Rozdział 31

109 17 1
                                    

Dzień dobry
Na samym początku informuję, że ten rozdział to w całości retrospekcja. Zdaję sobie sprawę, iż można to samemu wywnioskować, ale wolę dla pewności uprzedzić. Jednocześnie pragnę poinformować, że następny rozdział będzie już normalnie dziać się w teraźniejszości.

Ta sytuacja miała miejsce poprzedniego dnia po południu w Wieży Złotego Karpia. Xue Yang ciągle był w pobliżu Mo Xuanyu. Kiedy chłopak dowiedział się, co dokładnie się stało między chłopcem a przyjacielem, coś w nim pękło.

Jednocześnie w tamtym momencie pojawiło się to okropne uczucie. Xue Yang nie wiedział, czy to co obecnie odczuwa ma jakąś nazwę, ale był niezmiernie zirytowany.

Był świadomy, że sam mówił uczniowi, aby był szczery z tym, co czuje do przyjaciela. Lecz teraz kiedy Xuanyu go posłuchał, z jakiegoś powodu czuł się źle.

Od dłuższego czasu Xue Yang bez powodu, kręcił się po Lanling. To pogroził komuś nożem, to zniszczył komuś stoisko. Mimo to żadne z tych czynności nie były w stanie zakryć tego uczucia.

- Dlaczego znowu to zrobiłeś? - kupiec nie miał siły już się aferować.

- Ponieważ jestem niespodziewaną katastrofą. - odparł zwyczajnie.

- Słyszę to za każdym razem, więc raczej się już tego spodziewałem. - westchnął, zauważając rozbity garnek. - Poza tym gdzie ten uczeń z którym byłeś tu jakiś czas temu? Dlaczego znowu z nim nie przyjdziesz?

Słysząc to pytanie, Xue Yang zamarł. Zaciskając dłoń na rękojeści miecza, spojrzał się na mężczyznę z szaleństwem w oczach.

- Dobra, dobra. - sprzedawca z niezręcznym uśmiechem, pokazał by się uspokoił. - Zapytałem, ponieważ tamten chłopiec miał na ciebie dobry wpływ.

- Dobry wpływ? - zaśmiał się ironicznie. - Co ty pierdolisz?

- Wiem, co mówię, wtedy pierwszy i  ostatni raz mi zapłaciłeś! - odrzekł z wyrzutem.

Lecz Xue Yang zignorował tę uwagę i bez słowa zniknął w jednej z alejek. Jego kroki były lekkie i ciche jak zawsze. Z zewnątrz wyglądał tak jak zwykle, jednak kupiec czuł, że coś jest nie tak. Mimo iż wciąż wyglądał jak beztroski przestępca z psimi kłami, w jego zachowaniu dało się wyczuć niepokój.

Oby się pogodzili. - pomyślał, krótko mężczyzna, po czym wrócił do swojego zniszczonego straganu.

Nie mając pomysłu co zrobić dalej, Xue Yang wrócił do Wieży Złotego Karpia. Powoli stąpał po ścieżce, oglądając od niechcenia freski i płaskorzeźby. Nigdy nie przyglądał się tym dziełom, ponieważ nie interesował się historią liderów lub dystęgowanych kultywatorów sekt.

Jednak dzisiaj czuł, że ma aż za nadto wolnego czasu. Nie mając ciekawszego zajęcia szczegółowo oglądał każdy z nich.

Nagle zatrzymał się przy freskach Jin Zixuana i z zamyśleniem zaczął mu się przyglądać. Pomimo iż Jin ZiXuan nie był liderem sekty, miał poświęcone trzy freski. Artysta także zadbał o wizerunkach na wszystkich podobiznach.

- To nie ja mam twoją krew na rękach. - delikatnie dotknął ściany.

Mo Xuanyu przez przypadek wyznał, że żałuję, iż nie mógł poznać swojego starszego brata. Wiedział, że jego śmierć nie była czyjąś winą, ale mimo to czuł smutek. Myśl iż Jin Ling miał zaledwie miesiąc, utraciwszy swojego ojca, sprawiała, że uczeń jeszcze bardziej czuł ból w sercu.

Przypominając sobie o tym, chłopak zmarszczył brwi. Nie rozumiał, dlaczego umysł akurat przypomniał mu to wydarzenie, a nie na przykład coś miłego jak na przykład ostatnia bitwa jego żywych trupów.

Przyjaciel - Nie Huaisang x Mo XuanyuWhere stories live. Discover now