XV

514 38 8
                                    

Weszłam do gabinetu poprawiając włosy, które opadały na moją twarz. Coś we mnie nie czuło się przy Santiago do końca pewnie. I był ku temu jeden bardzo ważny powód. Sekret, który miałam zabrać ze sobą do grobu. Bez względu na wszystko i wszystkich. Nawet jeśli ta tajemnica miała mi ciążyć i zabijać mnie każdego dnia co czyniła do tej pory. Chociaż już było lepiej. Po tylu latach w sporym stopniu pogodziłam się z tym, co się stało. Jednak kiedy on wrócił, wszystko się rozpadło. Nadal mojemu życiu nowe komplikacje, na które nie byłam gotowe. I teraz miałam wrażenie, że się rozpadam. Jego obecność była jak największą kara. Bo czasy, kiedy śniłam o jego powrocie, przeminęły lata temu.

Wzięłam do ręki szklankę, która napełniłam whiskey. Wzięłam większy łyk w nadziei, że ten mnie uspokoi. Niczym desperatka szukałam ratunku w alkoholu, który piłam litrami. Miał pomóc. Być moim zbawieniem. Mocnymi lekami na uspokojenie które nie wymagały recepty. A jednak nie pomagał. Przynajmniej nie tak jak tego pragnęłam.

— Co chcesz zrobić? — Spytałam odwracając się, by spojrzeć na niego pierwszy raz od dłuższego czasu. To jak bardzo się nie zmienił, jak nadal był idealny, zabijało mnie z każdą chwilą. Rujnując idealne życie, które budowałam latami. — Bo rozumiem, że masz jakiś plan. — Dodałam, unosząc jedną brew. Za wszelką cenę starałam się ukryć to, jak bardzo niepewna teraz byłam.

— Ja zawsze mam plan. — Zapewnił spoglądając na mnie, ciemnymi oczami. Tymi, które wyrażały spokój i przerażająca wręcz pewność siebie. Tymi, w które patrzyłam tyle razy i tymi o których śniłam niegdyś każdej nocy. — Moi ludzie w dyskretny sposób sprawdzają ruchy Victora i jego ludzi w sieci. Twoi nieustannie go obserwują więc będziemy wiedzieć na bieżąco co robi. Początkowo sugeruje naprawić szkody, które wyrządził i uchronić się przed kolejnymi. W końcu popełni błąd, który go zgubi. Zdecydowanie otwarta wojna nie jest tym, czego nam trzeba. Zwłaszcza z kimś takim jak North. — Zauważył, a ja musiałam przyznać mu racje. Ludziom wydawało się, że my mafie wszczynamy wojny o byle gówno. Jednak to nie była prawda. Wojna nie opłacała się nikomu i zawsze lepiej było załatwiać konflikty w pokojowy sposób. — Mam dla ciebie umowę do podpisania. Podpisz, a ja załatwię resztę. — Zapewnił, podając mi teczkę.

Niepewnie ją przyjęłam i otworzyłam. Przesunęłam wzrokiem po pierwszej stronie. Normalnie nie podpisałabym niczego w ciemno. Zastępy moich prawników powinny przeanalizować każdą literę i ewentualną niedoskonałość znajdująca się na kartce. Jednak ja zawsze traciłam przy nim rozum. Byłam jak ta głupia nastolatka, którą poznał. Z tym że teraz byłam głupią nastolatką w ciele dojrzałej kobiety, krwisto czerwonych ustach i wysokich szpilach o podeszwie w tym samym kolorze.

Wzięłam długopis i uzupełniłam wszystkie miejsca na podpis. Jakieś resztki zdrowego rozsądku krzyczały, że zachowuje się jak wariatka. Jednak mocne bicie serca spowodowane jego obecnością skutecznie je zagłuszały.

A może to tylko alkohol w końcu zaczął mnie wykańczać.

— Masz śliczną córkę. — Oświadczył, wyrywając mnie z burzy własnych myśli. Mężczyzna przyglądał się zdjęciu dziewczynki, które stało na moim biurku. — Podobna do taty.

Żebyś wiedział jak bardzo.

— Jest wszystkim, co mam. Sensem mojego życia. Cenniejszym nisz pieniądze czy władza. Jestem moim największym i najcenniejszym skarbem. — Wyznałam przyglądając się latynosowi, który wpatrywał się w zdjęcie dziecka z dziwnym uwielbieniem. Jakby samym zdjęciem Chiaro zdobyła całe jego z pozoru zimne serce.

— Musi być cudownie mnie dzieci. — Zauważył z wyraźną niechęcią odkładając zdjęcie. Przeniósł na mnie spojrzenie, który w nieznany dla mnie sposób złagodniało.

— Nie jestem w stanie opisać tego słowami. — Wyznałam a mimowolny uśmiech, wdarł się na moje usta. Chiaro była największym darem od losu. Nawet jeśli bycie matką kosztowało mnie tak wiele strachu i stresu. — Nadała mi nowy sens. Pokazała miłość, której nie znałam. Dała mi tak wiele.

— Żałuję, że nigdy nie będę w stanie poznać tego uczucia. — Przyznał a ja poczułam się, jakbym cofnęła się w czasie o dwa lata. Znowu byliśmy przed sobą całkiem nadzy. Chociaż ubrania nadal zakrywały nasze ciała. — Bycie mną i ojcostwo się nie łączy. Dziecko byłoby zbyt zagrożone. I nie byłbym w stanie poświęcić mu wystarczająco czasu. Nie mogę być egoistą i robić dziecka o które nie będę w stanie dobrze zadbać dla własnej przyjemności.

— Nie ważne co mówią ludzie. Jesteś dobrą osobą Santiago. — Zapewniłam czując się dziwnie, z jego imieniem na ustach. Bowiem jeszcze kilka dni temu było ono jak moje prywatne przekleństwo. Słowo zakazane na wieki.

— Z twoich ust to największy komplement. — Przyznał układając usta w ten uśmiech, który spotykałam u niego tak rzadko. Szczery i pozbawiony złośliwości. — Uratujmy ten świat dla małej... — Zaczął posyłając mi pytające spojrzenie, zapewne licząc, że podam mu imie córki.

— Znasz je. — Przymniałam, wracając wspomnieniami do dnia w którym wrócił. Przed oczami widziałam jego i męża mierzących się spojrzeniami.

— Chiaro. — Mruknął widocznie przypominając sobie tę sytuację. Jego wzrok chwilowo stał się nieobecny, jakby coś do niego dotarło.

Trzy lata temu byliśmy idiotami, którzy tylko z siebie żartują i irytują się nawzajem. Niczym dwoje gówniarzy zakochanych w sobie jednak nieumiejących tego wyznać. Wymienialiśmy zaczepki słowne. Zresztą taka była nasza pierwsza reakcja na ponowne pojednanie. A teraz? Teraz byliśmy tylko dwojgiem ludzi, których coś kiedyś łączyło a każde kolejne spotkanie, coraz bardziej obdzierało ich z przybranych masek.

— Uratujmy dla niej ten świat. — Powtórzył, przerywając panującą chwilę ciszy. Santiago wydał się coś sobie uświadomić, jednak kompletnie ten fakt zignorował. — Załatwię wszystko i będę cię informował o poczynaniach Victora. — Zapewnił wyciągając dłoń w moją stronę. Wzięłam do rąk teczkę i mu ją podałam. Mężczyzna skinął głową i opuścił mój gabinet, który nagle stał się przerażająco pusty.

Wzięłam głęboki wdech i kolejny łyk alkoholu, który ku mojemu poirytowaniu wcale mnie nie uspokoił. Czemu tak się czułam? Winna, zdenerwowana i roztrzęsiona. Nie powinnam tak się czuć. Byłam kobietą, która wysoko unosiła głowę i nie potrzebowała nikogo ani niczego. Była siłą samą w sobie. Mężczyźni jej pożądali a kobiet pragnęły być jak ona. Więc Casas powinien pozostać mi obojętny. Powinnam podejść do niego bez zbędnych emocji, które nie miały żadnego znaczenia. Jak na kobietę, która byłam przystało.

Spojrzałam na stertę papierów i zgarnęłam pierwszy plik do uzupełnienia. Mimo wszystko nie mogłam zaniedbywać pracy, której cały czas było sporo. Musiałam wszystkiego dopilnować, bym nie obudziła się któregoś dnia wiedząc, że wszystko się rozpadło przez moją słabość.

Spojrzałam na zdjęcie Chiaro i przełknęłam ślinę.

Szkoda, że ta silna kobieta była tylko maską, dla dziewczynki której już powoli brakowało sił.

Alfa mafii: Tom IIWhere stories live. Discover now