VI

573 43 20
                                    

Szłam korytarzem zapinając marynarkę, którą miałam na sobie. Zmierzałam na spotkaniu, które wczoraj sama zwołałam. Zamierzałam dowiedzieć się tak dużo, jak tylko będę w stanie, by podjąć jakieś kroki. Nie mogłam dać się oszukać. Nie, teraz kiedy moja pozycja była stabilniejsza i lepsza niż kiedykolwiek wcześniej. Strata szacunku byłaby dla mnie kolejnym potężnym ciosem. Którego tym razem mogłabym nie przetrwać.

— Ian. — Zwróciłam się do wysokiego wilkołaka, który jak na zawołanie stanął przede mną. Stał wyprostowany niczym struna, czekając na to, co mam mu do powiedzenia. — Chciałabym, żebyś osobiście zajął się zarządzaniem ochrony mojego domu. Sprowadź tam tyle ludzi ile uznasz za słuszne. Moja rodzina ma być bezpieczna, rozumiesz?

— Oczywiście Pani Saffer. — Zapewnił, na co skinęłam głową ruszając dalej.

— Pani Saffer. — Zatrzymał mnie głos mojej asystentki, która nadal nie przekazała mi informacji z poprzedniego dnia.

— Czy to jest aż tak pilne? — Spytałam, co spotkało się z jej zawahaniem. — Powiesz mi po spotkaniu. — Poleciłam i weszłam do sali.

Przy długim stole siedziało dziesięć osób. Ośmiu mężczyzn i dwie kobiety. Ich spojrzenie skupione były w pełni na mnie. Byli niczym drapieżnicy wpatrujący się w swoją ofiarę. Czekali na każdy mój błąd, którego ja nie zamierzałam popełnić.

Obeszłam stół, ignorując ich spojrzenia, które na swój sposób mi schlebiały. Nie byłam już tą dwudziestolatką. Byłam o wiele pewniejsza, o wiele mniej zakompleksiona i przerażona. Usiadłam u szczytu stołu, przejeżdżając po nich wszystkich uważnym spojrzeniem.

— Jak wiecie lub też nie Dominic Ander stracił firmę transportową. Jego matka zapisała udziału drugiemu z synów, a on ją sprzedał. — Wyjaśniłam, zakładając nogę na nogę. — Są to dla nas wielkie straty, na które musimy być przygotowani.

— Nie powinnaś temu zapobiec? — Spytał Victor, już na samym początku wyprowadzając mnie z równowagi. — Powinnaś zrobić wszystko, by firma przypadła w udziale Dominicowi. A jednak tego nie zrobiłaś.

— Nie mam władzy nad Stefanią. Jak bardzo bym tego nie chciała. — Wyjaśniłam, jakby to wcale nie było takie oczywiste. — Podejrzewam, że ktoś celowo nas sabotuje, mając w tym jakiś swój cel.

— Dlaczego tak uważasz? — Spytała Daliah siedząc nieopodal mnie.

— Stefania nie oddałaby swoich udziałów w firmie Axel'owi wiedząc, jaki jest. Ta firma była dla niej ważnym spadkiem po ojcu. Coś musiało ją skłonić do takiego kroku. — Wyjaśniłam, co spotkało się z niezadowoleniem reszty. Dla której widocznie moje wytłumaczenie wydało się logiczne.

— Więc co zamierzasz z tym zrobić? — Dopytał Matt, który był nowy w zarządzie. Miał dwadzieścia lat i niedawno zajął miejsce swojego ojca, który odszedł na emeryturę.

— Dowiem się co ta za intryga, tego możecie być pewni. I znajdę nową firmę transportową. Jednak wszystko po kolei. — Oświadczyłam, unosząc wysoko głowę. Na spotkaniach zawsze dbałam o to, by wyglądać na pewną siebie i swojej wartości. — Najpierw dowiem się, kto nas sabotuje. Inaczej to sprowadzi nas na dno.

— Czyli jeśli zawiedziesz, możemy stracić wszystko. — Podsumował Victor, tylko utwierdzając mnie w przekonaniu, że to on. W ten sposób chciał zasadzić w pozostałych ziarnko niepewności.

— Nie stracimy. Gwarantuje ci Victorze, że sobie poradzę. — Zapewniłam, posyłając w jego stronę lekki uśmiech. — A jeśli nie jesteś mnie pewien, sam możesz poszukać sprawców. Może będziesz pierwszy.

— Tak też zrobię Seleno. — Zapewnił, odwzajemniając mój uśmiech.

Nim zdążyłam coś odpowiedzieć, drzwi do sali się otworzyły. Wszedł przez nie Leo, który był jednym z moich ważniejszych ochroniarzy. Podszedł do mnie i nachylił się nad moim uchem.

— Ojciec chce cię widzieć. Ponoć to ważne. — Wyjaśnił, na co skinęłam głową. Leo wyprostował się i wyszedł z sali.

— Koniec spotkania. — Rzuciłam, wstając i wychodząc z sali.

Ojciec rzadko mnie wzywał. Zazwyczaj wystarczały nasze co niedzielne spotkania. Dlatego wiedziałam, że to musiało być ważne. Dante ponoć miał dzisiaj zobaczyć się z tatą, co dodatkowo napawało mnie strachem. Miałam tylko nadzieję, że jemu i mamie nic się nie stało. I może dla kogoś przesadzałam i zachowywałam się jak zwykła panikara. Jednak kiedy ostatnim razem ojciec pilnie chciał się ze mną zobaczyć, usłyszałam od niego, że postrzelili Nadię. Ta walczyła o życie w szpitalu i leżała kilka dni nieprzytomna.

Pokonałam korytarz nie myśląc o tym, co miała mi do powiedzenia Sophia. Ponoć to nie było takie ważne, więc mogło poczekać. Moja rodzina zawsze była na pierwszym miejscu. Bez wyjątków.

Wysiadłam do samochodu i wyjechałam z parkingu. Wybrałam najkrótszą drogę do domu. Nic nie było w tej chwili w stanie zmienić tego, że się bałam. Moja rodzina zamieszana była w brudne interesy. Porwania, morderstwa czy szantaże nie było dla mnie niczym nowym. Ja i moje rodzeństwo byliśmy narażeni bez przerwy. Podobnie jak moi rodzice. To życie było niebezpieczne. I przepełnione bezwzględnymi ludźmi.

Stukałam nerwowa paznokciami o kierownice. Byłam tak zestresowana, że nawet nie włączyłam radia. Normalnie taka głucha cisza by mi przeszkadzała. Jednak teraz nawet nie zwróciłam na nią uwagi.

Korzystając z tego, że stałam na światłach, wyjęłam telefon z torebki. Usadziłam go na uchwycie i wybrałam numer do brata.

— Odbierz. — Warknęłam jakby to naprawdę mogło go pospieszyć. — Normalnie odbierasz zawsze. Czemu teraz tego nie robisz? — Spytałam, a kiedy zaświeciło się zielone, ruszyłam dalej.

O tej godzinie drogi były praktycznie puste. Mijałam jedynie pojedyncze samochody. Pieszych też nie było wielu. Co teraz działało na moją korzyść. Chyba oszalałabym, gdybym teraz musiała stać w korku.

Nagle usłyszałam pisk opon, a potem wszystko działo się już szybko. Ktoś uderzył w bok mojego samochodu z ogromną siłą. Przez co mój samochód zaczął dachować. Uderzyłam o coś głową, czując mocny ból niemal w całym ciele. Odruchowa zamknęłam oczy, czując narastającą w ciele panikę. Moje serce przyspieszyło. I teraz biło tak mocno, jakby chciało uciec z mojej klatki piersiowej.

W momencie wróciły do mnie wspomnienia z wypadku, który przeżyłam jako dziecko. I przysięgam, że czułam się jakby to działo się po raz drugi.

Nie miałam pojęcia, ile czasu minęło. Jednak miałam wrażenie, że to wszystko trwało godzinami. Zamykając mnie w koszmarze, które przeżywałam niemal każdej nocy.

Gdzieś w tle usłyszałam strzały. Nie miałam pojęcia, co działo się wokół mnie. I chociaż chciałam, nie umiałam zmusić się do nawet najmniejszego ruchu. Wszystko mnie bolało, a w uszach zaczęło mi piszczeć. Poczułam nagłe zmęczenie, które opanowało moje ciało. Jednak wiedziałam, że nie mogę zasnąć. Bo z tego snu mogłabym już nigdy się nie wybudzić.

Nagle drzwi obok mnie się otworzyły. A raczej zostały wyrwane. Ktoś odpiął mnie i jakimś cudem wyciągnął mnie z samochodu. I kiedy poczułam ten zapach, który poznałam bez problemu, mimo upływu lat opanował mnie błogi spokój. Bo prawda była taka, że tylko on dawał mi takie poczucie bezpieczeństwa i komfortu jedynie stojąc obok mnie.

Alfa mafii: Tom IIWhere stories live. Discover now