Wysiadłem z samolotu, a na płycie lotniska czekał na mnie już samochód. Wsiadłem za kierownicę i pojechałem do domu mojego starego przyjaciela. Cała posesja była ogrodzona wysokim płotem, przy wjeździe stała ochrona.
- Ja do Park Jimina - Powiedziałem, kiedy jeden z osiłków podszedł do mojego auta.
- Był pan umówiony?
- Nie. Czy to ważne.
- Owszem. Nie mogę pana wpuścić.
- Jestem Jeon Jungkook. - Słysząc to, mężczyzna od razu ukłonił się.
- Najmocniej przepraszam. Nie poznałem pana.
Szlaban został podniesiony, a ja wjechałem na podjazd. Zgasiłem silnik, poprawiłem koszulę i wysiadłem. Podszedłem do drzwi gdzie już nie musiałem się przedstawiać.
- Pan Jeon. - Ukłonił się młody chłopak przy drzwiach.
- Ja do szefa.
- Powiem mu. Proszę zaczekać.
- Jasne.
Kiedy chłopak zniknął, ja rozejrzałem się. Nic się nie zmieniło od mojej ostatniej wizyty, czyli od jakiegoś roku. Usiadłem na kanapie, patrząc na widok za oknem.
- Czego? - Usłyszałem znajomy głos za sobą.
- Mógłbyś być milszy dla kolegi po fachu. - Powiedziałem, wstając z miejsca.
- Oj nie chrzań tylko mów co chcesz. - Widziałem, że był bardzo podminowany.
- Nie tutaj.
- Zapraszam w takim układzie, panie Jeon. - Nigdy nie lubiłem jak zwracał się do mnie po nazwisku, ale nie skomentowałem tego. Wolałem go bardziej nie wkurwiać.
Nagle z jednego z pokoi wybiegła przerażona dziewczyna. Krzyczała i błagała o pomoc, ale trwało to dosłownie kilka sekund. Jimin rozwalił jej głowę jednym celnym strzałem.
- Zabrać ją. - Warknął.
Po chwili znaleźliśmy się w gabinecie Parka. Usiadłem na fotelu i poczekałem aż on zrobi to samo.
- Więc?
- Słyszałem, że sobie nie radzisz. - Powiedziałem.
- Jeszcze słowo, a dostaniesz kulkę. - Zagroził, ale wiedziałem, że nic mi nie zrobi.
- Oj nie pieprz. Chcę ci pomóc z tym gnojkiem, okaż trochę entuzjazmu i dobrej woli.
- A kto powiedział że potrzebuję pomocy?
- Twoje poczynania. Słuchaj, to nie tak, że jestem złośliwy. Po prostu mnie też wkurwia że ktoś się tu wpierdala i niszczy to co MY zaczęliśmy. - Zaznaczyłem słowo "my", żeby przypomnieć mu, że razem stworzyliśmy gang, którym on teraz dowodził.
- Po prostu jeszcze myślę.
- No to coś długo ci to zajmuje. Przyznaj, że nie wiesz co robić i pozwól sobie pomóc.
- Jak będę potrzebował pomocy to się zgłoszę, a teraz wyjdź.
- Jimin.. - Zacząłem spokojnie, ale ni z tego ni z owego ten wydarł się na mnie jak jeszcze nigdy przedtem.
- WYPIERDALAJ!
Bez słowa wstałem i poszedłem do salonu. Nim jednak dotarłem do drzwi, poczułem przeszywający ból w przedramieniu. Po chwili w salonie rozpętało się piekło. Jihun wraz ze swoimi ludźmi wjebali się do domu, strzelając niemal na oślep. Schowałem się najpierw za ścianą, a później za filarem. Zastrzeliłem kilku ludzi Jihuna, ale i tak było ich dużo więcej niż nas. W pewnym momencie zauważyłem Jimina, który schował się za ścianą.