XXXII

398 38 6
                                    

SANTIAGO

Spojrzałem kątem oka na Salene która stała, słuchając wywodów bratowej. Ta mówiła o czymś widocznie rozemocjonowana. Co jakiś czas można było usłyszeć, jak mówi coś o imieniu dla dziecka i jego pokoiku. Cieszyła się i to było widać już na pierwszy rzut oka. A Sel cieszyła się razem z nią. Uśmiechała się, równie szeroko oświadczając, że klepie sobie miejsce chrzestnej. Przy okazji mówiąc jej, jak cudowne jest bycie mamą i, że to ją zmieni. Tak jak zmieniło ją.

— Rozmawiasz ze mną czy z nimi? — Spytał nagle Carter, wyrywając mnie z zamyślenia. — Wiem, że Sel wygląda jak królowa, a ty pragniesz tylko by zrobiła z ciebie jej...

— Nie kończ. — Poprosiłem, przerywając jego fantazje. — Nie o to chodzi. Już nie jestem tym facetem, który myślał tylko o seksie. A przynajmniej mam nadzieję, że już nim nie jestem. Przynajmniej dla niej.

— Zdradzę Ci sekret. — Oświadczył, przyciągając mnie bliżej siebie. — Ona cię wielbi. I gdyby trzy lata temu mogła to zrobić, sama by Ci się oświadczyła. Nic nie opisywało jej szczęścia, kiedy byłeś obok i jej bólu, kiedy nie odebrałeś telefonu.

Przeszłość skrywała moje błędy i grzechy. Jednym z nich był wyjazd. I chociaż to brzmi głupio, nie miałem wyboru. Zajebiście niebezpieczni ludzie chcieli mnie wykończyć i gdybym się nie odciął pewnie zabraliby się i za nią. A tego bym sobie nie wybaczył.

Jednak wróciłem. Kilka miesięcy później. A moje serce rozpadło się na milion kawałków, kiedy zobaczyłem Selene w salonie sukien ślubnych z rosnącym brzuchem. Wyglądała tak pięknie w obcisłej sukience, która podkreślała jej zaokrąglony brzuch. Była idealna i już nie moja. Nie miałem prawa znikać i wracać niszcząc jej życie. Wierzyłem, że jeśli kocha tego faceta, ma prawo być przy nim szczęśliwa. Odpuściłem.

Jednak wróciłem po trzy latach. By w imię tego, co przysiągłem i tego, co nas łączyło jej pomóc. A to wszystko potoczyło się, jak się potoczyło. Czyste szaleństwo.

— Powiedziałaby tak, gdybym spytał? — Dopytałem, przyglądając się blondynowi. Znał Sel jak mało kto. A ja chciałem odpowiedzi. Bo mimo wszystko to był średni czas na bawienie się w dramaty rodzinne.

— Chłopie ona się dla ciebie rozwodzi. Pomyśl. Prawdę znasz ty, ja, ona, Harry i Dante. Mogłaby dalej kłamać, gdyby nie chciała zrobić na ciebie miejsca w swoim życiu. A jednak to robi. Tylko czeka, aż spytasz. — Zapewnił, uśmiechając się szeroko. — Nigdy tego nie powie, bo to silna kobieta. Jednak chciała, żebyś przy niej był. Kiedy była w cięży, kiedy rodziła Chiaro i zresztą w każdym momencie jej egzystencji. Jesteś miłością jej życia.

— Mocne słowa. — Zauważyłem, spoglądając na zawartość szklanki. Te słowa były jak grom z jasnego nieba, na który nie byłem gotowy.

Mnie i Sel łączyła jedna ważna rzecz. Oboje byliśmy twardzi. Wychowani w przeświadczeniu, że mówienie o emocji to słabość. Mówiąc o tym, co się czuje za bardzo odsłaniasz się przed drugą osobą. Dlatego praktycznie nigdy tego nie robiliśmy. I wychodziło na to, że to osoby trzecie musiały nam uświadomić pewne rzeczy. I wypowiedzieć słowa, które dla nas były za trudne.

— Ale prawdziwe. Ty jesteś miłością jej życia, a ona jest twoją. I szczerze wierzę, że będziecie razem już wiecznie. Chociaż oboje jesteście upartymi debilami i nie chcecie tego przyznać. — Zapewnił, krzyżując ramiona na piersi. — A i musisz ją przeprosić za to, że zniknąłeś bez słowa. Zrób to, kiedy jej się oświadczysz. Pozwalam Ci na to tylko dlatego, że oboje wiemy, że Twoja skurwysyńska dupa nie zniosłaby tyle dobro i miłości. Chyba byś oszalał, gdybyś musiał tyle mówić o emocjach.

— Ta masz rację. — Przyznałem, będąc w niezłym szoku. Carter był spoko facetem. Jednak przez większość czasu wydawało się, że jest strasznym idiotą. A wychodziło na to, że był mądrzejszy od naszej dwójki. — Od kiedy ty jesteś taki mądry?

— Od zawsze. Tylko moja taktyka to się do tego nie przyznawać, żeby inni nie widzieli we mnie konkurencji. — Wyjaśnił, wzruszając ramionami. Dobra facet jednak jest genialny. — Módlmy się by ta wasza Selena czy inna bogini obdarzyła Chiaro inteligencją po mnie. Bo inaczej pewnie też wjebie się w takie miłosne gówno.

Kiedy patrzyłem wstecz rozumiałem jedno. Nigdy nie chciałbym by Chiaro trafiła na kogoś takiego jak ja. Byłem dupkiem. Zimnym skurwielem, który zdecydowanie za późno zrozumiał, że się zakochał. Popełnił masę błędów, za które teraz musi płacić, przy okazji raniąc bliskich mu ludzi.

— Nie wierzę, że to mówię, ale masz rację. — Przyznałem, na co ten uśmiechał się szeroko widocznie dumny z siebie.

I wtedy usłyszałem krzyki. Odwróciłem gwałtownie głowę i zobaczyłem Notha. Był pobity. Bardzo mocno pobity. Facet nie był w stanie ustać na nogach, a krew lała się z niego jak woda z kranu. Części ludzi zaczęła krzyczeń. Jakaś kobieta chyba zemdlała na ten widok. Ktoś wymiotował. Ogólnie zrobił się niezły syf. I niż dziwnego. Nie wszyscy tutaj byli przyzwyczajeni do takich widoków.

— To twoja sprawka? — Spytałem spoglądając na Saffer, kiedy ta znalazła się obok mnie. Uśmiechnęła się widocznie dumna z siebie co samo nasuwało odpowiedź.

— Nie do końca. Przecież byłam tutaj cały czas. — Zauważyła obejmując moje ramię. — To pewnie ci ochroniarze. Od początku źle im z oczu patrzyło.

— Uwielbiam cię z każdym dniem coraz bardziej. — Przyznałem, całując jej skroń. Ta kobieta była obłędna. Sprytna. Z łatwością grająca w te nasze mafijne gierki. I wygrywającą każdą rundę. — Dobrze, że to Ty jesteś matką mojego dziecka.

— Naprawdę zamieniasz się w romantyka. — Zauważyła widocznie rozbawiona. Jednocześnie z uwagą obserwując, jak wynoszą Victora. — Carter. — Mruknęła, a mężczyzna przeniósł na nią spojrzenie. — Poprosisz swoich ludzi, żeby przywieźli Chiaro? Na razie myślę, że jest na tyle bezpiecznie, żeby mogła zobaczyć się z tatą.

I przysięgam, że na te słowa moje serce zabiło szybciej. Wreszcie zobaczę się z córką. To było zarazem stresujące, jak i cudowne. Multum emocji wypełniło moje ciało. Czekałem na ten dzień, kiedy tylko dowiedziałem się prawdy. I teraz wreszcie będę mógł ją poznać.

— Oczywiście. Chiaro to złote dziecko, ale pewnie już wszyscy mają jej tam dosyć. Jest rozpuszczona. — Zauważył, wyciągając telefon z kieszeni spodni.

— Potwierdzam. — Przyznał Harry, wsuwając dłonie do kieszeni spodni. Na nim widok zmasakrowanego Notha nie zrobił większego wrażenia. Może nie był gangsterem, jednak był lekarzem. Więc był już przyzwyczajony do takich widoków. — Obyś zdechł w tym szpitalu. — Warknął Harry, co mnie nie zdziwiło. Ten facet zalazł za skórę nam wszystkim.

— Spokojnie Harry. Wyrok na Victorze North'e został już ogłoszony.

Alfa mafii: Tom IIDonde viven las historias. Descúbrelo ahora