P. XXXIII / ZALETA STARSZYCH BRACI

243 36 13
                                    

- Wiesz, to że dramatycznie odpowiesz, że "jest gorzej" średnio rozjaśnia mi całą sytuację Chuu - zauważyła z lekkim przekąsem Adelaide, gdy stresująca ją cisza zaczęła widocznie się przedłużać. Nie tylko ją, jeśli wziąć pod uwagę nie potrafiącego nawet zebrać własnych myśli Chuuyę.

- Wiem, wiem - zaczął Nakahara nie podnosząc nawet wzroku znad trzymanego w dłoniach kieliszka, nim zaśmiał się krótko i nieszczerze. - Przepraszam. Po prostu, to nie tak, że oszukiwałem się, że to nie jest prawda czy coś. Nie miałem jak, bo od samego początku prowadzimy badania, próbujemy to wszystko zrozumieć. Tylu ludzi go widziało, że już dużo wcześniej byłem pewien, że to nie przywidzenie. Że sobie tego nie uroiłem. Ale jakoś mówienie tego tobie sprawia wrażenie, że to wszystko jest bardziej rzeczywiste. Bardziej bolesne. Ale może to być po prostu gorycz porażki, że nie zdołałem cię ochronić. Że któregoś dnia nie powitałem cię z radosną nowiną, że ta gnida żyje. I że wtedy martwiłbym się, czy ty go za taki numer nie zamordujesz, a potem ożywisz, rozpłaczesz się a ostatecznie go przytulisz.

- Szczerze? Też bym wolała taką opcję - przyznała cicho Włoszka doskonale potrafiąc sobie wyobrazić taki rozwój wydarzeń i nieomal uśmiechając się na samą myśl, mimo że jej serce ścisnęło się boleśnie. Bo o wielu rzeczach mogli marzyć, ale rzeczywistość rzadko bywała dla tych marzeń przychylna. - Wiesz, wydaje mi się, że ogarniam, czemu nam nie powiedziałeś. Popraw mnie jeśli się mylę, ale nikt poza naszą trójką nie wie, jakie to uczucie. Jak bardzo przeżyliśmy jego śmierć. Byliśmy jego najbliższą rodziną. Jasne, nie umniejszam tego, jak mocno uderzyło to pozostałych, ale to zupełnie inny poziom. Nie do porównania zaczęła tłumaczyć się dziewczyna, gestykulując wolną ręką i unikając bezpośredniego patrzenia na Nakaharę. - I nagle Dai pojawia się wśród żywych, gdy  powoli zaczęliśmy godzić się z faktem, że go z nami nie ma. I wywraca twoje życie do góry nogami. Tylko, że coś jest nie tak. Coś nie działa. To albo nie jest ten sam Dazai, albo jest w tak złym stanie fizycznym albo psychicznym, że nie jest wiadome, czy dożyje kolejnego dnia. Myślę, że wolałabym wiedzieć, że w najgorszym wypadku mój brat umarł raz, niż musieć przeżywać to na nowo i na nowo. Nadzieja, że może da radę pokonać nawet śmierć pewnie by mnie zabiła. Albo przynajmniej dużą część mojego serca. Więc z jednej strony wolałabym nie wiedzieć, ale wiedz, że nie pochwalam twojego bawienia się w boga. To nie było w porządku trzymać nas w niewiedzy. To my powinnyśmy mieć możliwość wyboru, czy chcemy wiedzieć czy nie. A już na pewno nie powinnyśmy dowiedzieć się tego wszystkiego od jakiegoś przypadkowego dzieciaka - zauważyła zadziwiająco spokojnie Adelaide. 

Jej spokój i trafność jej oceny sytuacji zdołały nieco zmobilizować Chuuyę. Jak nikt inny wiedział, że winien był jej wyjaśnienia i nie mógł od nich uciekać o wiele dłużej. Podziwiał i trochę zazdrościł Adelaide, że ta mogła tak zwyczajnie nosić swoje uczucia na wierzchu niczym tarczę. Otwarcie pokazywała swój strach, ból, smutek i głęboko czającą się wściekłość. Jasne, może nie pozwoliłaby sobie na to przy własnych podwładnych, ale przy bracie? Czemu nie? Tymczasem Chuuya był tak długo zmuszony do ukrywania swoich prawdziwych emocji nawet, a może zwłaszcza, przed przyjaciółmi, że sam nie wiedział, jak otworzyć się przed młodszą siostrą. Jak pokazać jej te wszystkie emocje, które czuł tylko po to, by nie pomyślała, że znowu ją okłamuje, że znowu coś zataja. Wzniósł zbyt wysokie mury, a Adelaide, mimo najszczerszych chęci, nie była osobą, która zdołałaby się przez nie przedrzeć. O nie, taka osoba była tylko jedna i chwilowo tkwiła w podziemiach Biurowca, będąc prawie na granicy śmierci i jedząc trzy posiłki dziennie dostarczane mu razem z lekami.

- Wiesz przecież, że gdybym miał więcej czasu to poszukałbym idealnego rozwiązania, prawda? - spytał Nakahara szczerze, nieznacznie opuszczając ramiona i żałując, że zabrakło mu czasu i że nóż w plecy wbili mu ludzie, których uważał za jednych ze swoich najbliższych. Bo o tym, że będzie musiał rozprawić się z Akiko i Seiką nie chciał nawet myśleć. Bo niby jak miał ukarać kogoś takiego, nie niszcząc ich relacji i będąc sprawiedliwym w ocenie i konsekwencjach? - Przynajmniej bym spróbował. Ale sama widzisz, jak trudna to jest sytuacja. Bo jak miałbym oszczędzić ci bólu skoro sam uświadomiłbym cię, jaka była sytuacja. To się wzajemnie wyklucza. Ale uwierz, że wiem, jak to jest być po drugiej stronie. Kiedyś to ja byłem pozbawiony wyboru i wtedy też wybuchłem, gdy dowiedziałem się prawdy. Dazai nie powiedział mi wtedy czegoś bardzo ważnego o moim bracie. I wiem, jaki człowiek czuje się wściekły, gdy to inni za niego decydują, wytyczają granice czy trzymają w nieświadomości. Ale ostatecznie liczyło się tylko to, że Dazai zrobił to żeby mnie chronić. Wiedział, jak bardzo ta wiedza mnie zrani i robił wszystko, co leżało w jego mocy, bym się nie dowiedział. Wyszło jak wyszło i przez własny upór i tak poznałem prawdę. I zabolało. A potem wyżyłem się na nim. Wiedziałem, że to nie była jego wina. Nie w całości przynajmniej. Wiedziałem, że  jedyne, czym on zawinił to było niewielkie okłamanie mnie. Ale nie oberwał tylko za to. Łatwiej było przekierować mi desperację, poczucie odrzucenia, smutek i przerażenie w jedną, prostą emocję. We wściekłość. A on po prostu był obok i wiedziałem, że wytrzyma. Więc oberwał ostatecznie za wszystko. I ani przez sekundę nie narzekał, że to niesprawiedliwe. Przez naszą obecną sytuację role się zamieniły i jestem w końcu w stanie zrozumieć Dazaia, ale rozumiem też co ty możesz czuć. Dlatego jestem gotów na każdy typ reakcji z twojej strony. Albo przynajmniej chcę myśleć, że jestem. I masz rację, nie powinnyście dowiedzieć się tego w taki sposób. W którymś momencie będę musiał należycie rozprawić się z odpowiednimi osobami, ale to na szczęście już wewnętrzna sprawa Portówki.

Bungou Stray Dogs II - Miłość silniejsza niż czasWhere stories live. Discover now