XXVIII

429 37 4
                                    

Stałam z rozłożonymi rękoma, starając się nie ruszać. Hazzi stwierdziła, że musi mnie zmierzyć, bo kreajcja, która sobie obmyśliła, jest bardzo dopasowana. I jeśli moje pomiary są nieaktualne, to nie zmieszczę się w sukienkę. W sprawach stylu ufałam tej kobiecie jak mało komu. Dlatego nie obawiałam się tego, co wymyśliła. Zwłaszcza że nigdy mnie nie zawiodła. Znała mój styl i wiedziała co lubię, a czego nie. Poza tym ona miała świetne wyczucie. No i przede wszystkim znała się na swojej robocie i widziała, w czym dobrze wygląda moje ciało. Wiedziała jak ukryć jego mankamenty i podkreślić zalety. Dlatego byłam pewna, że będę wyglądać oszałamiająco.

— Więc Seleno. — Zaczęła kobieta, uśmiechając się szeroko. Poprawiła okulary w złotych oprawkach, które spoczywały na jej nosie i zarzuciła metr krawiecki na szyję. — Z kim można się ciebie spodziewać na tym balu?

— A co? Już dobiegły cię słuchy o moim rozwodzie? — Dopytałam, unosząc jedną brew. Opuściłam ręce, które oparłam na biodrach, przyglądając się uważnie kobiecie.

— Jak niemal wszystkich. Zresztą czego się spodziewałaś, kiedy rozmawiałaś z Harrym w obecności Cartera? — Spytała, zapisując coś w notesie. — Niby mafioza. A plotkuje jak stara baba na targu.

— Racja. Mój błąd. — Przyznałam zgodnie z prawdą. Carter był dla mnie jak kolejny brat. Był partnerem w biznesie i bardzo bliskim przyjacielem. Powierzyłam mu piecze nad córką i mężem, bo mu ufałam. Jednak jeśli chodziło o dotrzymywanie tego typu sekretów, po prostu nie można mu było ufać. — Pokaże się z mężem i z Santiago.

— Szalony pomysł. — Zauważyła, ostatecznie zdejmując okulary. — Wiesz, jak inni na to zareagują?

— Wiem. I kocham wzbudzać kontrowersje. — Przyznałam, uśmiechając się do swojego odbicia w lustrze. — Poza tym to część dobrze obmyślanego planu.

— Jak całe twoje życie. — Zauważyła, na co jedynie wzruszyłam ramionami. — Nie przeszkadza Ci to, jak musisz planować każdy swój ruch?

— Hazzi ja nie umiałabym nie planować swojego każdego następnego kroku. To moje życie, w którym czuje się cudownie. — Zapewniłam, schodząc z podwyższenia. Ubrałam na siebie marynarkę i założyłam swoje szpilki. — Tak jak ty nie umiesz nie myśleć o modzie. Każdy ma jakiś swoje życiowe powołania. To jest moje. — Wyjaśniłam, wyjmując telefon z torebki. Odebrałam połączenie. — O co chodzi Dante? — Spytałam, zarzucając włosy na plecy.

— Pamiętasz tego dilera, który zbierał na ciebie haki? — Spytał, na co skrzywiłam się lekko.

— Nie mam jeszcze aż takich problemów z pamięcią, żeby nie pamiętać czegoś, co zdarzyło się tak niedawno. — Zapewniłam, ruszając do wyjaśnia. Hazzi już przyzwyczaiła się do tego, że często po prostu wychodziłam, nie zawracając sobie głowy grzecznościami.

— Chyba znudziły mu się tortury, bo chce z tobą porozmawiać. — Zdradził mój brat, na co skrzywiona się lekko. Facet nie mógł mi powiedzieć niczego, czego nie wiedziałam. Jednak spotkanie się z nim w niczym mi nie przeszkadzało. Ze względów bezpieczeństwa ograniczyłam wszelkie spotkania i dilerkę. Dlatego zrobiło mi się sporo dziur w grafiku, które musiałam czymś wypełnić, by nie oszaleć.

— Będę za dziesięć minut. — Oświadczyłam kończyć połączenie.

Wsiadłam do samochodu i ruszyłam do swojego biura. Może było to ryzykowne, że miałam z nim rozmawiać akurat tam. Jednak całkiem szczerze mój przyjazd właśnie tam był najmniej podejrzany. Głównie dlatego, że bywałam tam codziennie. Czasem, nawracając po kilka razy. Dlatego moja obecność tam raczej nikogo nie powinien zdziwić ani wzbudzić niczyich podejrzeń.

Weszłam do budynku i skierowałam się w stronę windy. Wsiadłam do niej i wcisnęłam odpowiedni przycisk, zjeżdżając dwa piętra w dół. Kiedy winda się zatrzymała a drzwi się otworzyły, ruszyłam przed siebie. Pomieszczenie wypełniło się tym charakterystycznym dźwiękiem szpilek uderzających o podłogę. Bardzo szybko dostrzegłam mężczyznę siedzącego na krześle. Wbrew pozorom nie wyglądał wcale aż tak źle. Wszystko dzięki wilczej regeneracji. Moi ludzie robili mu krzywdę. On szybko się regenerował. I tak w kółko.

— Co takiego chciałeś mi powiedzieć? — Spytałam, spoglądając na dilera. Ten niepewnie uniósł na mnie spojrzenie, po którym było widać, jak bardzo zmęczony jest. — Tylko się streszczaj. Nie mam całego dnia.

— Wiem, kto jeszcze pracował dla tego faceta. — Mruknął od razu przyciągając moją uwagę. I to były konkrety, które mnie interesowały. — Podam wszystkie nazwiska. — Obiecał wpatrując się we mnie w oczekiwaniu na to, jaka będzie moja reakcja. Jednak moja twarz pozostawała niewzruszona. Liczyłam, że powie mi więcej. — Chciał wiedzieć wszystko. Gdzie bywasz. Ile pracujesz. Jakie są Twoje relacje z mężem. Jaki masz towar i jaki obrót. Jakby miał na twoim punkcie obsesję.

— Obsesja na twoim punkcie to moja działka. — Wyszeptał Santiago tak cicho, że zapewne tylko ja go usłyszałam. Na te słowa kącik moich ust powędrował ku górze.

— Jak dostarczałeś mu informacje, które zdobywałeś skoro, ponoć nigdy go nie widziałeś? — Dopytałam nie dając rozproszyć się Latynosowi, który był tu już przede mną. Czekał razem z moim bratem, a ja byłam pod wrażeniem tego, że się nie pozabijali.

— Ja tylko zostawiałem informację w odpowiednich miejscach. Nie mam pojęcia, kto je potem odbierał. Mówiono nam minimum z minimum. Naprawdę nic więcej nie wiem. — Przysiągł, patrząc na mnie błagalnie.

Liczył na to, że się nad nim zlituje. Doszło do niego, że umowa o darowaniu życia nie jest taka zła. I to najlepsze co w tym momencie może go spotkać. Jednak nie przemyślał tego, że moje oferty nie mają czasu nieokreślonego.

— Podaj te nazwiska. — Poleciłam, wskazując na strażnika. Ten skinął głową rozumiejąc, o co mi chodzi. Podszedł do mężczyzny, by zapisać to, co ten powie.

Ja w tym czasie odeszłam na bok. W ślady za mną ruszył mój brat i Santiago. Chciałam omówić z nimi to, co postanowię. Byli moimi wspólnikami, dlatego chciałem znać ich opinie.

— Powinniśmy zabić ich wszystkich. Wątpię by wiedzieli cokolwiek więcej. — Zauważyłam, krzyżując ramiona na piersiach. Obaj mężczyźni skinęli głową, przyznając mi racje. — A z nim chyba wszyscy trzej wiemy, co zrobimy.

— Myślę, że i tak istnieje tylko jedno właściwe wyjście z tej sytuacji. — Zauważył Dante zresztą bardzo słusznie. — Więc rób co do ciebie należy, siostrzyczko.

— A ty zawiadom Drake. On powinien coś wiedzieć o jakiś przesyłkach zostawianych w dziwnych miejscach. — Zauważyłam, odchodząc od mężczyzn.

Ponownie podeszłam do mężczyzny, który już nic nie mówił. Widocznie powiedział wszystko, co miał do powiedzenia. Czyli był już bezużyteczny.

— Zwerbował cię. Co znaczy, że wiesz coś, co mi zagraża i jesteś przekupny. Nie podoba mi się to. — Oświadczyłam, patrząc na mężczyznę. Zdjęłam z siebie marynarkę, a Santiago pojawił się obok mnie i zabrał moje ubranie. — W tej branży ryzyko jest wysokie. A my musimy je minimalizować. — Dodałam, podwijając rękawy koszuli.

— Proszę. — Mruknął w ostatnim akcie desperacji, wiedząc, że wyrok już został wydany.

— Podpisałeś wyrok na siebie, kiedy zdradziłeś rękę, która cię karmi. — Wyjaśniłam wbijając rękę, w jego klatkę piersiową. Wyrwałam mu serce, które jak gdyby nigdy nic rzuciłam na ziemię.

Może dla kogoś byłam okrutna. Jednak walczyłam o bezpieczeństwo nie tylko swoje, ale też osób, które kochałam. A dla nich byłam gotowa przekroczyć wszelkie granice.

Alfa mafii: Tom IIWhere stories live. Discover now