XXIX

431 38 1
                                    

Spojrzałam na brata, który stał obok mojego biurka. Przyglądał mi się z uwagą, jakby chciał dostrzec najmniejszy szczegół mimiki mojej twarzy. Widocznie chciał coś wiedzieć. Jednak z jakiegoś powodu nie spytał. A ja nie rozumiałam dlaczego. Mimo że nie byliśmy biologicznym rodzeństwo mieliśmy dobrą relację. Byliśmy sobie bliscy. Może nawet bliżsi niż nie jedni biologiczne rodzeństwo. Zazwyczaj wszystko mówiliśmy sobie otwarcie i nie było między nami tajemnic. Dlatego jego postępowanie nieco mnie zdziwiło.

— Jeśli chcesz mnie o coś spytać, po prostu to zrób. — Rzuciłam, zakładając nogę na nogę. To jak się we mnie wpatrywał po dłuższym czasie, stało się irytujące. Poza tym był moją prawą ręką a może już nawet wspólnikiem. Dlatego, jeśli miał jakieś zastrzeżenia co do mojego planu chciałamby powiedział mi to od razu.

— Stoimy w miejscu i bez przerwy tracimy pieniądze. To nie sprawia, że rada cię lubi. — Zauważył, krzyżując ramiona na piersi. Z naszej dwójki to raczej Dante kontrolował to, co mówi rada. Ja nie bardzo miałam na to czas ani ochotę. — Ich niezadowolenie osłabia twoją pozycję.

— To łasi na kasę idioci. Dlatego to ja tutaj rządzę. — Zauważyłam, popijając whiskey. Zdecydowanie to, co działo się w moim życiu, było zbyt stresujące. I nie byłam w stanie znieść tego na trzeźwo. Chyba powinnam zgłosić się z tym do specjalisty. — Poza tym, kiedy wszystko się skończy, zwiększy się nam obrót. Bo podzielimy się dochodami Victora. Więc niech lepiej nie gadają, bo zarząd to ja sobie mogę z łatwością zmienić.

— Przypomnę im o tym. — Zapewnił, na co skinęłam głową. Najgorsze w tej całej sytuacji było to, że nawet nie wiedziałam, komu mogę ufać. Zarząd, który powinien stać za mną murem tylko czekałby mnie zdradzić i zastąpić. — Wiesz już jak pozbędziesz się Northa? — Dopytał, na co skinęłam głową.

— Porozmawiam z nim na tym nieszczęsnym balu. Obstawiam, że tam będzie. Może uda mi się przemówić mu do rozsądku. — Wyjaśniłam, wzdychając cicho. Mimo wszystko chciałam to załatwić pokojowo. Liczyłam, że odpuści. Chociaż było to naiwne myślenie. Jednak nadal pamiętałam ile kosztowała mnie walka, z tym głupim dzieciakiem. I naprawdę nie chciałam tego powtarzać.

— To, że odpuści jest bardzo życzeniowym myśleniem. — Zauważył mój brat, podchodząc do okna. Rozejrzał się skanując wzrokiem okolice budynku jak miał to w zwyczaju robić niemal zawsze, kiedy do mnie przychodził.

— Wiem. Jednak liczę, że groźba wisząca nad jego rodziną nieco go oprzytomni. — Mruknęłam, śledząc go wzrokiem. — Zwłaszcza że Santiago właśnie wysyła mu mało dyskretną wiadomość. — Zdradziłam spoglądając na telefon, na którym wyświetlała się wiadomość od bruneta.

— Co ten debil znowu wykombinował? — Spytał zrezygnowany. Wiedziałam, że Dante z dystansem podchodzi do Latynosa. Nie ufał mu tak do końca. A ja w pełni to rozumiałam.

— Porwie jego żonę. No, ale spokojnie. Od razu puści ją z wiadomością. — Zapewniłam, odkładając telefon. Oczywiście łatwo byłoby szantażować Victora życiem żony. Jednak wbrew pozorom mafiozi też mieli swoje zasady. Rodziny były przez większość czasu nietykalne. A ojciec nauczył nas szanować te zasady.

Tylko mężczyźni mają obowiązek umieć się obronić. Kobiety i dzieci już nie. Dlatego kobiety i dzieci są nietykalne. To niepisana zasada i sprawa honoru.

— Bardzo mu ufasz. — Zauważył, krzyżując ramiona na piersi. — Powiesz mi w końcu co was łączy?

I to właśnie był ten moment, kiedy musiałam powiedzieć prawdę. Moje kłamstwo powtarzane latami w końcu dobiegło końca. Nie mogłam go dłużej ciągnąć. I nawet tego nie chciałam.

— Chiaro to jego córka. A ja, by to ukryć poślubiłam geja. Brzmi wystarczająco absurdalnie? — Dopytałam wpatrując się w niego oczekując na to, jak zareaguje.

— W sumie mogłem się tego domyślić. — Przyznał, krzywiąc się przy tym lekko. — Chociaż dobrze kłamałaś. — Przyznał, na co posłałam mu blady uśmiech. — No, ale dobra. Macie córkę, ale co was łączy?

— Wspomnienia, przeżucia, uczucia. Czasem nienawiść a czasem miłość. — Mruknęłam, chociaż doskonale wiedziałam, że nie o to chodzi mojemu bratu. — Chodzi o to, że to skomplikowane. Chociaż wydawałoby się proste.

— Czy ty mogłabyś raz w życiu zakochać się jak człowiek, a nie bohater tureckiej telenoweli? — Dopytał, unosząc jedną brew. Parsknęłam na to cichym śmiechem, krzyżując ramiona na piersiach.

— Nie każdy może zakochać się szczęśliwie w najlepszej przyjaciółce siostry. — Zauważyłam, patrząc na niego wymownie. Oczywiście nic nie miałam do związku jego i Caroline. Jednak lubiłam mu to czasem wypomnieć, kiedy się przekomarzaliśmy. — Niestety ja jestem hetoro a ty nie masz kolegów.

— Teraz przesadziłaś. — Mruknął, robiąc przy tym minę obrażonego dziecka.

— Ej to nie są słowa moje tylko Corni. Chciałbyś słyszeć, jak narzeka, że nic tylko siedzisz w domu weekendami i nie ma jak od ciebie odpocząć. — Wyjaśniłam, na co ten przewrócił oczami. — Serio znajdź sobie jakichś znajomych. To nie zdrowe tak w kółko siedzieć w domu lub w pracy.

— A może raczej porozmawiajmy o twoim relacjach? Które są tak toksyczne, że jest w nich pewnie cała tablica Mendelejewa. — Stwierdził zresztą całkiem zgodnie z prawdą. — Czy ty kiedyś zakochasz się w kimś normalnym?

— Obawiam się braciszku, że już wpadłam w miłość po uszy. I raczej nie dam rady się z niej wyplątać. — Wyjaśniłam, naturalnie mając na myśli Santiago.

Oczywiście liczyłam się z tym, że nam się nie uda. Nie byłam już dzieckiem i wiedziałem, że świat nie jest wcale taki piękny. I czasem nawet miłość to za mało. Zwłaszcza że prowadziliśmy z Casasem takie życia jak prowadziliśmy. Żadne z nas nie chciało zrezygnować ze swojej roli w mafii co budziło niemały problem. I mogło się wydawać, że posiadanie córki działa na naszą korzyść jednak nie koniecznie tak było. Bo dzieci to często też za mało.

Nigdy nie umiałam pojąć ludzi, którzy twierdzili, że dziecko uratuje ich małżeństwo. Ani wspólny kredyt, ani dziecko nie były w stanie uratować małżeństwa. Jeśli dwójka ludzi do siebie nie pasowała, żadna siła nie była w stanie ich przy sobie zatrzymać.

A tak już w ogóle z matczynego doświadczenie to dzieci stanowią dodatkowy powód do kłótni. Co, chociaż może tak brzmieć, nie koniecznie musi znaczyć coś negatywnego. W końcu, kiedy dwie osoby kochają kogoś nad życie, chcą dla tej istoty jak najlepiej. Przez co czasem się kłócą. I taka już jest kolej rzeczy.

— Liczyłem, że ta rozmowa mi coś objaśni. A wychodzi na to, że jedyne czego jestem teraz pewien to fakt, że wpakowałaś się w niezłe gówno. I to nawet większe niż to z Victorem.

Oj, żebyś wiedział bracie jak prawdziwe są Twoje słowa.

Alfa mafii: Tom IIWhere stories live. Discover now