Rozdział 15

172 22 60
                                    

Nie Huaisang nie poruszał już sprawy Xue Yanga ani niczego co się z nim wiązało. Wiedział, że Nie Mingjue się nie podda. Natomiast poruszanie sprawy w tym przypadku było najgorszą opcją. Od jakiegoś czasu Jin Guangyao co kilka dni przychodził do Nie Mingjue. Nie Huaisang nie narzekał. W końcu wzbogacił się o kolejne wachlarze do swojej kolekcji.

Podobało mu się to, gdyż dzięki niemu jego trening zawsze się skrócił. Wiedział jaką niechęcią starszy brat darzył LiangFeng-Zuna. Jednakże granie "Pieśni klarowności" trochę uspokajało temperament lidera sekty Nie. Zdawało się nawet, że zaprzysiężeni bracia zaczęli normalnie rozmawiać.

Wszystko właśnie tak wyglądało do czasu aż ChiFeng-Zun dowiedział się na temat bardzo ważnej sprawy dla Nie Huaisanga.

- Że co?! - Nie Mingjue był wściekły. - Lanling zmieniło wyrok Xue Yanga na dożywocie?!

To właśnie była reakcja lidera Qinghe Nie. Na swoje szczęście Huaisang był w swoim pokoju, więc wszystko dokładnie słyszał. Jego radość była wręcz nie opisana na ten moment. Nie musiał tego ukrywać, ponieważ sam był u siebie w pokoju. Gdy usłyszał krzyk brata mimowolnie się uśmiechnął, a niepokój opuścił jego serce.

Oznaczało to bowiem, że Xue Yang żyję i jeszcze ma szansę go uratować. Chłopak kochał swojego brata, ale w tym momencie mieli konflikt interesów. Mogli go razem rozwiązać, ale ChiFeng-Zun był zbyt porywczy. Xue Yang tak naprawdę był jednym z niewielu, którzy znali plany Lanling Jin. Oczywistym, więc było, że trzeba go zostawić przy życiu. Mimo to Nie Mingjue nie słuchał. Tak jak tutaj stał poszedł do Wieży Złotego Karpia.

Z kim ja żyję? - pomyślał zrezygnowany.

Huaisang nigdy nie kierował się uczuciami, więc nigdy też nie zważał na nie. Miał uczucia jak każdy człowiek, jednakże dla niego one zawsze były na drugim miejscu. Nie zawracał sobie głowy tym, że ludzie nazywali go nieudacznikiem. Wolał być żywym nieudacznikiem, niż martwym bohaterem.

Odkąd się urodził w jego umyśle krążyło jedno słowo - przetrwanie. Swoją matkę ledwo pamiętał, natomiast wspomnienia, które miał z swoim ojcem nie należały do najprzyjemniejszych. Zwłaszcza to co działo się w ciągu ostatnich sześciu miesięcy życia ojca.

- Ile ty masz lat? Potrafisz tylko płakać i się przewracać! Kim ty chcesz w ogóle zostać w przyszłości?!

Zapytał podirytowany ojciec zachowaniem dziecka. Nie Huaisang od kilku miesięcy był "szkolony" przez ojca, mimo iż był jeszcze za młody na tak intensywne kultywowanie w jego wieku. Próbował być wyrozumiały dla ojca, który kilka miesięcy temu stracił swoją szable w walce, przez co został ranny. Obrażenia jakie doznał powinny już dawno się zagoić, ale z jakiegoś powodu wyglądały tak samo od ponad 5 miesięcy.

-  Jeżeli dalej będziesz tak się zachowywał jak chcesz w przyszłości pokonać Wenów?

Obsesja na punkcie Qishan Wen nadal mu nie przeszła mimo, że minęło prawie pół roku. Ciągle tylko "pokonać Wenów". Huaisang nie rozumiał, dlaczego ojciec rozpaczał aż tak mocno po utracie swojej broni. Wiedział, że szabla posiada swojego ducha, jednak nikt nie chciał mu powiedzieć nic więcej na ten temat. Wmawiali mu, że ojciec był przywiązany do swojej szabli i, że wszystko jest w porządku. Lecz każdy kto miał oczy zauważył, że to są kłamstwa.

- Ojcze, dlaczego taki jesteś? - dziecko ledwo stało na nogach. - Dlaczego nienawidzisz całego Qishan Wen za to co zrobił ich lider? Czy zawsze trzeba odpowiadać za to co zrobi twoja rodzina?

- Wszyscy Wenowie są tacy sami. - odrzekł stanowczo.

W tamtym momencie Huaisang zrozumiał jak bardzo świat jest okrutny. Nikt nie wybiera gdzie się urodzi, więc dlaczego trzeba odpowiadać za błędy swoich przodków. Nie potrafił pojąć co podkusiło założyciela Qinghe Nie, żeby zostać rzeźnikiem! Gdyby mógł, chciałby urodzić się, gdzie indziej.

Przyjaciel - Nie Huaisang x Mo XuanyuWhere stories live. Discover now