P. XII / WIADRO RZECZYWISTOŚCI

426 51 22
                                    

               Dazai spojrzał na Nakaharę nieznacznie przechylając głowę. Chłopak próbował doszukać się czegokolwiek, ale zbudowana przez Chuuyę fasada była po prostu nie do przebicia. Rudzielec przez cały czas trwania ich drobnej rozmowy chował się za formalnościami czy powinnością wobec Mafii. I teoretycznie Dazai potrafił to zrozumieć. Teoretycznie, bo od niego nigdy nie wymagano podobnego podejścia. Ale widział to u wielu ludzi. Widział to chociażby u Meji, Austen czy Flanagana, gdy wracali z misji poobijani i zakrwawieni, ale nie wydawszy najmniejszego sekretu Zakonu. Sam Flanagan nawet mocno wyrobił sobie imię tym, że został porwany na siedem miesięcy i nie pisnął nawet słówka. Ba, chłopak sam jakimś cudem wydostał się z patowej dla siebie sytuacji, a gdy dowiedział się, że Agatka po prostu nie chciała przeznaczyć odpowiedniej ilości czasu i zasobów na jego znalezienie, traktując to jako jego test wiary, Flanagan tylko odpowiedział, że cieszy się, że zdał. Żadnych zranionych uczuć, absolutna wiara w instytucję, dla której się pracuje, której nie złamały nawet miesiące tortur. I to tortur nielekkich, bo ciało Johna było w tragicznym stanie. Z tego, co Dazai pamiętał, chłopak miał chyba ucięte parę palców. Osamu widział też ludzi, którzy trafiali do Zakonu jako zakładnicy. Jak mimo ich szczerych chęci, niektórzy woleli umrzeć, niż wydać przyjaciół. A na zakładników nie marnowało się czasu. Tym bardziej nie na powtórki.

               Więc w teorii Dazai potrafił wyobrazić sobie, że ktoś mógłby być tak oddany organizacji, że byłby w stanie odłożyć własne uczucia na bok tylko po to żeby doprowadzić jakąś sprawę do końca. W praktyce, cóż. Od niego nigdy tego nie wymagano. Agatka zdawała sobie sprawę z tego, że przegrałaby na starcie. Zresztą, sam Osamu wątpił, czy byłby w stanie poczuć takie przywiązanie do czegokolwiek czy kogokolwiek. Czy sprzedałby swoją mafię na torturach? Oczywiście, że nie. Od tego zależała jego reputacja. Czy sprzedałby swoją mafię za pieniądzie? Nikt na świecie nie był na tyle bogaty żeby było go na to stać, niemniej Dazai sam nie potrafił dać w tym przypadku jednoznacznej odpowiedzi, bo cholera wie, czy nie przyjąłby jakiejś pochrzanienie wielkiej sumy za okruszki informacji. Albo żeby kogoś wkurzyć. Czy sprzedałby swoją mafię za pewność, że w tej drugiej będzie miał więcej zabawy, więcej luzu i możliwości tworzenia chaosu? Bez sekundy zawahania. 

               Ba, przecież już to zrobił. I to więcej, niż raz. Pamiętał jak szlajał się z niemiecką mafią. I jak wyleciał stamtąd, bo sprzedał ich Rosjanom. I jak dostał zakaz powrotu do Rosji z przyczepioną metką, że straci głowę jeśli tylko przekroczy granice, gdy wydał sekrety Rosjan Kolumbijczykom tylko i wyłącznie dlatego, że zagwarantowało mu to darmowy dożywotni dostęp do koki i proszków wszelkiej maści, które później robiły furorę na rynku. Albo przynajmniej chciał łudzić się, że były to jego wspomnienia, bo szczerze mówiąc, układały się w świetną historię, która gwarantowała mu lepsze czy gorsze znajomości w każdym zakątku świata. Bo niestety pamiętał też wiele pomniejszych mafii z każdego kontynentu. I tu już nie był pewien, czy na pewno były to jego własne wspomnienia. Na tym etapie swojego życia nie był już niczego pewien, ale czasem lubił się oszukiwać, że jeszcze ma jakąkolwiek kontrolę, a nie że jest jak pociąg, któremu skończyły sie tory, a który jedzie tylko dlatego, że zjechał na ziemię z cholernie wielką prędkością, ale niewątpliwie rozbije się o pierwszą lepszą rzecz na swojej drodze, masakrując przy okazji całą okolicę.

               Niemniej Nakahara się złamał. I na ten moment czekał Dazai. Ten delikatny uśmiech na koniec. Tylko, że za tym uśmiechem nie szło nic więcej. Ramiona chłopaka nie rozluźniły się, choć jego głos przybrał cieplejszą barwę. Jego ręce dalej były schowane w kieszeniach spodni. Tylko, że ta reakcja była zbyt spokojna. Zbyt nijaka. Żadnych łez, żadnego ogromu radości. Prawie jakby naprawdę widzieli się kilka godzin temu, a nie jakby minęły trzy lata. Dazai był zwyczajnie zawiedziony. Miał kilka wyobrażeń tego, jak ta sytuacja mogłaby wyglądać, ale żadne nie pasowało do tego, co widział przed sobą.

Bungou Stray Dogs II - Miłość silniejsza niż czasWhere stories live. Discover now