XII

520 39 3
                                    

Otworzyłam drzwi mieszkania, puszczając przodem Harry'ego który niósł na rękach śpiącą Chiaro. W tym momencie stwierdziłam, że decyzja o niesprzedawaniu mieszania była bardzo dobrym pomysłem. Gdyby nie ono musielibyśmy zatrzymać się u moich rodziców, a tego bym nie zniosła przysięgam. Ewentualnie musiałabym zawracać tyłek bratu, a tego bym nie chciała. Lubiłam być niezależna. I nienawidziłam prosić o pomoc. To uderzało w moje ego.

Zamknęłam drzwi i westchnęłam cicho. Musiałam zacząć ogarniać to, co się stało. Co oznaczało, że nie będę spała pewnie całą noc. Brak snu nie był dobry. Jednak lepiej było być niewyspanym jak martwym.

Zdjęłam buty i odkopałam je w kąt tak, by nikt się o nie nie zabił. Powoli ruszyłam do salonu i wyjęłam telefon z kieszeni spodni. Usiadłam na kanapie, wybierając numer do mojego szefa ochrony. Który na swoje szczęście odebrał bardzo szybko.

— Niech ktoś posprząta ten syf, który narobił się przed moim domem. — Poleciłam, nie siląc się na żadne grzeczności. — I sprawdź nagrania z kamer. Masz dowiedzieć się, kto stoi za tym atakiem. — Poleciłam, chcąc mieć pewność. Jeśli to nie był Victor, to lepiej nie było robić sobie w nim wroga. Był potężnym facetem. A takich lepiej mieć po swojej stronie.

— Oczywiście Pani Saffer. — Przytaknął na znak, że mnie słucha.

— I potrzebuje transportu. Pod moje stare mieszkanie. Samochód pancerny. I dobrą ochronę. — Dodałam wiedząc, że muszę porwać się na ostateczne środki.

— Naturalnie. — Potwierdził po raz kolejny a ja zakończyłam połączenie.

Podniosłam się z zajmowanego wcześniej miejsca i ruszyłam w stronę sypialni. Mój mąż położył naszą córkę spać. I teraz stał, bacznie się jej przyglądając.

— Musimy porozmawiać. — Oświadczyłam cicho, tak by nie obudzić małej. Harry skinął głową i wyszedł z sypialni zamykając za sobą drzwi. — Musicie wyjechać z Chiaro. Przynajmniej póki to wszystko się nie skończy. — Oświadczyłam co momentalnie, spotkało się z niezadowoleniem bruneta.

— Nie ma nawet takiej opcji. — Zapewnił z typowym dla siebie uporem.

— Harry ja cię nie proszę, tylko informuje. Wyjedziecie jeszcze tej nocy. — Wyjaśniłam, wiedząc, że mój mąż nigdy się na to nie zgodzi.

— Seleno ja też mam tutaj swoje życie. Nie mogę tak po prostu zniknąć. — Zauważył, jakbym naprawdę mogła o tym nie wiedzieć.

— Które może się skończyć w każdej chwili. — Zauważyłam, by podkreślić powagę sytuacji. — Jesteście oboje w obrzymim niebezpieczeństwie. Ja wiem, jak działa mafia. Jeśli zechcą mnie skrzywdzić, uderzą w was. — Oświadczyłam, jednak wiedziałam, że muszę sięgnąć po ostateczne środki. — Jeśli nie dbasz o swoje życie pomysł o naszej córce. Musimy ją ukryć. A nie może być sama. Ja muszę tutaj zostać, by wszystkiego dopilnować. Więc ty musisz jechać.

— Nienawidzę, kiedy stosujesz emocjonalny szantaż. — Stwierdził widocznie wkurzony całą tą sytuacją.

Wiedziałam, że taka będzie jego reakcja. Mimo wszystko Harry nie był tchórzem. Nienawidził uciekać i się ukrywać. Dlatego ja musiałam tego od niego wymagać. Tak by go ochronić. Jego i nasze dziecko. Musiałam być zdecydowana i stanowcza. Nawet jeśli jemu się to nie podobało.

— Wiem. Jednak muszę to robić. Inaczej w życiu byś się nie zgodził. — Zauważyłam, na co ten westchnął cicho. — Kocham was. I nie mogę aż tak narażać waszego życia. Musisz jechać.

— Widzę, że i tak podjęłaś już decyzję. — Mruknął, ruszając w stronę sypialni.

— Może Ci się to nie podobać. Jednak robię to wszystko z czystej troski. — Podkreśliłam tak, by miał tego pewność. — Nienawidzę, kiedy się kłócimy. Jednak gdybym musiała poświęciłabym to małżeństwo, by cię ochronić. I wolałbym by Chiaro mnie nie pamiętała jak by była martwa.

– Wiem Sel. — Zapewmił, znikając za drzwiami sypialni.

Wzięłam do rąk telefon i wykonałam jeszcze parę telefonów. Chciałam mieć pewność, że mój mąż i córka będą bezpieczni. Poza tym nie chciałamby o wybuchu zrobiło się głośno. Wojny mafii powinny być prowadzone w milczeniu. A przynajmniej ja z takiego założenia wychodziłam.

—/—

Spojrzałam na męża, który ubrany był w czarny dres. Na rękach trzymał naszą córkę. Decyzja o chwilowym wycofaniu ich z mojego życia była trudna. Jednak moje życie takie już było. Fajne dla kogoś młodego kto pragnął wrażeń. Jednak już dla dojrzałej kobiety z rodziną nie koniecznie.

— Kocham cię najbardziej na świecie. — Zapewniłam, przytulając do siebie córkę.

Wiedziałam, jak to wygląda z boku. Jakbym była beznadziejną matką. Bo w końcu, gdyby to facet wysłał dziecko z kobietą, byłoby w porządku. Niestety kobiety od dnia porodu były tylko matkami. Przywiązywano nas do dzieci jakbyśmy stawały się niewolnicami macierzyństwa. Dlatego większość ludzi powiedziałoby, że nie dbam o dziecko. Jednak ja postępowałam racjonalnie. To o mnie chodziło w tej wojnie. Dlatego musiałam pozostać w jej centrum. A ich miałam obowiązek trzymać od niej jak najdalej.

— Ja ciebie też kocham. — Oświadczyła dziewczynka, przytulając się do mojej szyi.

Serce mnie bolało, kiedy musiałam to robić. Jednak takie było moje życie. Może pełne pieniędzy i szaleństw. Za młodu bawiłam się jak mało kto. Miałam, co tylko chciałem. A moje życie wyglądało jak amerykański sen. Jednak teraz spłacałam ten dług wobec wszechświata.

— Uważaj na siebie. — Poprosiłam, patrząc na męża. — I o siebie dbaj.

Harry nic nie powiedział. Jedynie mocno mnie przytul ostatecznie biorąc ode mnie naszą córkę. Wsiadł do samochodu a ja spojrzałam na mężczyznę, który kierował całą akcją.

— Jeśli coś im się stanie, wypruje wasze flaki i tak dam was na pożarcie świnią. — Warknęłam, na co mężczyzna skinął głową. Wsiadł do samochodu, który na nic nie czekając, ruszył w drogę.

Wiedziałam, że Carter, który był moim wspólnikiem i przyjacielem, zadba o moją rodzinę. Może niektórzy mieli go za wariata, jednak ja wiedziałem, że jest dobry w tym, co robi.

Kiedy samochód zniknął z mojego pola widzenia, wróciłam do mieszkania. Zdjęłam z siebie buty i płaszcz. Przeszłam do kuchni, gdzie otworzyłam butelkę whiskey. To był zajebiście trudny okres w moim życiu. Wszystko sypało się jak domek z kart. A ja z każdym dniem czułam zimny oddech śmierci na szyi coraz wyraźniej. Prawda była taka, że mogłam tego nie przeżyć.

Upiłam kilka większych łyków alkoholu. Wiedziałam, że na te chwile niewiele więcej mogłam zrobić. Powinnam iść spać, jednak przez targające mną
emocje czułam, że będzie to trudne. A nic tak nie pomagało na sen, jak alkohol.

Podeszłam do ściany, która w całości była wykonana z okiem. Spojrzałam na ulicę mojego miasta i zadałam sobie jedno ważne pytanie.

Czy nadal byłam godna nazywać się jego królową?

Alfa mafii: Tom IIOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz