Ale... — przerwał jej Chuuya.

               — Nie ma żadnego "ale", Smarku — wtrącił się z absolutną pewnością Shuuji. — Wiesz jak nikt inny na świecie, że Dazai nigdy nie wymagał od ludzi więcej, niż byliby w stanie z siebie dać. Jasne, miał na to różne metody, różnie to okazywał i czasami zmuszało to niektórych do wyjścia ze strefy komfortu, ale pod koniec dnia dawali radę. Weź chociaż na przykład tę opowieść o Akutagawie albo to, gdy Yosano była załamana po akcji na nadbrzeżu. Bogowie, to się wydaje, jakby wydarzyło się w zupełnie innym życiu, a nie cztery lata temu. Tak czy siak. Wracając. Dazai wiedział, jaki jest zakres twoich zdolności i możliwości. Jaką masz wytrzymałość fizyczną i psychiczną. Dostosował pod to całe trzyletnie plany. Gdybyś mógł coś zmienić, powstałyby inne plany i pewnie nie mielibyśmy tej rozmowy.

               — Zadziwiająco delikatny sposób na powiedzenie mi, że byłem zbyt słaby, żeby uratować miłość mojego życia — prychnął nieszczęśliwie Chuuya.

               — Wiesz, że nie to miałem na myśli — próbował jakoś z tego wybrnąć Shuuji, patrząc na matkę z paniką wypisaną na twarzy.

               — Dazai niejednokrotnie mówił, że jesteś najsilniejszą osobą jaką zna — przejęła pałeczkę Sachiko, co wyraźnie zrelaksowało Shuujiego. — Czasami po prostu spotyka się przeciwników, których nie da się pokonać. A czasami na to potrzeba więcej czasu. I nie poznałam nigdy nikogo o takim mózgu, jaki miał Dazai. Shuu może mieć rację z tym, że to zbyt dziwny zbieg okoliczności, że magicznie pojawiłby się akurat wtedy, gdy kończą wam się plany. Ten chłopak potrafił z takim wyprzedzeniem zaplanować waszą wycieczkę, że wyczyścił dla was na kilka ładnych godzin Empire State. Zbiegi okoliczności przy tym chłopaku to oksymoron.

               — Yosano zasugerowała, że być może nie znaleźliśmy wszystkich pudeł — odparł na to zadziwiająco spokojnie Chuuya. — Że może coś przegapiłem. Że może coś zostało w mieszkaniu ukryte tak bardzo, że tylko po tym, jak dałbym radę się podnieść z mentalnego dołka, dałbym radę to znaleźć. Tylko nawet jeśli chciałbym rozważyć tę opcję, nie wiem, gdzie miałbym zacząć szukać. Dalej nie jestem w stanie tam chociażby wejść. O przeszukaniu tego miejsca już nawet nie mówiąc.

               — Może powinieneś poszukać wskazówek w tym, co mówił do ciebie Dazai tuż przed śmiercią? — zauważyła delikatnie Sachiko, pozwalając swoim myślom na błądzenie w najróżniejsze strony. — Może on ci to powiedział wprost, ale wtedy nie mogłeś tego zrozumieć.

               — Nawet jeśli coś powiedział, to było to trzy lata temu, ja ledwo pamiętam jego twarz, dźwięk jego głosu czy dotyk, a co dopiero mówić o konkretnych słowach, które miałbym zapamiętać kropka w kropkę. Przecież to nawet brzmi niemożliwie — zauważył Chuuya.

               — Dazai by przewidział, że słowa są ulotne, ale przecież zostawił nagrania. Myślę, że jeśli chociaż niewielka część ciebie wierzy w to, co powiedziała Yosano, jeśli chociaż jedna twoja szara komórka mówi ci, że może coś przeoczyliście, możemy włączyć nagrania, które Dazai ci zostawił. Mam w pokoju całe pudło z rzeczami, które tu przywiozłeś, bo były zbyt cenne, żebyś je stracił, ale sprawiały ci za dużo bólu, żebyś miał je gdzieś blisko — kontynuowała pełnym ciepła tonem matka chłopców.

               — Nie wiem, czy dam radę to obejrzeć. Spojrzeć mu w twarz nawet na durnym video. Nie po tym, jak go zdradziłem — oświadczył szeptem rudzielec, spinając się i nie rozluźniając nawet w momencie, w którym Sachiko zaczęła delikatnie gładzić go po plecach.

              — Właśnie, czy Dazai przewidział Rina? — spytał Shuuji z wyczuciem słonia w składzie porcelany, choć zadał to pytanie z zupełnie innego powodu niż rozmowa, która właśnie się toczyła.

Bungou Stray Dogs II - Miłość silniejsza niż czasDonde viven las historias. Descúbrelo ahora