XIV

521 35 2
                                    

Wysiadłam z samochodu i spojrzałam na blok. Budynek nie wyróżniał się niczym szczególnym. Ani wyjątkowo mnie nie odrzucał, ani nie zachwycał. Był po prostu przeciętny, co nieco mnie dziwiło. Zwykle moi dilerzy mieszkali w zatęchłych blokach, które brzydziły samym swoim wyglądem lub w luksusowych apartamentach. Klasa średnia wśród osób sprzedających narkotyki była bardzo uboga. A Scott bynajmniej nie wydawał się facetem, który umie dobrze rozporządzać pieniędzmi. Jednak w dalszym ciągu nie były to luksusy, które mogłyby sprawić, że zaczęłam coś podejrzewać. Więc albo podejrzenia były mocno ponaciągane, albo facet nie był tak głupi, jak mogłoby się wydawać.

Weszłam do budynku, z ulgą stwierdzając, że wejście do bloku nie jest zabezpieczone specjalnym kodem. Wtedy musiałabym nieco bardziej się natrudzić, a na to nie miałam czasu. Powoli pokonałam korytarz i weszłam po schodach na trzecie piętro. Podeszłam do odpowiednich drzwi i w nie zapukałam, czekając na to aż właściciel mieszkania mi je otworzy. Niestety najwyraźniej nikogo nie było w środku.

— Dobrze, że nie mam dwóch lewych rąk. — Stwierdziłam, wyjmując z kieszeni wytrych.

Niby mogłam wyłamać zamek, jednak uszkodzone drzwi zwróciłby na siebie za dużo uwagi. Poza tym byłyby jak alarm dla faceta, który po ich zobaczeniu zwiałby na drugi koniec kraju. A ostatnim czego było mi trzeba to szukanie kogoś, kto pozornie nie znaczył dosłownie nic. A jednak. Nawet zwykle pionki decydują o tym, kto wygra w tej grze.

Na moje własne szczęście w otwieraniu drzwi byłam dobra. Jako nastolatka robiłam to wyjątkowo często. Czasem, by dostać się do pokoju, w którym ojciec mojej najlepszej przyjaciółki trzymał najlepsze wino, jakie w życiu piłam. A innym razem by wejść do domu, bo znowu zapomniałam kluczy, a obudzenie rodziców równałoby się poważnymi kłopotami. Westchnęłam cicho na wspomnienie tych nostalgicznych chwil. Za każdym razem, kiedy je wspominałam czułam te dziwną radość związaną z tym, jak dobre były to chwile. Jednak jednocześnie towarzyszyło temu uczucie smutku związane z tym, że czułam się po prostu staro. Byłam dorosła. Miałam męża, córkę i poważne kłopoty na głowie. I szczerze tęskniłam za tymi czasami, kiedy wszystko było jakieś prostsze.

Moje rozmyślania przerwał charakterystyczny dźwięk otwierających się drzwi. Powoli weszłam do środka i zamknęłam je ponownie. Tak by nic nie wyzwało się podejrzane. Zwłaszcza właścicielowi, którego miałam nadzieję spotkać.

W mieszkaniu panował względny porządek. Nie licząc kilku porozrzucanych ubrań wszystko wydawało się być na swoim miejscu. Co mimo wszystko mnie ucieszyło. Umówmy się, nikt nie lubi grzebać w brudzie innych.

Ubrałam rękawiczki, które zawsze nosiłam przy sobie i skierowałam się do sypialni. Doświadczenie nauczyło mnie, że to tam ludzie najczęściej chowają swoje tajemnice. Głównie dlatego, że była to przestrzeń, w której przebywało najmniej ludzi. I mieliśmy największą kontrolę nad tym, kogo tam wpuszczamy.

Weszłam do pomieszczenia, w którym również panował porządek. Skierowałam swoje kroki w stronę łóżka i pierwszym co zrobiłam, było sprawdzenie materaca. Jednak w nim znalazłam tylko narkotyki. A te nie były niczym, czego nie spodziewałam się tam znaleźć.

Już miałam zająć się przeszukiwaniem dalszej części mieszkania, kiedy usłyszałam przekręcanie się klucza w drzwiach. Przeszłam do salonu i jak gdyby nigdy nic usiadłam na kanapie. Nie minęło kilka minut jak usłyszałam kroki, a po chwili zobaczyłam jego. Scotta ubranego w czarny płaszcz, który stał i wpatrywał się we mnie, co najmniej tak jakbym była duchem jego zmarłej matki.

Powoli podniosłam się z fotela i ruszyłam w jego stronę. Moje oczy zmieniły kolor, jednak ja pozostawałam spokojna. Uśmiechnęłam się do niego lekko stając przed nim tak, że bez problemu mogłam go złapać. Gwałtownie wyciągnęłam przed siebie rękę i zacisnęłam dłoń na jego szyi. Ten natychmiast zareagował, łapiąc mój nadgarstek.

— Będę się streszczać, bo mój czas to pieniądz. Duży pieniądz. — Doprecyzowałam bardzo spokojnie wręcz obojętnie. Nauczyłam się, że ludzie najbardziej się mnie bali, kiedy zachowywałam spokój. Jakby zabijanie czy tortury nie robiły na mnie żadnego wrażenia. — Doszły mnie słuchy, że ostatnio niepokojąco zacieśniłeś więzi z Victorem. A ten facet nie koniecznie mnie lubi więc to mnie martwi. I wiesz nienawidzę zdrajców więc lepiej się wytłumacz. — Zażądałam rozluźniając uścisk, by mógł wszystko mi wyjaśnić.

— Więc ktoś cię okłamał. — Zapewnił, biorąc głębokie wdechy. Szczerze go rozumiałam. Bał się Victora, który w wielu budzi wielki strach. Ludzie wiedzieli, że nie warto z nim pogrywać. Jednak musieli wiedzieć, że i ze mną nie warto dyskutować.

— Ty mnie okłamujesz. — Zauważyłam, zakładając ramiona na piersiach. — Dobrze radzę ci się zastanowić, kogo boisz się bardziej. Mnie czy Victora? I pamiętaj jak wiele zależy, od tej decyzji. — Oświadczyłam i złapałam go za ubrania, rzucając nim o ścianę. — No więc jak będzie?

Dilerzy z reguły nie umieli trzymać gęby na kłódkę. Jeśli bardziej opłacało im się powiedzieć prawdę to właśnie robili, a jeśli kłamstwo leżało w ich interesie kłamali jak z nut. Byli egoistami, którzy umieli dbać o siebie i z reguły nie trzeba było jakoś szczególnie się starać, by dowiedzieć się od nich prawdy. Jednak jak wiadomo, od każdej reguły zdarzał się wyjątek.

— Victor chciał wiedzieć, w których dzielnicach towar sprzedaje się najlepiej. Tylko tyle. — Zapewnił, nawet nie mając odwagi podnieść się z podłogi.

— Mógł wybrać kogoś, kto lepiej kłamie. — Rzuciłam, kierując się do aneksu kuchennego. Wyjęłam z szuflady nóż i wtedy drzwi do mieszkania ponownie się otworzyły.

— Nawet trzy lata temu nie zajmowałaś się brudną robotą. A teraz to robisz? — Spytał Santiago, który spoglądał na mnie z niemałym zdziwieniem. — A przynajmniej takiej brudnej roboty.

— Wszystko się zmieniło, od kiedy wyjechałeś. — Mruknęłam, wpatrując się w niego przez dłuższą chwilę. — Po co przeszedłeś?

— Trochę poszperałem. Okazało się, że Victor wpłacił sporą sumę na konto szanownej Pani Morgan. Chyba oboje możemy się domyślić w jakim celu. — Zauważył, na co skinęłam głową ponownie przenosząc spojrzenie na Scotta.

— Co jeszcze chciał wiedzieć? — Dopytałam, ponownie przenosząc wzrok na Scotta. — Radzę dobrze przemyśleć odpowiedź.

— Chciał wiedzieć wszystko o sprzedaży. Gdzie najlepiej sprzedawać? Jaki towar by zarobić najlepiej? — Oświadczył mężczyzna, który nadal nie podniósł się z podłogi.

— Chce Ci podebrać interes. I nawet jakoś szczególnie się z tym nie kryje. — Zauważył Latynos, będąc wyjątkowo mało odkrywczym.

Rzuciłam nóż na podłogę, czemu towarzyszył charakterystyczny dźwięk metalu uderzającego o panele. Powoli podeszłam do mężczyzny i złapałam jego głowę, skręcając mu kark jednym mocnym ruchem. Nikt nie będzie mnie zdradzał bez konsekwencji.

— Jedzmy do mnie. Musimy omówić plan. — Rzuciłam, ruszając do wyjścia.

Świat mógł mi się sypać w posadach. Jednak nikt nie mógł o tym wiedzieć. Bo kiedy inni wyczują słabość, zaczną się moje prawdziwe problemu.


Jakby nie jestem zadowolona z tego rozdziału
Jednak on był przejściowy
Teraz będzie dużo Santiago, tajemnic, zdrad i akcji więc mam nadzieję, że teraz będzie już lepiej

Alfa mafii: Tom IIWhere stories live. Discover now