XXXVIII

385 43 1
                                    

SELENA

Szłam podziemnym garażem oświetlonym tym paskudnym sztucznym światłem. Oczy zawsze mnie od niego bolały. Jednak dzisiaj nie planowałam się tym przejmować. Miałam zadanie do wykonania. Ruch, którego Victor zapewne się spodziewał. I był na niego gotowy. Co wcale nie sprawiało, że miał nade mną jakąkolwiek przewagę. Na jego nieszczęście to ja byłam tutaj młoda i silna. Jego czasu świetności dawno przeminęły. Przez co dzisiaj mógł tylko modlić się o litość.

- Victorze. - Rzuciłam, stając nieopodal niego. Mężczyzna niedawno wyszedł ze szpitala. Ja w ramach resztek dobroci pozwoliłam mu na kilka dni spokoju, których szczerze sama potrzebowałam. - Powiedziałabym, że dobrze cię widzieć jednak obiecałam sobie ograniczyć ilość kłamstw.

- Jakaś szlachetna. - Parsknął z wyczuwalną pogardą. - Gdzie twój nowy mąż?

- Nie jest nam potrzebny. Zniewagą byłoby, gdybym go ze sobą przyprowadziła. - Zauważyłam, krzyżując ramiona za plecami. - Jakaś ostatnia wola? - Dopytałam, unosząc jedną brew.

- Jesteś podejrzanie pewna swojego zwycięstwa. - Mruknął, w końcu odwracając się do mnie przodem. I wtedy zobaczyłam coś, czego naprawdę się nie spodziewałam.

Jego źrenice były mocno rozszerzone a białka przekrwione. Dłonie lekko mu się trzęsły, a on widocznie był mocno pobudzony. Brał. I nie trzeba było być geniuszem, by to dostrzec.

- Schlebia mi to, że tak się mnie boisz. - Przyznałam, uśmiechając się lekko. - To pewnie podchodzi pod jakieś oszustwo, ale ty jesteś stary. Dlatego ci odpuszczę.

- Naprawdę jesteś dzisiaj wyjątkowo dobra. - Zauważył, kiedy jego tęczówki zmieniły kolor.

- Po prostu jest mi ciebie szkoda. Miałeś dobrą i cieplutką posadzkę. Żyłeś dobrze. Jednak twoja chciwość z tobą wygrała. - Zauważyłam, zdejmując z siebie szpilki. Nawet w takiej sytuacji należało zachować klasę.

- Uleganie kobiecie przeczy życiu w godności. - Oświadczył jakby to była najoczywistrza rzecz na świecie. - Kiedyś Ci odpuszczałem ze względu na wielki szacunek jakim darze twojego ojca. Jednak jak widać, teraz nawet on się ciebie wstydzi.

- Victorze proszę. Ile my mamy lat, by wypominać sobie to, że tatuś mnie nie kochał a, ciebie biła mamusia? - Dopytałam, przy okazji wbijając mu małą szpilkę. Oczywiście, że jego komentarz mnie zabolał. Jednak nie dałam tego po sobie poznać. Przyjęłam go z kamiennym wyrazem twarzy, odbijając piłeczkę. - Proponuję zakończyć te bezcelową dyskusję i zająć się konkretami.

- Wreszcie mówisz coś wartego uwagi. - Przyznał, robiąc krok do przodu. - Seleno Saffer wyzywam cię na pojedynek o alfę.

- Przyjmuje wyzwanie.

Victor na nic nie czekając, przybrał wilczą formę co było logicznym wyborem. Ta dłużej pozostawała w dobrym stanie zdrowotnym niż ta ludzka. Poza tym narkotyki widocznie tak na nią nie oddziaływały. Basior stał stabilnie, prostując się dumnie i warcząc w międzyczasie.

By nie pozostawać mu dłużną, też zmieniłam formę. Byłam sporych rozmiarów waderą. I niczym nie odstawałam od samca stojącego naprzeciw mnie.

Wilk szybko rzucił się w moją stronę, starając się zaatakować moje gardło. Dlatego ja odskoczyłam na bok. Co jak się jednak okazało, wcale nie dało mi tak wiele. Basior rzucił się na mnie, zaciskając szczękę na moim karku. I całkiem szczerze nie przypuszczałam, że może być aż tak silny. Victor na pozór wydawał się marnym zagrożeniem. Jednak jak widać, nie doceniłam przeciwnika. Co było moim pierwszym błędem.

Victor coraz mocniej zaciskał szczękę, a ja czułam mocny ból przechodzący przez moje ciało. Jednak nie zamierzałam poddać się tak łatwo. Dlatego naparłam na niego całym ciężarem swojego ciała. Wilk zaczął się cofać i przez to wpadł na jeden z filarów budynku. W szoku puścił mój kark, a ja szybko się obróciłam wbijając zęby w jego ciało. Szarpałam mocno głową, rozrywając jego skórę. Jego krew lala się dosyć mocno mieszając się z moją. Co pewnie było dosyć drastycznym widokiem. I w tym momencie pewnie mogłam go zabić. Jednak tego nie zrobiłam.

Puściłam go jednak tylko na krótki moment. Którym był mi potrzeby, by zmienić pozycje. Ugryzłam go dosyć dotkliwie jeszcze parokrotnie, po czym stanęłam wyprostowana na łapach. Teraz zaczął wychodzić jego wiek. Szybko się zmęczył. A narkotyki, zamiast dodać mu siły wydawały się dodatkowo go osłabić. Teraz zamierzałam zakończyć jego żywot. Jednak przed tym chciałam jeszcze jednej rzeczy.

Zaczęłam warczeć, zbliżając się do niego. Wilk położył się płasko na ziemi, piszcząc cicho. Uległ mi. Uznał mnie jako swojego alfę. Wygrałam.

W naturze alfa pewnie by mu odpuścił lub go wygnał. Jednak to była nie tylko walka dwóch wilków. Była to też walka dwóch gangsterów. A kiedy biją się dwaj mafiozi, któryś musi umrzeć.

Wróciłam do ludzkiej formy. Cały czas czułam krew, która teraz spływała po moich plecach. Jednak się tym nie przejęłam. Byłam zbyt skupiona na Victorze, który wrócił do ludzkiej postaci. Co przyszło mu z lekkim trudem.

- Jak czujesz się z tym że kobieta cię pokonała? - Spytałam, unosząc wysoko głowę. Mężczyzna w żaden sposób tego nie skomentował, bo już wiedział, co go teraz czeka. - Jakieś ostatnie słowa?

- I tak nigdy nie byłaś moją alfą. - Oświadczył, na co ja jedynie wzruszyłam ramionami. Szczerze nie spodziewałam się po nim niczego innego.

Podeszłam do niego i złapałam jego głową. Złamałam mu kark. I niby tak mogłam go zostawić. Jednak mi nie było dosyć. Dlatego rozdzieliłam jego głowę i ciało.

Głowę wzięłam i ruszyłam w stronę samochodu, zgarniając też swoje szpilki. I pewnie wyglądałam przerażająco. Byłam cała od krwi. W dodatku naga. W jednej dłoni niosłam głowę Victora a w drugiej szpilki. Makabryczny widok.

- Najpiękniejszy obraz dla mych oczu. - Zapewnił Santiago, który stał oparty o samochód. Kazałam mu przy nim czekać i się nie wtrącać. Nie ważne co by się nie działo.

- Tak bez wątpienia jestem piękna, jak zawsze. - Zauważyłam podając mu głowę, którą ten wrzucił do drewnianej skrzynki. - Wyślij to jego rodzinie. - Poprosiłam, otwierając bagażnik.

Nie chciałam zabijać jego rodziny. Żona nic mi nie zrobiła. I chociaż pozostawienie jego syna przy życiu wydawało się głupotą, jego też chciałam oszczędzić. I ktoś mógł powiedzieć, że chłopak wróci po zemstę. Jednak ja w to nie wierzyłam. Byłam pewna, że w życiu nie odebrałbym nikomu życiu. Poza tym nie był przyzwyczajony do życia mafiozy. A ja dostrzegłam to w momencie, w którym przyłożyłam mu nóż do gardła. Jego oczy zdradziły mi tylko jedno. Przerażenie. Był tylko dzieciakiem, który niczym nie zawinił. A ja chciałam raz w życiu postąpić jak ktoś dobry.

Santiago podszedł do mnie i za pomocą ręcznika zmył krew z moich pleców. Kiedy to zrobił, ja mogłam się ubrać. Widziałam, że rana na karku szybko się zagoi. Dlatego nie zamierzałam się nad nią rozwodzić.

- Teraz musimy załatwić już tylko jedną rzecz.

Alfa mafii: Tom IIDonde viven las historias. Descúbrelo ahora