XXXVII

396 37 4
                                    

SANTIAGO

Z uwagą obserwowałem Selena, która widocznie była wściekła. I szczerze jej się nie dziwiłem. Edward nie miał prawa tak do niej mówić. A ja byłem w szoku, że posunął się do czegoś takiego. Kiedy go poznałem, wydawał się kompletnie innym facetem. Może był trochę chujem. Jednak widocznie dzieci były jego oczkiem w głowie. O Sel mówił jak o najwspanialszej bogini. Piepszonym ideale, którym chciałby być każdy. Widocznie ją kochał i to w tamtym momencie wydawało się niepodważalne. I całkiem szczerze to przez jego słowa zapragnąłem ją poznać. Tylko czekałem na moment, w którym przejmie mafię a ja będę mógł się do niej zbliżyć. Tak w tym świecie mało co jest przypadkiem. Jednak wracając, to jak zmienił się ten facet było wręcz zatrważające. Zawsze był rodzinny. I nie trzeba było znać go szczególnie dobrze by to wiedzieć. Więc co się stało? Dlatego tak koszmarnie się zmienił?

— Zostaw to. — Poprosiłem patrząc jak wyciąga szklankę, by nalać sobie whiskey. — Nie możesz pić za każdym razem, kiedy zdarzy się coś złego.

— Niby czemu? — Spytała widocznie nie rozumiejąc, dlaczego chce ją powstrzymać.

Alkoholizm to złożona choroba. U Seleny widocznie problemem nie był sam alkohol. Nie piła go, bo lubiła. Wydawało się, że nawet nie lubi stanu, w którym kompletnie traciła kontakt z rzeczywistością. Jej problem był taki, że alkoholem zagłuszała emocje, kiedy przestawała sobie z nimi radzić, zaczynała pić. Dzięki temu zduszała w sobie emocje i czuła się lepiej. I chociaż to nie była najlepsza opcja, rozumiałem ją. W tym biznesie nie ma czasu na płacz czy załamania. Coś się dzieje, a ty musisz zachować kontrolę nad sytuacją i co trudniejsze nad sobą samym.

— Bo to wcale ci nie pomaga. Poza tym Harry zaraz wróci z Chiaro. Serio zamierzasz pić a potem zajmować się naszym dzieckiem? — Spytałem, co już widocznie jakoś ją ruszyło. Z widoczną niechęcią odłożyła alkohol. — To już jest problem. I to poważny problem.

— Mówisz jakbyś mnie nie rozumiał. — Mruknęła, przenosząc na mnie spojrzenie niebieskich tęczówek. — Zresztą ty nie masz pojęcia, jak się teraz czuję.

— Bo co? Bo moi rodzice nie żyją, więc nie miałem czasu ich zawieść? — Dopytałem, na co ta skrzywiła się lekko. Chciała mnie odepchnąć. Jednak nie na tym polegał związek. W związku trzeba się wspierać. Rozmawiać o problemach, nawet kiedy nie są one problemami, które tyczą się bezpośrednio małżeństwa. Bo kiedy kogoś kochasz, musisz go wspierać. — Tu masz rację. Nie wiem, jak się czujesz. Więc mi to powiedz. — Poprosiłem, siadając na kanapie. Poklepałem miejsce obok siebie, a ona podeszła i na nim usiadła.

— Czym sobie na to zasłużyłam co? Nigdy nic mu nie zrobiłam. Byłam taka, jaka chciał. A on zmieszał mnie z błotem przez jeden błąd. — Rzuciła zirytowana, rozsiadając się na kanapie. — I wiem, jak żałośnie to brzmi. Jednak to boli, bo te słowa padły z ust mojego ojca. Kiedyś byłam jego oczkiem w głowie. A dzisiaj odnoszę wrażenie, że nie znaczę dla niego nic.

— Tacy już są ludzie i jak widać też wilkołaki. Zmieniają się i zaskakująco łatwo wykreślają innych ze swojego życia. — Wyjaśniłem, wzruszając ramionami. Całkiem szczerze pocieszyciel był ze mnie żaden. Co zresztą było świetnie widać. Jedynym co umiałem zrobić to powiedzieć jej rzeczy aż nazbyt oczywiste. — Jednak ty jesteś Selena Saffer. I takie rzeczy nie są w stanie cię zniszczyć.

— Taki z ciebie pocieszyciel jak ze mnie abstynent. — Zauważyła, wplątując dłoń w moje włosy. — Jednak w tym jednym masz rację. Nie mogę przejmować się takimi rzeczami. Jestem dorosła i już nie wpada mi płakać, bo tatuś mnie nie kocha. Niestety rzeczy, które wypada i nie wypada, są często po prostu trudne do wykonania.

— Życie w ogóle jest jakieś trudno. Bez przerwy podejmujemy jakieś decyzje tylko po to, by przekonać się, że były błędne. — Mruknąłem, przenosząc na nią spojrzenie. Ta skrzywiła się lekko, kładąc głowę na moim ramieniu.

— Weź już przestań. Po prostu skończmy ten temat. — Zasugerowała sięgając po telefon, który leżał na stoliku kawowym. Włączyła go, odczytując na nim wiadomości. Westchnęła na to cicho i przeniosła na mnie spojrzenie. — Corni pyta, kiedy ślub?

— Więc coś ustalmy. Muszę załatwiać na wtedy urlop. A mój szef to niezły skurwiel. — Oświadczyłem, na co ta parsknęła śmiechem widocznie łapiąc iluzje.

— Nigdy go nie lubiłam. Zawsze patrzy na mnie, jakbym co najmniej zabiła mu kota. — Zauważyła, mówiąc o Robercie moim zastępcy. Faktycznie nigdy się nie lubili. Chociaż wymienili ze sobą w życiu może z dziesięć zdań. Była między nimi jakaś niechęć. I jak Selena przez większość czasu po prostu ignorowała jego istnienie tak on nigdy nie przepuścił okazji, by powiedzieć o niej coś złego. — Ale możemy się pobrać tak jakoś za dwa lata. Wątpię byśmy zdążyli przygotować coś wcześniej. Muszę kupić sukienkę, a na te czeka się zazwyczaj sporo czasu. Sale i DJ bukuje się nawet na trzy lata do przodu. Więc rozsądnie będzie jak wybierzemy coś, na tak za dwa lata. — Zasugerowała, a ja skinąłem głową. Wiedziałem, że jej pierwszy ślub mógł nie spełnić jej oczekiwań. Brała go na szybko z wielu względów. Dlatego teraz chciałemby mogła mieć swoje wymarzone wesele. — Tak jej napisze. — Oświadczyła, wystukując wiadomość. — Szybko zakończę temat Victora i będziemy mogli skupić się na przygotowaniach do ślubu.

— Widzę, że masz już wszystko zaplanowane. — Zauważyłem, na co ta wzruszyła ramionami. Taka już była. Lubiła mieć wszystko zaplanowane. Nic nie działo się z przypadku. I to w niej ceniłem. — Wiesz, kiedy wyjdzie ze szpitala?

— Harry się nim zajmuje, więc dowiem się o tym jeszcze przed nim samym. — Wyjaśniła, uśmiechając się dumnie. Ona to kochała. Uwielbiała czuć kontrolę. A nade wszystko kochała wygrywać. — Więc to już tylko kwestia tygodnia może dwóch i będzie po sprawie.

— Selena Saffer jak zawsze górą... A może już powinienem mówić Selena Casas? — Dopytałem, na co ta uniósł brew widocznie zdziwiona.

— A kto powiedział, że przejmę twoje nazwisko? — Spytała widocznie zdziwiona moją pewnością w tej kwestii. — Nazwisko Saffer jest dla mnie ważne. Dlatego, że ma w tym mieście pewną renomę, którą szkoda mi utracić. Poza tym łączy mnie z rodziną, która mimo wszystko jest dla mnie ważna.

— No tak. Zapomniałem, że małżeństwo to sztuka kompromisu. — Zauważyłem, krzyżując ramiona na piersi. — Więc co? Selena Saffer-Casas? — Dopytałem, na co ta uśmiechnęła się szeroko.

— Saffer-Casas nowa najpotężniejsza rodzina mafijnego świata.

Mały spojler




Ta akcja z ojcem może wydawać się mało ważna, ale w trzeciej części będzie bardzo ważna

Alfa mafii: Tom IIOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz