Siedziałem na zapleczu pizzerii w której pracowałem, czekając na jakieś zadanie. Wszystkie zamówienia zostały już zrobione i wydane, przez co trochę się nudziłem. W końcu jednak zadzwonił telefon. Jako że byłem najbliżej, odebrałem.
- Pizzeria Falo, słucham? - powiedziałem, biorąc długopis i kartkę.
- Dzień dobry, chciałbym zamówić największą American's Beach.
- Oczywiście. Coś do picia?
- Cola, litrowa.
- Jakieś dodatki?
- Może coś ostrego? Jakaś papryczka?
- Mamy jalapeno, habanero i dorset naga.
- To.. Poproszę habanero. - Uśmiechnąłem się pod nosem. Nikt nigdy nie chciał Dorset naga.
- Jakie sosy?
- Dwa czosnkowe.
- Płatność?
- Gotówką.
- Na miejscu, na wynos, z dostawą?
- Dostawa.
Po zapisaniu wszystkiego, rozłączyłem się, wziąłem kartkę na której pisałem i zaniosłem do kucharza. Ten ochoczo zabrał się do pracy, a ja wróciłem na swoje miejsce. Wyjąłem telefon i zacząłem grać w jakieś trochę dziwne gry, żeby zabić czas. Po pół godzinie usłyszałem głos kucharza.
- Pizza!
Poszedłem do niego, żeby zabrać pudełko. Po drodze zabrałem też sosy i colę. Mając wszystko, poszedłem do samochodu. Tam sprawdziłem na zamówieniu adres, który wpisałem w GPS. Najbogatsza dzielnica. Uhuhu. Nieźle. Odpaliłem samochód i pojechałem.
W trakcie drogi słuchałem piosenek mojego ulubionego idola koreańskiego - Park Jimina. Miał naprawdę świetny głos, a jego piosenki niosły ogromny przekaz.
Po jakimś kwadransie zaparkowałem samochód pod naprawdę dużą i ładną willą. Gwizdnąłem z uznaniem, zabierając zamówienie z tylnego siedzenia. Podszedłem do drzwi i zadzwoniłem dzwonkiem, poprawiając jednocześnie czapkę. Po chwili drewniana powłoka otworzyła się, a moim oczom ukazał się..
No to chyba jakieś jaja, pomyślałem.
Przede mną stał Park Jimin w dresach i luźnej koszulce, przez którą widziałem zarys jego tatuażu na żebrach.
- Pańskie zamówienie. - Powiedziałem, podając mu pudełko.
- Ile się należy? - Głos Jimina oderwał mnie od wpatrywania się w jego idealne ramiona.
- Szesnaście tysięcy czterdzieści cztery, trzydzieści cztery. - Odezwałem się, czerwieniąc się jak pomidor.
- Reszty nie trzeba.
Spojrzałem na plik banknotów, który mi podał. Wpisałem kwotę w specjalną maszynę, którą miałem do tej pory w kieszeni, wydrukowałem paragon i podałem mu go. Następnie podziękowałem, ukłoniłem się nisko i wróciłem do samochodu. Pojechałem z powrotem do pizzerii, a przed oczyma nadal miałem Parka Jimina, który uśmiechał się szeroko. Widziałem go na żywo trzeci raz, ale nigdy wcześniej nie byłem tak blisko i przede wszystkim, wcześniej widziałem go w dość eleganckich ubraniach, a teraz nie dość że na żywo, z odległości sześćdziesięciu dwóch centymetrów (nie żebym mierzył, po prostu tyle miało pudełko pizzy), w dresach i bez makijażu. Lepiej być nie mogło. Chociaż nie, mogło, ale ćśś, nie ważne.
Wróciłem do pizzerii, a tam przywitał mnie szef. Super, koniec zmiany.
- Możesz iść do domu, Jungkook. - Powiedział szef, a ja ukłoniłem się, oddałem kluczyki i poszedłem na parking gdzie zaparkowałem rano swój prywatny samochód.