XLIX

443 36 1
                                    

Wbiłam się w sukienkę, poprawiając ją przy dekolcie. Całkiem szczerze ją uwielbiałam. Jej górę stanowił gorset głęboko wycięty przy dekolcie. Jej dół mocno opinał się na moim ciele i rozchodził zmieniając w delikatną falbankę, dopiero na wysokości kolan, dodatkowo z przodu wykonane było rozcięcie. Czułam się w niej zajebiście seksownie. I wiedziałam, że oczy wszystkich będą skierowane na mnie. Co w sumie było logiczne, zwarzywszy na to, że byłam panną młodą.

Podeszłam do stolika i zgarnęłam z niego szampana. Moje włosy były zaczesane do tyłu. Opadały na moje plecy. Moje oczy były mocno podkreślone przez doczepione rzęsy. Za to na ustach miałam czerwoną pomadkę. I mimo dużej szansy na jej zmasakrowanie wzięłam dużego łyka szampana.

— To nie przypadek, że przestałaś, karmić Alecka piersią tuż przed ślubem. — Zauważyła Caroline, siedząc w fotelu obok mnie.

— Nie denerwuj mnie nawet. Stresuje się jak jasna cholera. A jednak kiedy już tam wyjdę, znowu muszę iść z wysoko uniesioną głową. Jakby nikt ani nic nie mogło mnie wystraszyć, ani pokonać. — Zauważyłam, biorąc głęboki wdech. — Dobra chodźmy już. Bo on przyrośnie do tego ołtarza.

— Tak. Zdecydowanie tak. Chodźmy. — Mruknęła, podnosząc się z miejsca. Miała na sobie liliową sukienkę, która opinała się na jej ciele. Jej przód sięgał przed kolana, jednak tył sięgał aż do ziemi. — Nie uciekniesz sprzed ołtarza?

— Nie planuje tego. — Zapewniłam, wychodząc z pokoju.

Zeszłam na dół i stanęłam przed drzwiami. Do ołtarza planowałam iść sama. Z ojcem byłam skłócona. Poza tym odprowadzenie do ołtarza było symbolem oddania tej osoby pod opiekę małżonka. A ja opiekowałam się sobą sama. I nie chciałam mieć nic wspólnego z tym symbolem. Chociaż ktoś mógł uznać to za przesadę.

Muzyka rozbrzmiała. Drzwi się otworzyły, a ja ruszyłam przed siebie. Mijałam kolejne rzędy ławek, unosząc wysoko głowę. Mój wzrok był kompletnie skupiony na Santiago. I całkiem szczerze nie miałam ochoty go odrywać. Bo wyglądał cudownie. Całkiem szczerze nie spodziewałam się go w burgundowym garniturze. Jednak wyglądał oszałamiająco.

SANTIAGO

Spojrzałem na Selene. Wyglądała oszałamiająco. Zresztą tak jak zawsze. Podobało mi się to. Ta świadomość, że tylko ja mogę dotyka tego ciała, o którym inni fantazjują. Kiedy tylko podeszła wziąłem ją za ręce.

Urzędniczka od razu zaczęła ceremonię. Żadne z nas nie chciało ślubu kościelnego. Nie byliśmy wierzący, więc nie uważaliśmy tego za potrzebne ani nawet stosowne. Pozostaliśmy przy urzędowym ślubie. Co niektórych mocno zdziwiło.

Przysięgi szybko padły z naszych ust. Oboje umieliśmy sprawnie kłamać i ukrywać emocje. Dlatego wydaliśmy się niewzruszeni tym, co się dzieje. Chociaż tak naprawdę oboje byliśmy głęboko wzruszeni. I to było widać w jej oczach. Tak pełnych miłości.

— Ogłaszam was mężem i żoną. — Oświadczyła kobieta, a ja pocałowałem Selene.

Ponownie przeszliśmy przez sale. Byłem szczęśliwy. Nawet jeśli ceremonia nie była wielka. Ludzie nie płakali jak opętani. Jednak nie o to tutaj chodziło. Żadne z nas nie było romantykiem. Nie wzruszały nas wielkie przemowy. Sam fakt, że braliśmy ślub, był dla nas wystarczający.

— I po co zapraszaliśmy mojego ojca? — Spytała brunetka, przyjmując kolejne gratulacje.

— Sam nie wiem. Może kiedyś się pogodzicie i wtedy fakt, że tu był będzie dla ciebie budujący. — Stwierdziłem, kładąc dłoń na jej plecach. — Nie przejmuj się jego grymasem. Kiedyś mu przejdzie.

Alfa mafii: Tom IIWhere stories live. Discover now