XX

563 46 5
                                    

Podszedłem do kanapy i podałem kubek z herbatą Selenie, która na niej siedziała. Była przykryta grubym kocem i od dłuższego czasu nie odezwała się nawet słowem. Potrzebowała chwili by po tym wszystkim, co powiedziała dojść do siebie. Nadal była pijana, jednak teraz wydawało się, że na powrót miała kontakt z rzeczywistością. Wzięła łyk herbaty i przymknęła powieki, biorąc głębszy wdech. Po nim przeniosła na mnie spojrzenie niebieskich tęczówek, które teraz wydawały się kompletnie gubić na jej bladej twarzy. Zazwyczaj były podkreślone makijażem. Przywykłam do jej twarzy, na którą nałożony z najwyższą starannością był makijaż dlatego teraz dziwnie patrzyło się na jej tak bladą wersję.

— Chce Ci zadać jedno pytanie. — Oświadczyła, poprawiając się na kanapie. Teraz wydawała się tak bezbronna. Pozbawiona tego wszystkiego, co wprowadzało ją w rolę tej nowej Seleny. — Czemu nie odebrałeś telefonu? Już nigdy po tym, jak wyjechałeś trzy lata temu? — Spytała niewyraźnym głosem, śledząc mnie uważnie wzrokiem.

— Nie próbuje się tłumaczyć. — Zapewniłem, od razu siadając obok niej. — Jednak wtedy miałem kłopoty. Śledzili mnie niebezpieczni ludzie i nie chciałemby zainteresowali się też tobą. Potem przyjechałem. I usłyszałem, że masz męża i urodziłaś córkę. Nie chciałem mieszać się w twoje życie, więc się wycofałem. — Wyjaśniłem, przyzywając się nieco bliżej.

— Więc dlaczego przyjechałeś teraz? Po kurwa trzech latach wróciłeś, chociaż nie zrobiłeś tego wtedy? — Spytała zresztą całkiem słusznie. Wtedy zabrakło mi odwagi. A teraz wróciłem i namieszałem w jej poukładanym niemal filmowo idealnym życiu.

— Bo zrozumiałem, że nigdy się od ciebie nie uwolnię. — Zdradziłem, wzdychając cicho. — Kiedy poznałem Teresse myślałem, że ruszyłem dalej. Była niesamowitą kobietą. Blondynką o ciemnych jak noc oczach. Była twoim przeciwieństwem, bo nie mogła mi ciebie przypominać. Bo miała mi pomóc o tobie zapomnieć. Jednak ja nigdy nie przestałem o tobie myśleć. Ona o tym wiedziała. Dlatego mnie zostawiła.

— Harry jest do ciebie uderzająco podobny. Musiał być. Bo gdyby dziecko było podobne do ciebie, musiała być podobne też do niego. Nigdy nikt nie miał się dowiedzieć. — Przyznała patrząc na mnie wzrokiem tak pustym, jakby była już martwa. — Ojciec oddał mi pełne dowodzenie w mafii. A ja musiałam sobie poradzić. Dlatego się zmieniłam. Przybrałam pozę pewnej siebie kobiety, która stworzyła idealne życie i jest potężna jak nikt inny. Chociaż nocami płakałam, bo ojciec nie umiał mi wybacz, że wpadłam z jak myślał Harry'm i przestał mnie chronić. Bo zajebiście się bałam, że sobie nie poradzę i bo mnie porzuciłeś. Jak nic niewartego śmiecia. — Wyjawiła, biorąc głębszy wdech. — Udawałam, że moje życie jest idealne. Chociaż mój mąż był gejem a ja w weekendy, kiedy moja córka była u pseudo dziadków sprawdzałam do domu mężczyzn, którzy udawali hydraulików, sprzątaczy i inne pomoce domowe, chociaż w rzeczywistości byli moimi dziwkami. Moje dobre życie było tylko pozorami. Bo w rzeczywistości byłam tylko przygnębioną i zawiedzioną swoim życiem kobietą w zdecydowanie za drogich butach i zbyt długich rzęsach.

Siedziałem wpatrzony w nią i słuchałem. Selena była dobrą aktorką, która weszła w swoją rolę i odgrywała ją latami. Tak by nikt nigdy nie domyślił się, że Chiaro to moje dziecko.

— Gdybym wiedział... — Zacząłem, jednak szybko ugryzłem się w język. — Nie ważne. Nie wiedziałem i tego już nie zmienimy. Nie zamierzam wpieprzać się do twojego życia i go niszczyć. Jednak jeśli mi na to pozwolisz chce poznać Chiaro.

— To też twoja córka i masz prawo by ją znać. — Zapewniła, patrząc na mnie już nieco żywiej. — Jednak nie zabronisz Harry'emu się z nią widywać. On był jej ojcem od początku. Był przy mnie, kiedy było mi ciężko, trzymał mnie za rękę, kiedy ją rodziłam i kołysał ją do snu. To też jej ojciec.

— Wiem. I nie zabronię mu jej widywać. — Zapewniłem, biorąc ostrożnie brunetkę za rękę. — Jednak chce, żebyś wiedziała, że teraz też tu jestem. I już nie odejdę.

— Nie rób sobie wyrzutów sumienia. Nic sobie nie obiecywaliśmy. Otwarcie mówiłeś mi, że nie chcesz dzieci, a to był tylko seks. — Zapewniła, ściskając moja dłoń. — Teraz wszyscy się dowiedzą... Chyba rozwiodę się z Harry'm. To i tak już nie ma sensu. Kłamstwo dobiegło końca.

— To nie był tylko seks. I oboje doskonale o tym wiemy. — Zauważyłem, spoglądając prosto w jej oczy. — Wiedzieliśmy od początku. Ale oboje jesteśmy tchórzami, którzy nie boją się śmierci ani policji. My boimy się uczuć. Głębokich uczuć. Dlatego wybieramy ludzi, którzy nie mogli nas kochać w taki sposób. Ty wyszłaś za homoseksualistę a ja za kobietę tak zimną i bezuczuciową, że to wręcz przerażające.

— Nie kochałeś jej? — Dopytała, przysuwając się bliżej mnie.

— Nie. Była ważna. Oboje dla siebie byliśmy, jednak nie kochaliśmy się w taki sposób. — Wyjawiłem, wzdychając cicho. — W końcu od zawsze miała być tylko zapchaj dziurą po tobie. I żałuję, że tak ją potraktowałem.

— Kochałeś mnie kiedyś? Chociaż przez jedną krótką chwilę? — Spytała jakby musiała to usłyszeć. Wprost bez żadnych kłamstw czy niedopowiedzeń.

— Tak i nadal cię kocham. — Zapewniłem, a ta odłożyła kubek na stolik obok kanapy. — Może to głupie. Może naiwne. Jednak latami nie potrafiłem o tobie zapomnieć. Wszystkie kobiety porównywałem do ciebie. Czułem, że chce byś przy mnie była. Jeśli to nie jest miłość, to nie wiem co nią jest.

— Mam zajebista kłopoty. Victor mnie pokonał. — Wyjawiła, kompletnie zmieniając temat.

— Ktoś pokonał Selene Saffer? Nie rozśmieszaj mnie. — Poprosiłem co spotkało się, z jej pytającym spojrzeniem. — Nie zmieniłaś się. Zawsze byłaś zajebiście silna. To nie pozory a prawda. I wiem, że pokonasz Victora, a ja ci w tym pomogę.

Selena zrzuciła z siebie koc i nim zdążyłem cokolwiek zrobić, usiadła na mnie okrakiem. Połączyła nasze usta i przejechała dłońmi po mojej klatce piersiowej. Jednak ja ją od siebie odsunąłem. To nie mogło tak wyglądać.

— Jesteś pijana i zagubiona. Gdybym ci na to pozwolił, wykorzystałbym cię. Powinnaś się przespać. Wytrzeźwieć i to wszystko przemyśleć. — Oświadczyłem, na co ta pokiwała głową. Powoli podniosłem się z kanapy, biorąc ją na ręce. Zaniosłem ją na górę i położyłem w sypialni, która wydała mi się należeć do niej.

— Zostań. — Poprosiła, kiedy zmierzałem do wyjaśnia. — Nie łam już teraz obietnicy o tym, że już nigdy nie odejdziesz.

— To chyba nadinterpretacja. — Zauważyłem, jednak położyłem się obok niej.

— A moje całe cholerne życie to jedno wielkie niedopowiedzenie. Więc jedna nadinterpretacja raczej mnie nie zabije. — Zapewmiła, przykrywając się szczelnie kołdrą.

Oj nie tylko twoje Sel.

Alfa mafii: Tom IIWhere stories live. Discover now