XLI

410 40 0
                                    

Weszłam do domu, od razu zdejmując z siebie szpilki. Od dwóch tygodniu manewrowałam między pracą, domem i kolejnymi sklepami z sukniami ślubnymi. I jak na początku było to całkiem fajne, tak z czasem zaczęło robić się nudne i irytujące. Zresztą ja nienawidziłam przygotowywać tego typu imprez. Wypieranie kwiatów i dekoracji w sali to zdecydowanie nie były moje klimaty. No, ale mówi się trudno. Zdecydowałam się na ślub, to teraz musiałam jako tako go przygotować. I to jeszcze tak bym była z niego w pełni zadowolona. Bo jeśli tak nie będzie to będę się tylko denerwować, zamiast cieszyć własnym weselem. Taka już niestety byłam. Musiałam mieć wszystko dopięte na ostatni guzik. A jeśli coś szło nie po mojej myśli, chodziłam wkurzona następne kilka dni.

Od razu skierowałam kroki do swojego gabinetu. Tam jak niemal co dzień przesiadywał Santiago. Sytuacja była o tyle skomplikowana, że on też miał swoją mafię. I teraz dowodził nią z praktycznie drugiego końca świata. Co rodziło pewne trudności.

— Wybrałaś w końcu tę sukienkę? — Spytał, na co pokręciłam głową przecząco. — Jednak dobrze, że zaczęłaś szukać już teraz. Może na za dwa lata się wyrobisz.

— Szczerze? Małe szanse. Chyba trzeba przesunąć datę ślubu jeszcze o rok. — Oświadczyłam, siadając na biurku. Założyłam nogę na nogę i ponownie utkwiłam wzrokiem w Latynosie.

— Proponuję wynająć organizatora ślubów. Profesjonalistę, który załatwi większość rzeczy za nas. — Zaproponował odkładając na bok papiery, którymi wcześniej się zajmował. — Ja nie mam czasu latać i wybierać koloru obrusów, który dodatkowo będzie pasował do zasłon. Zresztą ty też nie. Lepiej, żeby to ogarnął ktoś, kto naprawdę się na tym zna i siedzi w temacie.

— Widzisz jak chcesz, to umiesz powiedzieć coś mądrego. — Mruknęłam, na co ten spojrzał na mnie spod byka. — To bardzo dobry pomysł. Nie mam ochoty sama się nad tym wszystkim głowić.

— Więc kogoś poszukamy. — Zapewnił, podnosząc się z miejsca. Obszedł biurko i tym razem stanął naprzeciw mnie, uśmiechając się przy tym cwaniacko. — Pamiętasz nasz pierwszy wspólny raz?

— Kiedy posuwałeś mnie opartą o biurko? Tak pamiętam. — Przyznałam, sama uśmiechając się lekko. To nie było jakieś szczególne wspomnienie. Szybki seks dwojga napalonych wilków. I pewnie pamiętałam go tylko dlatego, że jednak był to jakiś krok w naszej relacji. — Czemu pytasz?

— Tak mi się przypominało. — Rzucił, wzruszając ramionami. — Byłaś wtedy inna. Bardziej nieśmiała i uległa. Jednak taka podobasz mi się bardziej.

— Daruj sobie te przemówienia i powiedz mi w końcu, do czego dążysz. — Poprosiłam, poprawiając się na biurku.

— Do tego, co mi ostatnio obiecałaś. Brzmiało to jakoś tak "Kiedy zobaczę pierścionek wartości samochodu na palcu wtedy porozmawiamy o kolejnym dziecku". — Przypomniał, stając między moimi nogami. Złapał moją rękę i pokazał mi pierścionek, jakbym mogła zapomnieć o jego istnieniu. — Nie wiem jak ty, ale ja już ten pierścionek widzę.

— Ty naprawdę chcesz mieć to drugie dziecko. Powiedz, dlaczego tak ci zależy? — Dopytałam, skupiając na nim spojrzenie. Temat naszego kolejnego dziecko przewijał się ostatnio dosyć często. I to w głównej mierze z jego inicjatywy. Dlatego trochę mnie to dziwiło.

— Po prostu chce mieć dużą rodzinę. I tak, żeby między dzieciakami nie było tak dużej różnicy wieku. Pamiętam, że kiedy byłem młodszy, świetnie dogadywałem się z braćmi. To oni sprawili, że to wczesne dzieciństwo było fajne. — Wyjaśnił, a ja mogłam dostrzec jedno. Ból w jego oczach. Santiago tęsknił za rodziną, czemu kompletnie się nie dziwiłam. Brakowało mu rodzeństwa i rodziców. Mogłam tylko się domyślać, jak ciężko mu było być samemu. I wtedy pojęłam. Chciał znowu mieć rodzinę. Ja, on i gromadka dzieci. — No, ale oczywiście ostateczna decyzja należy do ciebie. To w końcu ty będziesz chodzić w ciąży i rodzić.

— Myślę, że wywiązałeś się ze swojej części umowy. Ja obiecałam się zastanowić. I po przemyśleniu całej sprawy oświadczam, że odpowiedź brzmi tak. — Oświadczyłam i całkiem szczerze to, co zobaczyłam, już wynagrodziło mi wiele. Ta radość w oczach Santiago, której wcześniej nie znałam. Tak szczera i po prostu cudowna.

— Myślę, że jako biznesmeni oboje nie lubimy odkładać rzeczy na potem. Dlatego proponuję od razu wziąć się do roboty. — Zaproponował, rozpinając guziki czarnej koszuli. Zdjął ją z siebie i rzucił gdzieś na bok. No tak cały on.

Położyłem dłoń na jego klatce piersiowej i przejechałam niego niżej. Spojrzałam też na jego ramię, na którym widniał czerwony znak. Plama, która przybierała kształt czaszki wilka. Znak wygnańców, który nosiłam i ja. Z tym że u mnie widniał na udzie.

— Jak mogłabym odmówić, kiedy te formalności wyglądają tak kusząco? — Spytałam, przygryzając dolną wargę. Rozpięłam przy tym spodnie, które zsunęłam z bioder, ostatecznie je z siebie zdejmując.

Santiago o dziwo bardzo delikatnie pocałował moje usta. Dłońmi odnalazł guziki mojej koszuli, które szybko rozpiął, zdejmując moje ubranie. Dzięki temu odsłonił moją skórę, która z zapałem zaczął całować. Schodził przy tym coraz niżej, ostatecznie odnajdując moje uda, które całował, tym razem kierując się w górę. Mruknęłam w wyrazie zadowolenie i oparłam dłonie o biurko. Uniosłam biodra, a on pozbył się mojej bielizny.

W końcu zbliżył się do mojej kobiecości. Jednak ostatecznie ją ominął, prostując się szybko. W odpowiedzi posłałam mu niezadowolone spojrzenie, na co ten uśmiechnął się triumfalnie. On to jednak lubił mnie wkurzać.

Rozpiął swoje spodnie i ponownie się do mnie zbliżył. Dłonie ułożył na moich biodrach i wszedł we mnie ostrożnie. Początkowo poruszał się powoli, dając mi czas bym przywykła. Jednak z czasem przyszpieszył, znacznie wzmacniając swoje ruchy. Ja oplotłam go nogami w pasie, wyginając ciało do tyłu.

Dźwięk zderzających się ze sobą bioder wypełnił pomieszczenie. By nieco mu pomóc, i nie pozostawać tak bierną również zaczęłam poruszać biodrami dostosowując się do narzuconego przez niego tępa.

Poczułam przyjemne ciepło kumulujące się u zbiegu moich ud. Jęknęłam nieco głośniej, co wyraźnie mu się spodobało. Doszliśmy niemal w tym samym czasie, czemu towarzyszył mój głośny krzyk.

Wyprostowałam się powoli, kiedy tylko ten ze mnie wyszedł. Posłałam mu zadowolone spojrzenie, chwilę siedząc na biurku praktycznie naga. Przyglądałam się tak każdemu wykonanemu przez niego gestowi.

Właśnie tak wyglądał facet, z którym spędzę resztę życia.

Ja to jednak jestem szczęściarą.

— Pamiętasz co powiedziała Chiaro? — Dopytał tak nagle, że w lekkim szoku pokręciłam głową na nie. — Chce mieć brata więc musimy się dobrze starać moja dono.

— Nie udawaj romantyka, bo ci to nie wychodzi. Zwłaszcza kiedy raz na dwa lata przypomni ci się, jak miałeś do mnie mówić. — Wyjaśniłam, w końcu wstając z biurka. Ubrałam na siebie bieliznę i spodnie cały czasu mu się przyglądając.

— Teraz to już nie przezwisko, tylko tytuł. Od teraz jesteś królową mojej mafii. — Wyjaśnił, uśmiechając się dumnie. — Więc nie jestem romantykiem. Ja po prostu jestem służbistą.

Tak mam wielkie szczęście, że go mam.

Alfa mafii: Tom IIOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz