#24

196 11 1
                                    

   Odkąd pamiętam byłem w szpitalu psychiatrycznym. Jak nie w jednym, to w innym. Rodzice kazali mnie tam zamknąć, bo miewałem ataki agresji. Gryzłem, biłem, drapałem. Kiedyś nawet jednemu chłopakowi oderwałem kawałek mięśnia z łydki. 

   Byłem trzymany w izolatce, prawie cały czas w kaftanie bezpieczeństwa. Ręce mnie bolały od tego, ale nikt nie chciał mnie uwalniać. Jedyny moment, kiedy nie byłem ubrany w to cholerne wdzianko, była wizyta w łazience, posiłki i sen, chociaż wtedy byłem przywiązany do łóżka. 

   Nie w każdym szpitalu byłem tak traktowany. W poprzednim było można powiedzieć że nawet fajnie. Pielęgniarki i pielęgniarze byli bardzo mili. Rzadko byłem w kaftanie. Tylko kiedy miałem jakiś poważniejszy atak szału, ale tak to, to nie. Mogłem czytać samemu książki, kolorować sobie jakieś obrazki, a na spacer wychodziłem co prawda w osobne miejsce, gdzie nie było innych pacjentów, ale byłem bez kaftana. A teraz? Nawet kiedy jestem sam a wokół nie ma nic co mógłbym zniszczyć albo czym mógłbym zrobić sobie krzywdę, musiałem być w tym potwornym białym wdzianku. Nienawidziłem go. 

   Było mi naprawdę smutno, że poprzedni szpital zbankrutował. Tam przynajmniej byłem normalnie traktowany, a tu? Tutaj czułem się jak w najgorszym więzieniu. 

- Wstawaj, Park. - Warknął lekarz, kiedy ni z tego ni z owego wbił mi do pokoju. 

- Ciekawe jak mam to zrobić. - Warknąłem.

- Nie pyskuj. - Pielęgniarz, który był z lekarzem odwiązał mnie, po czym od razu założył mi kaftan. 

   Siedziałem na łóżku, lekarz coś tam posprawdzał i dał mi jakieś tabletki. Znaczy, wiedziałem co to za dragi, dlatego nawet ich nie połknąłem. Nie będą mnie tu otumaniać. Po tych ich tabletkach czułem się jeszcze gorzej. 

   Zostałem siłą podniesiony i przez dwóch ochroniarzy zaprowadzony do sali gdzie grupa pacjentów siedziała w kółku. Był tam też lekarz. Nikogo nie kojarzyłem, ale nawet się nie zdziwiłem. Rzadko widywałem innych pacjentów. Skutkowało to tym, że zwyczajnie się bałem. Chciałem wrócić do swojej izolatki. W ogóle nie rozumiałem po co mnie tu przyprowadzono. Do tej pory robiono wszystko, żebym nie poznawał innych ludzi. 

- To nie będzie potrzebne. - Odezwał się mężczyzna siedzący pośród pacjentów. Pewnie lekarz. 

- Nie wolno mu tego zdejmować. - Powiedział ochroniarz i siłą posadził mnie na krześle obok chłopaka wyglądającego jak królik. - Takie rozporządzenie dyrekcji.

- Mam imię. - Warknąłem. Nie lubiłem jak traktowano mnie jak bezimienny przedmiot.

- Cisza.

- Chłopak ma rację. - Odezwał się chłopak-królik. 

- Nie odzywaj się psy.. - Zaczął ochroniarz, ale wtedy doktor zerwał się z miejsca.

- Proszę odejść. Nikt nie będzie nazywał moich pacjentów psycholami.

   Kiedy mężczyźni wyszli, lekarz usiadł na swoim miejscu.

- Nazywam się Kim Taehyung. Poprowadzę dzisiejsze zajęcia zapoznawcze. Chciałbym, żeby każdy z was troszkę o sobie opowiedział. - Głos doktora był spokojny i przyjazny.

   Kiedy każdy po kolei zaczął mówić o sobie, ja skupiłem się na sobie. Czułem jak przyspiesza mi puls i oddech. Po tak długim czasie w izolatce źle się czułem przy innych ludziach. Nagle odezwał się chłopak obok mnie.

- Jeon Jungkook, lat osiemnaście, miałem trzy próby samobójcze po śmierci brata. 

- Jak masz na imię? - Usłyszałem pytanie lekarza, ale nie odpowiedziałem. - Hej, jestem tu, żeby ci pomóc.

One shots Pt.2 ~ JiKook [ZAKOŃCZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz