II

730 41 7
                                    

Spojrzałam w lustro, ostatni raz poprawiając włosy. Ubrana byłam w eleganckie spodnie i biała kopertową bluzkę. Na stopach miałam wysokie szpilki. I musiałam przyznać, że w takich ubraniach czułam się najlepiej. Mój styl nie zmienił się jakoś szczególnie mocno w przeciągu ostatnich lat. Był jedynie odważniejszy. Nie byłam już tak niepewna i zakompleksiona jak w wieku dwudziestu lat. Przeszłam swoją drogę, w trakcie której nauczyłam się kochać siebie. No i przy okazji zyskałam ogrom pewności siebie, którą teraz w sobie kochałam.

Zgarnęłam torebkę i wyszłam z garderoby, schodząc na dół. Harry jak co rano pił kawę robić coś na telefonie. Chiaro za to siedziała na kocu, bawiąc się swoimi zabawkami. Ten mały demon wyznawał zasadę im wcześniej wstać i im później zasnąć, tym lepiej. Naprawdę nie mam pojęcia skąd ona brała energię, by spać tak mało.

— Wychodzę. — Oświadczyłam i podeszłam do męża, całując go w policzek. — Chyba że mam poczekać na opiekunkę.

— Nie spokojnie. Powinna być za dziesięć minut, a ja mam jeszcze trochę czasu do wyjścia. — Zapewnił brunet, unosząc wzrok znad ekranu telefonu. — Do potem Sel.

Podeszłam jeszcze do córki i pocałowałam ją w głowę. Następnie wyszłam z domu, kierując kroki do swojego samochodu. Rolls-Royce Wraith Overdose w czarnym kolorze był miłością od pierwszego wejrzenia. Bo prawda jest taka, że byłam blacharą. Kocham piękne i drogie samochody. I każdy, kto taki posiada, od razu przyciąga moją uwagę.

Wsiadłam do auta i odpaliłam silnik. Nigdzie się nie śpiesząc ruszyłam do biurka, w którym miałam spotkać się z bratem. Ponoć mieli coś, co miało mnie zaintrygować. I szczerze liczyłam, że będzie to związane z Victorem i jego zdradą. Bo jeśli mam być szczera to marze, by wpakować mu kulkę w łeb od dobrych kilku lat. A ja nie lubię nie spełniać swoich marzeń.

Zaparkowałam na podziemnym parkingu i opuściłam samochód. Wolnym krokiem ruszyłam do windy, do której wsiadłam. I zjechałam jeszcze dwa piętra w dół. Po wyjściu z windy niemal od razu zobaczyłam mężczyznę przywiązane do krzesła. Siedział przed moim bratem, który stał do mnie tyłem. Wokół nich zgromadziło się czterech ochroniarzy, którzy tylko czekali na rozkaz.

Podeszłam do nich torebkę, stawiając na stole obok narzędzi do tortur. Wszystkie były względnie czyste, czyli jeszcze nic nie zrobili. Skinęłam głową, na co ochronisz stojący za mężczyzna nałożył na jego głowę reklamówkę i mocno ją zacisnął, pozbawiając go dostępu do tlenu.

— Co to za facet? — Spytałam spoglądając na brata, który stał z dłońmi założonymi za plecami.

— Zdrajca i donosiciel. — Oświadczył cały czas wpatrując się w mężczyznę. — Zamierzał na nas donieść. Nagrywał wszystko, co tylko mógł i zbierał informacje. Jednak z tego, co wiemy, nie jest policjantem.

— I po to mnie wezwałeś? Do jakieś frajera, który zamierza lizać tyłek władzy, by uratować własny? — Spytałam, unosząc jedną brew. Zdziwiło mnie to, co usłyszałam. Brat rzadko zawracam mi głowę taki i sprawami. Zresztą sam raczej zostawiam takie sprawy naszym ludziom.

— Powiedzmy, że nie wpadł na to sam. — Wyjaśnił, a ja bez słowa podeszłam do mężczyzny.
Wbiłam palce w reklamówkę, robiąc w niej dziurę. Diler wziął kilka głębokich wdechów kaszląc w międzyczasie. Patrzył na mnie, załzawionymi oczami czekając na mój ruch.

— Oboje wiemy kim jestem więc omińmy grzeczności. — Oświadczyłam, krzyżując ramiona na piersiach. — Kto cię tak wychujał i powiedział ci, że opłaci się mnie zdradzić? — Spytałam, dając mu chwilę by doszedł do siebie.

— Nikt. — Zapewnił, na co ja teatralnie przewróciłam oczami.

Połowa roboty na takich przesłuchaniach to dać nieszczęśnikowi do wiadomości, że to ty tutaj rządzisz. Masz kontrolę nad tym, co się dzieje. No i ogólnie w jak wielkiej dupie znalazł się, podpadając.

— Dobra posłuchaj. — Rzuciłam siadając na krześle, które przyniósł mi jeden z moich ludzi. — Ty będziesz się zapierał, że nikt cię nie podkupił. Ja się wkurwię. Przestanę być miła i zrobię Ci poważną krzywdę. Więc lepiej przemyśl czy to na pewno tego warte. — Zasugerowałam, zakładając nogę na nogę. — A jeśli zamierzasz powiedzieć, że on cię zabije, to pamiętaj, że ja zrobię to pierwsza. W dużo boleśniejszy sposób.

— Co mi dasz za mówienie? — Spytał licząc, że ugra ze mną jakiś interes. Ja zaczęłam się śmiać szczere rozbawiona jego próbami negocjacji.

— Serio pracują dla nas debile. — Stwierdził mój brat, podając mi skórzane rękawiczki. Ja ubrałam je, powoli podnosząc się z krzesła.

— Darować to ja Ci mogę co najwyżej życie. — Oświadczyłam, podchodząc bliżej niego. — Skarbie przemysł to. Serio potrzebujesz mieć we mnie wroga? — Dopytałam i złapałam dłonią jego podbródek zmuszając by na mnie spojrzał. A w jego oczach dostrzegłam strach. Nie był wcale taki odważny, na jakiego chciał pozować. — Uwierz mi mam swoje podejrzenia. I mogę Ci powiedzieć, że będziesz przegrany w tej wojnie. Więc lepiej powiedz mi, kto namówił cię do zdrady. — Poleciłam jednak kiedy zobaczyłam wahanie w jego oczach, moja cierpliwość się wyczerpała. Wyciągam rękę do przodu, a ochronisz który cały czas stał za plecami mężczyzny dał mi nóż. Ja złapałam go mocno i wbiłam w rękę wilkołaka tak mocno, że nóż wbił się w krzesło. Krzyk mężczyzny rozniósł się echem po pomieszczeniu. A ja wpatrywałam się w niego niewzruszona. — Mów lub zdychaj w męczarni. Twój wybór.

Dilerzy mieli to do siebie, że nie byli zbyt odporni na takie tortury. Bo też nie od tego byli. Jedyne co umieli to biegać po mieście i wpychać ludziom towar, który dostali. Większość z nich nie umiała nawet dobrze strzelać. Więc nie byli zbyt dużym zagrożeniem.

— Mężczyzna. — Rzucił szybko jakby bał się, że będę kontynuować. — Zadzwonił do mnie miesiąc temu i poleciłbym to zrobił. Oferował dobre warunki. Nigdy w życiu na oczy go nie widziałem. — Przysiągł, patrząc na mnie błagalnie.

— Wow bardziej bezużytecznej wiedzy dostać nie mogłam. — Stwierdziłam, obracając się do niego tyłem. — Sprawdźcie jego telefon. I przeszukajcie mieszkanie... A on jeszcze niech pożyje. Może się do czegoś przyda. — Poleciłam, zdejmując rękawiczki. Rzuciłam je na stół i zgarnęłam torebkę, ruszając do wyjścia.

— Chce, żebyś poszła siedzieć. — Zauważył Dante, równając ze mną kroku.

— Nie on pierwszy i nie ostatni. — Zauważyłam, wchodząc do windy. — No, ale to znaczy, że nie chce wojny, co jest sprytne. Szkoda środków i ludzi, którzy mają być jego.

— Myślisz, że to Victor? — Dopytał, poprawiając materiał ciemnej marynarki.

— A któż by inny? Victor jest już stary i wkurwiający, ale nie głupi. Poza tym jego działania zawsze są delikatne. Zaczyna próbując mnie sprzedać, a skończy wypowiadając mi wojnę. Taki już jest. Cierpliwy. Nigdy się nie śpieszy i jest dokładny.

— Czyli tak naprawdę już wypowiedział ci wojnę. — Zauważył brunet, na co uśmiechnąłem się cwaniacko.

— Teraz dopiero będzie się działo.

Alfa mafii: Tom IIWhere stories live. Discover now