P. XXXVII / ZAKRWAWIONE CHUSTECZKI

238 32 19
                                    

Hewwow Misie! Bardzo, bardzo Was przepraszam, że musieliście na rozdział czekać aż tak długo. Ale czym kurde jest czas, byłam absolutnie pewna, że coś wrzucałam w zeszłym miesiącu, może dwa miechy temu max. A tu pół roku stuknęło. Więc przepraszam i tym, którzy jeszcze tu zostali i czekali na kolejny rozdział życzę miłego czytania ♥


Nakahara schował splecione dłonie za plecami, gdy jako ostatni wszedł do pomieszczenia. Wiedział, że będzie musiał dać im chwilę, wiedział, że po wszystkim, co sam wykręcił w ciągu ostatnich kilku tygodni, powinien w końcu przyjąć postawę tego opanowanego szefa mafii. Chuuya myślał też, że wiedział jak bardzo zaboli go sytuacja, w której się ostatecznie znaleźli o wiele szybciej, niż to planował. Myślał, że da radę wytrzymać pełne współczucia spojrzenia przyjaciół. Że nie ruszą go łzy w oczach Ozaki, gdy będzie dłońmi zakrywać dolną połowę twarzy. Że Shizuki kręcąca z niedowierzaniem głową i patrząca na niego z niemą prośbą żeby obudził ją z tego koszmaru, gdy mógł zaoferować jej jedynie pełen zrozumienia uśmiech, wcale nie złamią mu serca na milion kawałeczków. Nie żeby wyjściowo jego serce było w dobrym stanie, ale miał jakiś taki czuły punkt dla wszystkich ludzi, z którymi Dazai był kiedyś blisko. I może można było posądzać go o posiadanie ulubionych współpracowników i podwładnych i może nawet ta lista bardzo ładnie zgrywała się z najbardziej zaufanymi ludźmi Osamu, ale nikt nie miał aż takiego pragnienia śmierci żeby mu to otwarcie wypomnieć.

Nakahara ścisnął dłonie w pięści tak mocno, że nie tylko pobielały mu knykcie, ale poczuł też ostre ukłucie bólu i powoli zbierającą się we wnętrzach jego dłoni krew, gdy przebił skórę paznokciami. Właśnie dlatego chciał tego uniknąć. Właśnie przez te spojrzenia chciał poczekać. Właśnie przez całą tę atmosferę, która zapanowała w pomieszczeniu, o której od samego początku wiedział, że zapanuje, właśnie dlatego miał ten genialny plan żeby poczekać. Dawkowali Dazaiowi leki. Niewielkie dawki sproszkowanych pigułek, które dostawał wymieszane z jedzeniem na plastikowej tacy. Chuuya wiedział, że Osamu początkowo się nie zorientuje. Jego głowa nie była we właściwym miejscu żeby zastanawiać się nad takimi kwestiami. Ale ostatnio coraz częściej dostrzegał w martwych oczach bruneta przebłyski dawnego intelektu. Praktycznie niezauważalne i znikające tuż po chwili i może były wynikiem tego, jak bardzo Nakahara chciał się oszukiwać, że z jego ukochanym było lepiej, ale jeśli już miał się oszukiwać to zamierzał robić to do samego końca.

Potrzebowali tylko czasu. Dazai znajdujący się w więziennej celi dalej wyglądał jakby był o krok od śmierci. Dalej był wychudzony do tego stopnia, że dało się policzyć niemal każdą kość w jego ciele. Dalej ubrania wisiały na nim jak na wadliwym strachu na wróble. Dalej jego czoło pokrywał pot. Dalej pojawiały się te drobne, niekontrolowane ruchy, gdy Osamu wzdrygał się, bo jego ciało nie radziło sobie z nagłym, mniej zabójczym dawkowaniem leków. I jasne, wyglądał jednocześnie lepiej i gorzej, niż gdy Nakahara zobaczył go po raz pierwszy. Gorzej, bo widoczne zaczynały być efekty ciągłego przedawkowywania i na wierzch wypływał w zastraszająco szybkim tempie realny stan ciała bruneta. A jednocześnie lepiej, bo Nakahara wierzył, że za każdym bardziej ciętym komentarzem, każdą najbardziej błahą obserwacją, stoi krok w przód na ścieżce, której ostatecznym celem było sprowadzenie Osamu Dazaia do domu.

Gdyby mieli więcej czasu byłoby lepiej. Jasne, że by było. Wyprowadziliby go jakoś na prostą. Wepchnęli w niego trzy posiłki dziennie żeby dalej był tą szczupłą, lekko umięśnioną mendą, a nie wieszakiem na skórę. Doprowadziliby go do stanu, w którym może nawet dałby radę spokojnie siedzieć na swoim łóżku i czytać przypadkową, durną książkę zamiast przesuwać rozbieganym wzrokiem po wszystkich ścianach dookoła siebie jakby w każdej sekundzie spodziewał się ataku czegoś, czego nikt poza nim nie mógł dostrzec. Cóż, może duchy przeszłych świąt miały mieć ogromny udział w doprowadzaniu Dazaia do stanu trzeźwości i tak długo, jak ostateczny efekt zgadzał się w miarę z tym, na co miał nadzieję, tak długo Nakahara nie zamierzał narzekać.

Bungou Stray Dogs II - Miłość silniejsza niż czasWhere stories live. Discover now