P. LII / ROSIE

172 26 26
                                    

No to ten, nie wyszło z tym delulu. Trzymajmy kciuki żeby następny rozdział był niedługo a nie za miesiąc xD (śmieję się, ale naprawdę mi głupio i przepraszam za tak długi brak rozdziału. Mam nadzieję, że ten choć troszkę się spodoba).


Dazai nie miał siły. Może nie było to najdumniejsze stwierdzenie i może nawet sam siebie oceniłby najsurowiej, jak to tylko możliwe. Może miałby do siebie pretensje, że nie próbuje znowu. Bo mógłby spróbować. Tak się szczycił swoim uporem ducha. Tak był dumny z własnego charakteru. Z tego, że mógł bez sekundy zawahania tańczyć po polu minowym i śmiać się, gdy ktoś, kto spróbował podążyć za nim - usłyszał to złowieszcze pstryknięcie, gdy mina się uzbrajała po stanięciu na niej. Gdyby Dazai miał jakiekolwiek resztki siły - prawdopodobnie użyłby ich by wyśmiać samego siebie. Albo przynajmniej to, co z niego zostało. A wszyscy bogowie wiedzieli, że za dużo tego tak czy siak nie było. 

Jakiż on był głupi. Kiedyś myślał, że jego siła coś znaczy. Że on coś znaczy. Że może coś zmienić. Że może rzucić cały świat do swoich stóp. Nie, to nie brzmiało w jego stylu. Jasne, mieć na tyle władzy, by móc bez żadnych konsekwencji się bawić - z tym zgadzał się jak najbardziej. By móc robić, co tylko chciał, by zabić nudę. Czy miałoby to być bezcelowe łażenie po kalenicy dachu z butelką drogiego alkoholu w ręce, oglądanie życia zwykłych ludzi zza kawiarnianej szyby, planowanie kolejnej akcji, przejmowanie kolejnego gangu czy przekraczanie wszelkich dopuszczalnych limitów prędkości. Tylko, albo aż, tyle potrzebował. Więc skąd w jego mózgu uporczywa i powracająca myśl o tym, że miałby rzucić świat do stóp. Przecież to musiało wiązać się z ogromem odpowiedzialności, której by nie chciał. Z ogromem pracy. Z brakiem czasu na zabawę. Ale chciał rzucić komuś świat do stóp. Tylko nie mógł sobie przypomnieć komu dokładnie.

Kiedyś potrafił się bawić. Chyba. Takie przynajmniej miał wrażenie. Albo tak chciał widzieć siebie. Bo przecież kiedyś musiało się dla niego liczyć coś więcej, niż błoga cisza i spokój. Niż ta nieświadomość i marazm, w które popadł. Nie żeby nagle zamierzał oczekiwać czegokolwiek od samego siebie, ale skoro sama Agatka chciała go w swoich szeregach i skoro spędziła z nim tyle czasu to przecież musiało coś znaczyć. Musiał coś potrafić. I wysyłała go na misje. Misje, które nie wymagały sprytu czy przebiegłości. Raczej misje, przy których używa się mięsa armatniego, którego nigdy nie było szkoda. I coś w tym było, bo nikomu nie przeszkadzało, że wielokrotnie tylko on wracał z najróżniejszych walk. I nikt nie zadawał pytań o to, dlaczego jego domniemani sojusznicy nie zostali trafieni choć jedną kulą przeciwnika. A bogowie wiedzieli, że nie chciał wracać. Nigdy nie chciał. Błagał o kulkę w łeb. O coś, co położyłoby go w pełnym spokoju, nieświadomości i błogiej czerni, płytkim grobie. Ale z jakiegoś powodu bogowie odwrócili się od niego. A nie był wystarczająco silny by zmusić ich do patrzenia w jego stronę. Zresztą, gdyby mógł to pewnie sam by się od siebie odwrócił. I może właśnie to zrobił, gdy łyknął pierwsze tabletki od tego zasranego, zegarmistrzowego chemika od siedmiu boleści.

Choć może dałby radę zebrać w sobie choć gram poprzedniej siły. Czuł, że coś się zmieniało. Czuł, że stan błogiej nieświadomości, do której przywykł, ustępuje czemuś nowemu. Czemuś, czego nie potrafił, nie chciał i nie zamierzał jeszcze nazywać. Bo zmiana i tak niczego nie da. I tak jest tylko chwilowa. Bo jeśli znowu podniesie rękawicę i spróbuje to znowu będzie widział tamtego trupa. Znowu będzie musiał zabić tamtego człowieka. Tylko dlaczego tak bardzo nie chciał tego robić? Dlaczego nie chciał znowu zrobić mu krzywdy? Kim była ta osoba? Ba, jakiej była płci na bogów. Dazai czuł, że powinien chcieć zdobyć choć fragment informacji. Najmniejszy jej strzępek. Cokolwiek. Ale nie chciał. Nie wiedział nawet dlaczego nie chciał. Choć nie. To ostatnie stwierdzenie byłoby kłamstwem. Nie żeby Osamu ostatnimi czasy szczycił się jakąkolwiek prawdomównością, ale tak naprawdę nie chciał, bo jakakolwiek próba wyrwania się z marazmu kończyła się bólem. A on miał już dość bólu. Poruszał się w życiu jak szczur, który zapamiętał, w których miejscach znajdowały się elektryczne pułapki.

Bungou Stray Dogs II - Miłość silniejsza niż czasWhere stories live. Discover now