Był środek nocy. Pierwsza trzydzieści, może druga. Wracałem do domu po spotkaniu ze znajomymi. Tamci gadali, śmiali się w niebogłosy, popychali się, a ja szedłem w ciszy gdzieś z tyłu. Irytowali mnie już. Kiedy już myślałem, że gorzej być nie może, dołączył się do mnie chłopak, który wprost uwielbiał znęcać się nad innymi. Wkurzał mnie samym oddychaniem, a jedyne co chciałem mieć z nim wspólnego, to mur, o który rozwaliłbym mu czaszkę.
- Co ty taki cichy, Kook? - Zapytał. Miał bardzo niski, nieprzyjemny głos.
- Nie twoja sprawa. - Warknąłem. Naprawdę nie rozumiałem, jak ktoś mógł się z nim przyjaźnić.
Zatrzymałem się przy jakimś zaułku, obserwując swoich znajomych jak wygłupiają się przy przejściu dla pieszych. Czekając na zmianę światła, rozejrzałem się. W zaułku zauważyłem jakąś niewielką, skuloną na ziemi postać. Zmarszczyłem brwi i podszedłem do niej. Han, ten co mnie irytował, poszedł za mną. No i po chuj za mną leziesz, kretynie?, pomyślałem.
- Znasz go? - Zapytał Han.
- Nie, a muszę? - Również zapytałem. Tamten pokręcił głową ze śmiechem.
- To po co tu przylazłeś? Zostaw tego brudasa.
- Nie przyszło ci na myśl, że coś mogło mu się stać? - Spytałem z niedowierzaniem. Jak można być tak nieczułym. Widać było, że chłopak leżący pod kartonami jest zadbany. Może wyrzucono go z domu, może uciekł, może stracił dom w pożarze, których ostatnio było całkiem sporo...
- Nie pieprz. W ogóle, czemu ty się przejmujesz tym przybłędą? - Wdech wydech, wdech, wydech, Jungkook..
- On nie jest przybłędą. Spójrz na niego. To młody, zadbany chłopak. - Powiedziałem najspokojniejszym głosem jak tylko mogłem. Ukucnąłem i odgarnąłem delikatnie włosy ze zmęczonej twarzy chłopaka. Nie był najczystszy, ale nie był też bardzo brudny. Pewnie był na ulicy od niedawna.
- Pewnie zwiał z domu, zostaw go.
- Nie, nie zostawię go. Jak chcesz to wracaj do domu albo idź na imprezę. Ja wolę zająć się tym chłopakiem.
- Kretyn. - Słysząc to, niemal się na niego rzuciłem. Miałem taką ochotę zrobić mu z twarzy bigos...
Patrzyłem jak Han odchodzi, a kiedy zniknął, odwróciłem głowę w stronę śpiącego nastolatka.
- Hej, obudź się. - Potrząsnąłem delikatnie ramieniem chłopaka, a ten powoli otworzył oczy. Może tylko udawał że śpi.. To by oznaczało, że słyszał wymianę zdań między mną, a Hanem.. Miałem nadzieję, że jednak tak nie było. Z zamyślenia wyrwał mnie gwałtowny ruch nastolatka. Usiadł, patrząc na mnie przestraszonym wzrokiem. - Nie bój się, nie zrobię ci krzywdy.
- D-dlaczego mnie obudziłeś? - Spytał. Miał wysoki głos, jak na chłopaka.
- Nie chcę, żebyś spał na tej brudnej ziemi. Chodź ze mną, proszę.
Wyciągnąłem rękę w jego stronę, a on patrzył przez chwilę to na mnie, to na moją dłoń, ale w końcu położył się z powrotem na zimnej ziemi.
- Poradzę sobie tu. Idź do swoich znajomych. - Słysząc te słowa, zrobiło mi się naprawdę smutno. Musiał słyszeć moją rozmowę z Hanem. Może myślał, że tylko udaję, że chcę mu pomóc.
Wstałem, ale nie po to, żeby odejść. Widziałem jak nastolatek się trzęsie. Noc była wyjątkowo zimna, a on miał na sobie jedynie lekko postrzępioną koszulkę z krótkim rękawem i jakieś długie spodnie. Pod głową miał plecak.