XVI

521 38 5
                                    

SANTIAGO

Opuściłem gabinet Seleny, jak i cały budynek. Zamierzałem od razu wrócić do hotelu i zająć się sprawą firmy transportowej. To leżało w moim i jej interesie dlatego nie zamierzałem zwlekać. Chociaż całkiem szczerze nie miałem ochoty na pracę. Wolałbym usiąść i po prostu się zrelaksować. Jednak to nie był czas odpoczynku. Wojna była czasem, w którym nie stać nas było na relaks i choćby chwilę nieuwagi. Musieliśmy być jak roboty, które pracowały bez wytchnienia i były nieomylne.

Wsiadłem do swojego samochodu i powoli wyjechałem z parkingu. Jakoś nie szczególnie mi się śpieszyło. Czułem się dziwnie, sam nie wiem dlaczego. A co dziwniejsze w ten dziwny stan wprowadziło mnie zdjęcie córki Seleny. Dziewczynka wydawała się dziwnie znajoma. Jakbym już gdzieś ją widział, chociaż było to niemożliwe. W tym jednym momencie, kiedy ją zobaczyłem zrozumiałem jedną rzecz, która boleśnie prześladowała mnie przez lata. Selena zapomniała tak szybko, jak tylko mogło. Odnalazła męża i założyła rodzinę, kiedy ja nadal byłem niedojrzały. Ignorowałem telefony od Saffer sam nie do końca pewien dlaczego. Może rozumiałem od początku, że nie była kobietą dla mnie. Coś mówiło mi, że będę ją ranił. I dlatego nigdy nie odebrałem. Jednak jak widać, wyszło to jej na dobre. Ruszyła dalej i zamknęła rozdział w swoim życiu, w którym znaczyłem coś więcej. O ile taki kiedykolwiek powstał.

Pokonywałem ulice miasta, kiedy po samochodzie rozniósł się dźwięk dzwoniącego telefonu. Sięgnąłem po urządzenie do kieszeni i ustawiłem je na specjalnym uchwycie. Następnie odebrałem włączając tryb głośnomówiący.

— Santiago. — Głos mojej byłej żony rozniósł się po samochodzie, a ja skrzywiłem się na to lekko.

— O co chodzi Teresso? — Spytałem, przyglądając się drodze. Skłamałbym, gdybym powiedział, że ten telefon mnie ucieszył. Chociaż nie pozostawałem z byłą żoną w jakiś bardzo złych stosunkach. — Jestem trochę zajęty więc, jeśli mogłabyś się streszczać, byłoby miło.

— Doskonale wiem, co robisz. Pozdrów ode mnie Selene i przekaż, że chce zaproszenie na wasz ślub. Jestem ciekawa kim jest kobieta którą w chwili próby wybrałeś. — Oświadczyła swoim jak zawsze uwodzicielskim głosem, którym zdobyła mnie kilka lat temu.

Teresa Abrego była niesamowitą kobietą. Piękną latynoską o blond włosach i zielonych oczach. Jednym uśmiechem umiała zdobyć serce każdego. Właścicielka imponującej ilości ziem i dużej firmy, która przynosiła jej ogromne zyski. Była prawdziwą kobietą sukcesu i to był prawdziwy powód, dla którego ją kochałem. Siła i niezależność, które sobą reprezentowała, zawsze uważałem za bardzo seksowne u kobiet. Nie lubiłem uległych lasek, z którymi mogłem zrobić, co chciałem. Kobiet nieznających własnej wartości, szarych myszek, które z pewnością pociągały innych mężczyzn. Zapewne dlatego, że większość kasistych dupków lubi kobiety bez charaktery, które mogą ustawić pod siebie i traktować jak osobistą zabawkę ubraną pod kolor nowego Ferrari.

— To ty odeszłaś. — Przypomniałem wspomnieniami wracając do dnia, kiedy pozew rozwodowy wylądował na moim biurku. Był to bardzo pokojowy rozwód. Każdy zabrał co jego i odszedł, nie domagając się zadośćuczynienia czy innego gówna. — Więc nie wmawiaj mi, że wybrałem inną kobietę.

— Może byłeś moim mężem. Może nawet mnie kochałeś. Jednak wolałeś być z nią i nie trzeba było być geniuszem, by to widzieć. — Zapewniła jak zawsze, będąc zajebiście upartą. Tak lubiło się takie kobiety, to teraz się z takimi męcz. — Jednak nie dzwonie po to. Są jakieś problemy w urzędzie i gdzieś tam widnieje nadal jako twoja żona. Trzeba to wyjaśnić.

— Kurwa. Nie bardzo teraz mogę wrócić. — Wyznałem zgodnie z prawdą. Wojna między Seleną a Victorem zaczynała się rozkręcać. A ja zaoferowałem pomoc. Więc nie mogłem teraz tak po prostu wyjechać. — Przepraszam. Jednak mam tutaj pewne zobowiązania, od których nie mogę uciec.

— Poczekam. Rozumiem, że te wszystkie sprawy tyczą się mafii i tej twojej ślicznej brunetki. Już raz wjebałam się w to, co było między wami. Drugi raz nie popełnię tego błędu. — Zapewniła bardzo spokojnym głosem. A ja nienawidziłem jej za to, że była dla mnie taka dobra.

Nasze małżeństwo było całkiem udane. Do dnia, w którym nie zadzwoniła Selena. Teresa chciała wiedzieć, kim była ta kobieta. Więc jej opowiedziałem, jednak pominąłem kilka szczegółów. Wtedy cała moja historia z Saffer do mnie wróciła. A ja... No powiedzmy, że potem nasze małżeństwo posyłało się jak domek z kart.

— Poślubiłem cię, więc jeśli ktoś zniszczył moje szanse u Saffer to tylko ja. — Zapewniłem, na co ta parsknęła cichym śmiechem. — Byłem idiotą, bo nie umiałem o niej zapomnieć i zraniłem ciebie.

— Wy mężczyźni jesteście całkiem zabawni. Wiesz to prawda, że baby są dociekliwe. Dlatego sprawdziłam słynną Selene. I wiesz, co odkryłam? — Dopytała, na co pokręciłem głową zapominając, że ona nie może tego zobaczyć. — Jesteśmy podobne. Może nie fizycznie jednak nasz styl bycia i nasze charaktery wydają się być podobne. Nie kochałeś mnie. Kochałeś to, jak podobna do niej jestem jednocześnie przez różnice fizyczne ci jej nie przypominając.

— Gadasz głupoty. — Zapewniłem, chociaż wiedziałem, że ona się nie myli. Mimo wszystko byliśmy małżeństwem. A blondynka znała mnie całkiem nieźle.

— Wszystko było okej, a potem ci o niej przypomniałam. Przyznaje czułam się gówniane, kiedy krzyczałeś jej, a nie moje imię. I pewnie teraz powinnam cię nienawidzić i szukać zemsty. Jednak przez lata pracy z mężczyznami nauczyłam się jednego. Jesteście jak dzieci, którym wiele rzeczy trzeba wyjaśnić wprost i naprowadzić na właściwy tor. — Stwierdziła, na co odruchowo przewróciłem oczami. Oczywiście, że czułem się źle po tym, co się między nami wydarzyło. Jednak nie czułem, że potrzebuję jej rad. — Więc moja rada brzmi, przestań być pizda i powiedz jej prawdę. Inaczej tam przyjadę i sama was zeswatam. A teraz wybacz, idę się kłócić z urzędnikami. — Oświadczyła, kończąc połączenie.

Jednak w takich momentach wolałbym mieć byłą, która najchętniej wydrapałaby mi oczy.

Zaparkowałem samochód i z niego wysiadłem, zgarniając wszystkie potrzebne mi rzeczy. Od razu wszedłem do hotelu i udałem się do swojego pokoju. Tego samego, który zajmowałem trzy lata temu. Tak to miejsce kryło w sobie wiele miłych wspomnień.

Usiadłem przy biurku i wybrałem odpowiedni numer. Czekałem chwilę aż moja prawa ręka łaskawie odbierze. Niestety lub stety Robert doczekał się żony i dzieciaka, przez których nieco zaczynał zaniedbywać swoje obowiązki. Co w ogóle mi się nie podobało.

— Jak idzie ze sprawami firmy transportowej? — Spytałem od razu, kiedy ten odebrał.

— Podpis Saffer i możemy ruszać. — Zapewnił jak zawsze, będąc bardzo oszczędnym w słowach. Za to akurat bardzo go ceniłem.

— Więc zaczynami. — Oświadczyłem, kończąc połączenie.

Czas na nasz ruch.

Alfa mafii: Tom IIWhere stories live. Discover now