XLII

383 36 0
                                    

SANTIAGO

Rozejrzałem się po dużej sali urządzonej w bardzo nowoczesnym stylu. Aktualnie była to jedna z popularniejszych sal w tym mieście. Każdy, kto był przy pieniądzach, pragnął wyprawić swój ślub czy inną imprezę akurat tutaj. Czemu szczerze się nie dziwiłem. Nowoczesny wystrój, który był dosyć minimalistyczny, przyciągał ludzi, którzy już dawno odeszli od przesady. I całe szczęście. Poza tym bez wątpienia to jak popularna była ta sala, samo w sobie przyciągało ludzi, którzy kochali przechwalać się tego typu rzeczami. A bogacze tak już w ogóle. Oczywiście nie wszyscy jednak większość takich osób, które dane mi było poznać uwielbiali ten wyścig. Ścigali się o to, kto ma lepszy samochód, dom czy kto wyprawił ślub w bardziej luksusowym lokalu.

— Postawiłbym na okrągłe stoły. — Oświadczył mężczyzna, który podobnie jak ja rozglądał się po sali. Facet ponoć był świetnym organizatorem ślubie. I za taką cenę mam nadzieję, że padnę tam z wrażenia. Razem z Sel oczywiście. — Będziemy trzymać się bieli, srebra i odrobiny czarni. — Dodał, chyba mówiąc bardziej do siebie jak do nas.

— Rób jak uważasz. Zdajemy się na ciebie. — Zapewniła brunetka, na co ten uśmiechnął się szeroko. Jakby jej słowa były najlepszymi, jakie usłyszał w całym swoim życiu. — Przyjdziemy, sprawdzić jak to wygląda i wtedy ewentualnie wprowadzimy jakieś zmiany.

— Oczywiście Pani Saffer. Zapewniam, że się państwo nie zawiodą. — Zapewnił i nawet nie czekając na naszą odpowiedź, ruszył gdzieś w głąb sali. — A i dzisiaj przyjdzie bukiet do zatwierdzenia. — Dodał, znikając nam z pola widzenia.

— Jednak wynajęcie go to był dobry pomysł. — Przyznała Selena która stała obok mnie. — Chyba bym oszalała jakbym musiała to wszystko ogarnąć.

— Ty skup się na znalezieniu sukienki, póki jeszcze nie latasz z brzuchem. — Zasugerowałem, przyciągając ją do siebie.

Mimo usilnych starań Selena jakoś nie mogła zajść w ciążę. Oczywiście to nie powinno mnie denerwować. W końcu staraliśmy się o dziecko zaledwie od miesiąca. A to wbrew pozorom wcale nie tak dużo. Jednak te trzy lata temu wystarczył jeden raz bez gumki. I to nieco mnie irytowało. Jakimś cudem zawsze łatwiej spłodzić dziecka, kiedy się go nie planuje. Bo kiedy już człowiek chce, to nic nie wychodzi.

— Już się tak nie stresuj. — Poprosiła, opierając dłonie na mojej klatce piersiowej. — W końcu zajdę w ciążę. Jednak nie możesz się tak stresować i narzucać sobie, że muszę być w ciąży tu i teraz. Stres w ogóle nie służy płodzeniu dzieci.

— Wiem, po prostu mi zależy. — Przyznałem, na co ta uśmiechnęła się szeroko. Cieszyłem się, że podzielała moją chęć do założenia dużej rodziny. To było moje marzenie, które chciałem spełnić.

— Przestań. Oboje jesteśmy zdrowi i młodzi. No i do tego wilkołaki. One są, prawie że wiatropylne. — Zauważyła, na co parsknąłem cichym śmiechem. — Więc prędzej czy później się uda. Tylko przestań się spinać i przypomnij sobie jak było nam dobrze, kiedy uprawialiśmy niezobowiązujący seks. Zapomnijmy o tym, że chodzi o dziecko i bawmy się jak dwoje nastolatków.

— Jak dwoje nastolatków? To ja mam pomysł. — Przyznałem, uśmiechając się cwaniacko. Mimo wszystko byliśmy młodzi. Selena miała zaledwie dwadzieścia cztery lata a ja dwadzieścia osiem. Niektórzy w tym wieku jeszcze nawet nie myśleli o poważnym związku a co dopiero o dzieciach. Więc mogliśmy się zabawić. — Mała jest dzisiaj w domu? — Dopytałem, kładąc dłonie na biodrach narzeczonej.

Selena o naszych planach co do drugiego dziecka powiedziała tylko Coroline. Ona wydała się być z tego powodu przeszczęśliwa. I kiedy tylko mogła brała Chiaro do siebie. Bardzo ułatwiając nam sprawę. Jednak trudno było starać się o kolejne dziecko, kiedy jedno bez przerwy się nudzi. Tak mała była tym typem dziecka, które budziło się w nocy po siedem razy. I za każdym razem trzeba było jej poświęcić chwilę, by zasnęła. Lub w ogóle została z nami na resztę nocy.

A co do tego, że to była taka tajemnica, mieliśmy swoje powody. Niestety rodzina ma to do siebie, że za bardzo lubili wpierdalać się w nie swoje sprawy. I pewnie, gdybyśmy im powiedzieli, zaczęłyby się narzekania. "Czemu przed ślubem", "przecież można jeszcze poczekać" i pięć tysięcy innych złotych rad. Z drugiej strony, jeśli nie spłodzimy tego dziecka, pewnie będzie "za duża różnica wieku" i tak dalej. Rodziny nigdy nie zadowolisz i zawsze znajdą jakiś powód, by ponarzekać i skrytykować Twoje wybory. Dlatego woleliśmy postawić ich przed faktem dokonanym.

— Dzisiaj kradnie ją Harry. Idą z Alex'em i Chiaro na jakąś nową bajkę do kina, a potem zostają u niego na noc. — Wyjaśniła, ruszając w stronę wyjścia.

Harry szybko się pozbierał. Od razu wyprowadził się do swojego własnego mieszkania. W końcu powiedział rodzinie prawdę. Z tego, co mówił była z tego wojna roku. Jednak kiedy zapewnił ich, że nadal będą widywać Chiaro nieco się uspokoili. Ci ludzie też bardzo ją kochali. A ja cieszyłem się, że moja córka ma wokół siebie tylu ludzi, którzy zrobiliby dla niej wszystko.

— Między nimi coś jest? — Dopytałem obejmując Sel.

— Od zawsze coś było. Alex jako jedyny go lubił. Dużo rozmawiali i świetnie się dogadywali. Dlatego byłam pewna, że prędzej czy później będą parą. I dobrze. Oboje zasłużyli na szczęście. — Zapewniła, uśmiechają się szeroko. Bardzo ceniłem w niej to, że cieszyła się szczęściem innych członków rodziny. W niektórych rodzinach panowała niezdrowa konkurencja. Jeden tylko czeka, by udupić drugiego. Tutaj tego nie było. — Pasują do siebie. Są podobni pod różnymi względami. Poza tym jeden był moim mężem a drugi to mój młodszy brat. Znam ich na tyle, by wiedzieć, że będą fantastyczną parą.

— Szykuje się ogrom ślubie w niedługim czasie. — Zauważyłem, na co ta jedynie wzruszyła ramionami. — No, ale to dobra nasza. Znowu cała noc tylko dla nas.

— Zważywszy na to, że ten demon w wilczej skórze obudził nas o czwartej i już nie dał zasnąć to pewnie nie taka cała. — Przypomniała, ziewając cicho. — Ja to czasem się zastanawiam czy to na pewno nie dziecko jakiegoś diabła... Chociaż w sumie na jedno wychodzi.

— No więc to będzie szybki numerek jak za starych dobrych czasów. — Rzuciłem, otwierając jej drzwi do samochodu. — A co do tego drugiego stwierdzenia to nie zaprzeczę.

— Tak. Pamiętasz jak kiedyś z braku czasu, zaliczyliśmy numerek w samochodzie na parkingu? — Spytała, na co szeroki uśmiech wkradł się na moje usta. Kiedy wsiadła do samochodu, zamknąłem za nią drzwi i sam zająłem miejsce pasażera. — To był zastrzyk adrenaliny, nie ma co.

— Mówimy jakbyśmy mieli po sto lat. W dalszym ciągu możemy zaliczyć szybki numerek w samochodzie. — Zapewniłem. Sel uznała, że najlepszą odpowiedzią na te słowa było rozpięcie koszuli, którą zsunęła ze swoich ramion.

Ta kobieta jednak czyta w moich myślach.

Alfa mafii: Tom IIWhere stories live. Discover now