X

580 40 25
                                    

SELENA

Weszłam do domu rodzinnego, puszczając przodem męża i córkę. Zdjęłam wysokie szpilki i przeszłam do salonu, spoglądając na moją rodzinę. W tym domu nigdy nie było spokoju. Bez względu na to ile mieliśmy lat i na jakim etapie życia się znajdowaliśmy. Dom zawsze był miejscem, w którym byliśmy sobą. I może właśnie dlatego tak lubiłam tutaj wracać. To był ten krótki moment, w którym mogłam opuścić gardę. Nie być nieustannie tą silną i nieomylną.

— Babcia. — Rzuciła Chiaro, kiedy tylko w tłumie dostrzegła Sarę. Kobieta podeszła do mojego męża i kompletnie go ignorując, zabrała od niego dziewczynkę.

— Hej kochanie. — Przywitała się z nią, mocno przytulając ją do swojego ciała.

Nie było tajemnicą, że rodzice nie lubili mojego męża. Problem w tym, że ja nie wiedziałam dlaczego. Kiedy przyprowadziłam go do domu po raz pierwszy, mama wydała się zawiedziona. Co było dziwne, bo kiedy mówiłam jej o narzeczonym przez telefon, wydawała się podekscytowana. Tata za to od początku był źle nastawiony. Co było zajebiście dziwne, bo bardzo lubił się z tatą Harry'ego. Więc myślałam, że się ucieszy. Jednak jak widać, nie byłam w stanie go ogarnąć.

— Co tam dupki? — Spytałam, spoglądając na moich trzech braci. Max i Alex mieli już osiemnaście lat, jednak nadal byli mało poważni. A Aaron ku przerażeniu wszystkich zaczynał ich niebezpiecznie przypominać i wkroczył w wiek nastoletniego buntu.

Matko, jaka, ja już jestem stara. Bliźniacy wkraczają w dorosłość, a ja mam wrażenie, że wczoraj odbierałam ich ze szkoły, podając się za Sarę. Tylko po to by rodzice ich nie zabili. W tym roku mieli pisać egzaminy końcowe. A Aaron jeszcze niedawno był tym uroczym chłopcem, który uwielbiał się przytulać i był kompletnie bezproblemowy. Teraz wydawał się być kompletnie inną osobą.

— Nic nowego mamuśko. — Rzucił Max, podnosząc wzrok znad ekranu telefonu.

— Mieliście mnie tak nie nazywać. — Zauważyłam, krzyżując ramiona na piersiach.

— A ty nie miałaś być matką. Jednak jak widać żadnemu z nas, nie wyszło tak jak powinno. — Wtrącił Aaron siedzący na drugim końcu kanapy. Wredne żmije.

— Kurwa, ale z was dupki. — Mruknęła Nadia, która pojawiła się znikąd. — Mam czasem wrażenie, że wy cofacie się w rozwoju zamiast robić postępy. — Syknęła zirytowana kobieta, która widocznie nie miała już do nich siły.

— Hej Harry. — Mruknął Alex, który jako jedyny wydawał się zauważyć obecność mojego męża. I kiedy nasi bracia wraz z Nadią woleli mordować się wzrokiem on skupił się właśnie na nim.

— Hej młody. — Odpowiedzi brunet, stając tuż obok mnie. Uśmiechnął się lekko do mojego brata, co ten od razu odwzajemnił. — Gdzie reszta tego przedszkola?

— Dante pewnie zaraz przyjedzie z żoną, a Tati jest na górze. — Odpowiedział mu chłopak, który naprawdę jako jedyny go nie ignorował. Dla reszty był kompletnie przeźroczysty. O chuj im wszystkim chodzi?

Tati, która miała aktualnie osiem lat, zbiegła po schodach uśmiechając się szeroko. Najmłodsza z nas wszystkich była rozpieszczona do granic możliwości. Była oczkiem w głowie każdego członka rodziny. I do tego była sprytna. Jeśli tata nie chciał jej czegoś kupić, co rzadko się zdarzało przychodziła do mnie. Jeśli i ja odmówiłam szła po kolei do każdego aż dostała to, czego chciała. Do tego była prawdziwą księżniczką. Uwielbiała się stroić i miała ego wyjebane w kosmos.

— Hej Sel. — Rzuciła przytulają się do mojej nogi.

— Hej mała. — Odpowiedziałam, głaszcząc ją po włosach.

Po chwili drzwi wejściowe się otworzyły, a my byliśmy w komplecie. Dante przyszedł z Caroline która od razu mocno mnie przytuliła. Mówiła coś tak szybko, że ledwo byłam w stanie ją zrozumieć. Ostatecznie chwilowo mnie zostawiła by pozachwycać się małą Chiaro.

— Musicie sobie zrobić dziecko. — Zasugerowałam widząc jak wiele radości daje rudowłosej, przebywanie z dziećmi. Ona zawsze taka była. Zachwycała się bobasami i już w ogólniaku stwierdziła, że chce mieć trójkę dzieci. Rodzina była jej wielkim marzeniem, chociaż nigdy nie mówiła, że chce jej tu i teraz. Była bardzo odpowiedzialna i zawsze powtarzała, że na rodzinę przyjdzie czas, kiedy będzie miała na nią dobre warunki. Wybuduje dom i będzie miała zapewnioną stabilizację finansową no i oczywiście męża, którego będzie kochać. I aktualnie Caro miała te wszystko rzeczy.

— Wiesz, że ostatnio nawet o tym rozmawialiśmy... Jednak jakoś nie umiemy się zdecydować. — Przyznał mój brat, stając obok mnie.

— Na dzieci zawsze trudno się zdecydować. Je trzeba po prostu zrobić i tyle. — Zauważyłam, wzruszając ramionami. — Kochacie się i macie dobrą sytuację materialną. Poza tym chcecie mieć dzieci. Wiem to zajebista odpowiedzialność i w ogóle, ale ja tam w was wierzę.

— No w końcu jak ty dałaś radę, to każdy da. — Stwierdził Dante, na co szturchnęłam go łokciem w żebra.

— Seleno choć na chwilę. Musimy omówić jedną sprawę. — Oświadczył tata, wchodząc do salonu. Dante posłał mi współczujące spojrzenie, a ja bez słowa ruszyłam za ojcem. Weszłam do jego gabinetu, który przez lata praktycznie w ogóle się nie zmienił. — Słyszałem o wypadku i nasłanych zabójcach. Co się dzieje do cholery?

— Jak zawsze ktoś próbuje mnie zabić, czyli nic nowego. — Zauważyłam, poprawiając włosy. — Victor North najpewniej coś kombinuje, jednak nie musisz się martwić. Poradzę sobie. Zawsze sobie radzę.

— Z powrotem Casas'a też? — Spytał, na co spojrzałam na niego zaskoczona. — Nie patrz tak. Mimo wszystko to moje miasto i ludzie, którzy nadal, donoszą mi o wszystkim.

— Nie musisz się martwić Santiago. Przyjechał pomóc nie mnie zabijać. — Zapewniłam, cały czas będąc bardzo pewną siebie. Nie wiem dlaczego, ale nie chciałamby Edward źle mówił o Latynosie.

— Nie o to chodzi dziecko. Nie jestem głupi i wiem co, kiedyś was łączyło. — Zapewnił, na co skrzywiłam się lekko. No tak bycie córką kogoś, kto wie wszystko, bywało trudne. — Musisz pamiętać, że masz rodzinę, którą musisz chronić za wszelką cenę. I nawet jeśli nie lubię Harry'ego to twój mąż. Przysięgłałaś mu wierność i urodziłaś mu dziecko. Będę mówił wprost. Nie możesz pozwolić sobie na to, by znów wdać się w romans z tym facetem.

Takie były zasady. Harry nie był mafiozem. Za to ja byłam i to najwyższej rangi. Do tego byłam alfą. I to na mnie spoczywał obowiązek ochrony rodziny. Dlatego tata już mnie nie ratował. Nie panikował, gdy ktoś mnie zaatakował. Bo teraz wymagał bym to ja opiekowała się moją rodzinę. Musiałam być silna i bezwzględna. W momencie, kiedy powiedziałam mu, że biorę ślub z Harry'm i urodzę mu dziecko przestałam być jego córeczką, którą musiał chronić. Stałam się kobietą, która musiała umieć ochronić siebie i swoich bliskich.

— Nie zrobię tego tato. Kocham męża. Jest dla mnie wszystkim i nigdy bym go nie skrzywdziła. — Zapewniłam, patrząc na mężczyznę. — Poradzę sobie i jak zawsze wyjdę z tej gry zwycięsko.

— No to liczę. A teraz chodźmy na obiad, zanim mama nas nie zabiła. — Polecił i wyszedł z gabinetu.

Wyszłam za nim i oboje udaliśmy się do kuchni. Harry wraz z resztą rodziny jadł obiad. Rozmawiał z Alex'em kompletnie nie przejmując się resztą rodziny, która dyskutowała o czymś między sobą. Przysięgam, że mogłabym oglądać ten obraz godzinami. Moją rodzinę bezpieczną i szczęśliwa. Nie oddałabym tego za nim w tym świecie.

Wiem na razie jest nam jest, ale akcja Selena i Santiago już wkrótce nabierze tempa tylko musicie uzbroić się w cierpliwość bo nie wiem jak będzie z rozdziałami w roku szkolnym.

Alfa mafii: Tom IIWhere stories live. Discover now